Ostatnie tygodnie były pełne nieprzewidzianych zdarzeń. Tych złych, jak i tych dobrych. Śmierć Davida wstrząsnęła nami wszystkimi, a najbardziej matką chłopaka, która od tamtego czasu ani razu nie wyszła z domu. Oczywiście jej mąż próbuje na wszystkie sposoby jej pomóc, ale jak sam twierdzi, jest ciężko i to bardzo, ale nie ma co się dziwić, w końcu stracenie ukochanego dziecka, jest traumatyczne. Kolejną złą, a zarazem dobrą nowiną była moja choroba, oczywiście na początku miałam czarne myśli, ale wiadomość, że nie jestem chora, była najlepszym, co mogłam usłyszeć. Oczywiście nie tylko to sprawiło, że jestem najszczęśliwszą osobą. Po czterech latach w końcu wiem, że mam przy sobie miłość, bez której nie wyobrażam sobie życia. Wiem, że mimo przeciwności losu już na zawsze będziemy szczęśliwi, że kochamy się miłością prawdziwą i niepowtarzalną. Wiem też, że nic i nikt nas nie rozłączy mimo wszystko.
- Mia, tata Davida prosił nas żebyśmy przyjechali do ich mieszkania - powiedział Dylan, wchodząc do sypialni.
- Już wstaję jeszcze pięć minut - ziewnęłam, a na mojej twarzy pojawiło się coś mokrego. Otworzyłam lekko oczy, a nade mną wisiał zadowolony Wafel. Tak, sama nie wiem, jak można nazwać psa waflem, ale tak potrafi tylko Dylan. - Ooo nie mogę jeszcze pięciu minut no nie ? - zapytałam, głaszcząc psa, który merdał zadowolony ogonem - Już wstaję - powiedziałam, siadając wygodnie na łóżku i przeciągając się.
Mieszkanie Dylana było małe, ale przytulne. Czułam się w nim naprawdę dobrze. Mimo że czarny nie był moim ulubionym kolorem i zapewne sama bym czegoś takiego nie wymyśliła, to jednak mieszkanie było oryginalne, jak i w jego stylu.
Wstałam, zabierając szlafrok z krzesła i ruszyłam w stronę kuchni, z której dobiegała cicha melodia. Wafel szedł zadowolony obok mnie, a gdy tylko po drodze zauważył swoją zabawkę, niemal od razu się na nią rzucił.
- Co robisz dobrego ? - zapytałam, stając obok chłopaka, a na jego twarzy zobaczyłam zadziorny uśmiech.
- Gofry z truskawkami i bitą śmietaną - powiedział ruszając brwiami, na co dostał kuksańca w bok.
- Pycha. Nie wiesz może po co mamy jechać do rodziców Davida ? - zapytałam, a chłopak zaprzeczył ruchem głowy.
- Prosili żeby przyjechać, ale nie powiedzieli po co - powiedział, a ja przytaknęłam.
Rodzice chłopaka po jego śmierci dość często do nas dzwonili to, aby ich podwieźć na cmentarz czy do szpitala. Widziałam, że cierpieli i jak najbardziej chcieliśmy im pomóc. Czułam, że oni potrzebowali naszej pomocy, w końcu byliśmy bardzo blisko z nimi, nawet w dzieciństwie, byli dla nas jak rodzina, która przymykała oko na nasze wygłupy. Pamiętam, jak nie raz za nastolatka wymykałam się z domu, gdy miałam szlaban i szłam do Davida, a jego rodzice śmiali się, że musiałam wychodzić przez okno. Nigdy nas nie podkablowali, gdy wróciliśmy narąbani jak szpadel, a zdarzało nam się to dość często. Byli zawsze uśmiechnięci i nigdy nie ograniczali Davida, wręcz przeciwnie pozwalali mu na wiele.
- Jedz i się zbieramy, bo jeszcze muszę jechać do firmy - powiedział Dylan, kładąc mi gofry i kawę na stół.
- Kiedy wracasz do pracy ? - zapytałam, biorąc kęsa dobrze dosmażonych gofrów.
- Od poniedziałku wracam, bo urlop mi się skończył - powiedział chłopak, biorąc łyk kawy.
- Zastanawiałam się co z moją pracą w Nowym Yorku, będę musiała tam wrócić żeby wszystko uregulować - powiedziałam, a chłopak przytaknął.
- Chyba musimy się zastanowić nad tym wszystkim i na spokojnie przemyśleć - powiedział, drapiąc się po karku.
- Myślałam nad tym i doszłam do wniosku, że zwolnię się za porozumieniem stron, jeszcze będę musiała pogadać z szefem co i jak, bo nie wiem czy czasami nie da mi trzy miesięcznego wypowiedzenia i będę musiała tam na te trzy miesiące zostać, ale myślę, że spokojnie uda nam się dogadać - powiedziałam z uśmiechem.
CZYTASZ
You'll always be in my life
Teen FictionDruga część opowiadania "I hate that I love you" Przegrali walkę z czasem, niszcząc siebie nawzajem. Ich znajomość oficjalnie się skończyła. Ona- wyjechała i zaczęła nowe lepsze życie On - został sam w wielkim mieście które bez niej nie miało sens...