-- Zbliżamy się do zamku, Dragonarze! - powiedział zadowolony Hatarin zerkając na ametystowy pomnik założyciela stolicy, którego kolosalne rozmiary i kunszt wzbudzały zachwyt każdego przechodnia.
-- Po cóż to mówisz, skoro idiota by to zauważył. Wszędzie te złocenia, rzeźby, gobeliny i kolumny. Tfu, przeklęte skurwysyny! Nie mają już na co pieniędzy wydawać, zasrańce jedne. Panuje głód i wojna, a oni całe swoje złoto pożytkują na jakieś durne zdobienia- Dragonar Splunął na kwarcową posadzkę, która przedstawiała moment upadku poprzedniej stolicy światłości oraz tragizm sytuacji, w której znaleźli się wówczas "świetliści". Po chwili jednak wojownik zdał sobie sprawę, iż znieważył tym aktem walczących w imię lepszego jutra oraz zacisnął zęby, patrząc w niebiosa, bezsłownie prosząc o przebaczenie.
-- No niestety, tak jest wszędzie, a w szczególności w miastach światłości, anioły rzeczywiście mają jakiś kompleks wyższości.- Podrapał swoje popielate włosy, po czym z ekscytacją w głosie dodał-- Ha! Już jesteśmy tuż obok zamku. Idę pokazać przepustkę straży, a ty zaczekaj tutaj i... lepiej nigdzie się nie ruszaj!
-- Wreszcie przyda się ten twój tytuł szlachecki... A tak w ogóle, to ile by kosztował ten piękny kryształek, który masz na środku zbroi, w tym swoim fikuśnym herbiku? No wiesz ostatnio krucho u nas z pieniędzmi, a w końcu to są tylko... Ekhem, zbędne zdobienia- Zażartował gorzko Dragonar.
-- Normalnego człowieka kazałbym stracić za taką zniewagę mojego rodu! Ale ty jesteś tak głupi, że nawet nie wiesz, co mówisz, cymbale jeden! - krzyknął Hatarin, po czym pewnym krokiem ruszył w kierunku nadzwyczaj wystrojonych strażników, nie oglądając się na swego przyjaciela.
-- Panowie! - Zakrzyknął ochoczo Hatarin spodziewając się ciepłego powitania.
-- Czego chcesz człowieczy włóczęgo?! - odezwał się niezbyt przyjemny, młody strażnik, który nie dostrzegł herbu przybysza. Starszy wartownik, widząc zajście, podbiegł w kierunku Hatarina i zdzielił po głowie młodego strażnika.
-- Wybacz mu panie - zająknął się stary, siwiejący już wartownik. Pomimo jego podeszłego wieku, widać było, że nie jednego mógłby powalić za pomocą doświadczenia i mięśni, które z wiekiem wciąż nie zanikły. -- On nadal nie zna wszystkich Herbów i rodów. Jest tutaj nowy oraz potrzebuje nabrać doświadczenia, jak każdy nowicjusz, ty chyba wiesz najlepiej o czym mówię... Wartownik spojrzał z uśmiechem na oddalonego o ponad sto stóp Dragonara, który nonszalancko opierał się o jedną ze starożytnych rzeźb.
-- Nie martwcie się - oznajmił Hatarin. -- Mnie trudno wyprowadzić z równowagi, a na ogół też wiem jak to jest szkolić tą dzisiejszą młodzież. Ech, oni w zamian za wyrozumiałość i cierpliwość dają tylko kupę stresu oraz zmartwień. - Uśmiechnął się do młodego strażnika, który nie zastosował etykiety.
-- Od ciebie, panie, nawet przepustki nie wymagam - odezwał się już pewniej wartownik. -- Ile razy my się już przy tej bramie spotkaliśmy? - spytał stanowczo, z entuzjazmem w oczach.
-- Nie jestem pewien czy do tylu potrafię liczyć... - Zaśmiał się szczerze Hatarin. -- To my już wejdziemy, bo śpieszy się nam na audiencje. Chodź tu, Dragonarze! A wy bywajcie, Qinteru, mam nadzieję, iż twój uczeń będzie mniej problematyczny, niż ten mój narwaniec.
-- Dziękuję Hatarinie, niech was wiedzie Światłość - odrzekł ochoczo wartownik, otwierając solidne, srebrzyste wrota zamku.
Po przejściu stu-osiemdziesięciu stóp ozdobnych kolumn, pozłacanych ścian, obrazów, rzeźb i marmurowych gobelinów, Dragonar mruknął cicho do przyjaciela:
CZYTASZ
Fakarina: Wyrok mroku
ФэнтезиŚwiat pogrążony został w wojnie totalnej, a głód i plagi stały się porządkiem dziennym. Światłość przygasa, bogowie przeszli do odległej historii. Zdaje się, że nikt nie stoi na straży porządku i równowagi. Jednak wtem, w stolicy pojawiają się dwaj...