Zbyt silna psychika...

36 3 0
                                    

- Nie ma mowy! - krzyknął zbulwersowany Łatek. Przed chwilą dowiedział się o naszej planowanej wycieczce. - Nie pójdziecie tam! 

- Oj, Łatuuuś, no nie jeż się tak. - Parsknęłam rozbawiona, reakcją naszego sąsiada. - Niedługo wrócimy! ...a może i nie. - Ostatnie słowa powiedziałam szeptem, ale kot dosłyszał i jeszcze bardziej się najeżył. - ...no rzesz kurfa. - trochu słabo wyszło 

Po chwili stanęłam dumnie przed dwoma kotami i rzekłam: 

- Słuchajcie moi drodzy, - koty przyjrzały mi się uważnie i zdziwione postanowiły wysłuchać co mam ważnego do powiedzenia, przecież na co dzień nie zwracam się tak do nich. - ...zgłodniałam. - Jakby na potwierdzenie moich słów, zaburczało mi w brzuchu i uśmiechnęłam się szeroko ukazując moje ostre kły. Po chwili koty tarzały się na trawie niekontrolowanie połykając ziemię. - Heh... ale ja na serio jestem głodna.

Rdzawy tupnął łapą i zasugerował, żebyśmy na coś zapolowali. Na pierwszy ogień chcieliśmy dać Łatka, ale ten wydarł się na nas, że nie chce tak jak my, zdziczeć. Rudziak westchnął trochę zirytowany, ale przeważało rozbawienie.

- Dobra! Patrzcie na mistrza! - rzekł dumnie zielonooki kot i odszedł jakieś 15 ogonów dalej. Stanął na łące wytężając wszystkie zmysły. Po chwili poniuchał w powietrzu i uśmiechnął się. Przyjął pozycję do skoku i... nie trafił. Mysz przemknęła mi pod łapami, a ja stałam i próbowałam się nie roześmiać, żeby nie wkurzyć Rudaska. Rdzawy patrzył na nas trochę zmieszany i powstrzymywał się od wybuchu złości, ponieważ pan Łatowski dusił się ze śmiechu. 

- Następnym razem pójdzie ci lepiej... - powiedziałam bez zapału - ale teraz ja!

Przeczekałam chwilę i ruszyłam w stronę miejsca, gdzie przed chwilą spudłował mój przyjaciel. Przycupnęłam nisko w trawie, by nie zostać zauważoną i wytężyłam zmysły. Po jakże monotonnej minucie, czy dwóch, poczułam intensywny zapach myszy polnej. To jest moja szansa! Swoim przebiegłym wzrokiem zauważyłam małą istotę odpoczywającą jakieś 30 łap stąd. Zaczęłam się skradać, stawiając ciężar ciała na tylnie łapy i leciutko dotykać łapami ziemi, by zdobycz nie wyczuła nic podejrzanego. Gdy byłam wystarczająco blisko odepchnęłam się od ziemi i poleciałam w stronę kulki sierści. Nie zdążyła zareagować, a już ją miałam w zębach i z triumfalnym uśmiechem zaczęłam zbliżać się do dwójki przyjaciół. Coś mi mówiło, żebym wypuściła tą zwierzynkę i zrobiłam to co podpowiedziała mi intuicja. Przerażona mysz zaczęła uciekać ile sił w łapkach. Rdzawy i Łatek zdziwili się, dlaczego ją wypuściłam. Wzruszyłam tylko ramionami, zanim zapytali.

- To co, wracamy? - Zapytał biało-czarny kociak. - Zmęczony jestem, już dawno po dobranocce! 

- Pff . Nie mogę. HAHAHA! Ty serio oglądasz jeszcze dobranocki z tym małym... em.? Dwunogiem, poruszających się na czterech.? Ech??

- Oni nazywają to... dziecek? No coś takiego... 

- To wrac- - pojawiły mi się mroczki przed oczami, świat zawirował, a ja upadłam na prawy bok. Łatek i Rdzawy coś do mnie mówili, ale ja ich nie słuchałam. Świat pogrążył ciemność. 

Obudziłam się na łące (bla bla bla, obóz klanu pioruna) przede mną stała ogromna niebieskoszara kocica, ze srebrnym połyskiem wokół nozdrzy. Widać, że denerwowała się, ale próbowała to ukryć. Bezskutecznie. Gdy mnie ujrzała, trochę się uspokoiła.

- Witaj Księżycowa Łapo - powiedziała z dumą kocica. Obejrzałam się za siebie i nikogo nie zauważyłam, byłam tylko ja i ona.

- Ale, że ja? Nazywam się Plamka. - odpowiedziałam jej ze zdziwieniem.

- U Dwunożnych może i jesteś Plamką, ale u nas jesteś wybawicielką... - Zastopowała na chwilę - Gdzie Ognista Łapa? - domyśliłam się, że to Rdzawy.

- Myślę, że nie zemdlał razem ze mną.

- Rozumiem... Zbyt silna psychika...

- Po co mnie tu ściągnęłaś?

- Ach, racja! - Powiedziała pośpiesznie. - Musisz przybyć tu wraz ze... Rdzawym.

- Po co? 

- ... - Już miała odpowiedzieć, ale nic nie słyszałam zauważyłam tylko ruchy pyska. Budziłam się, obraz się rozmazywał.

- ...mka! Plamka!! Obudź się! - zawołał zapłakanym tonem Rdzawy. Uchyliłam delikatnie powieki i poczułam jak ktoś mnie zaczął rozpaczliwie lizać. - Mój Boże! Na szczęście... - Odetchnął z ulgą.

- Gdzie jesteśmy?

- W ogródku.

- Rozumiem... Pójdziemy już do domu? Źle się czuję...

- Jasne.

Wgramoliliśmy się do domu i usiedliśmy w swoich posłaniach, które znajdowały się obok siebie.

- Rudek... miałam wizję.

- Hę? W jakim sensie?

- Zobaczyłam kocicę.., która wiedziała jak mam na imię, ciebie zresztą też znała, jednak pod innymi imionami: Ja, Księżycowa Łapa, a ty Ognista Łapa...

- Rozumiem... zastanowię się nad tym.

Dwunożni właśnie zgasili lampki i poszli spać.

- Chodźmy też. - powiedziałam, ziewając.

- Masz rację, dobranoc

- Pa Rudasku...

()()()()()

Pierwszy rozdział! I jak? Podoba się? Myślę, że wyszedł spoczko! :3 

Do zobaczenia!

Krew wojownikówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz