15. Randka

234 31 156
                                    

Witam państwa bardzo serdecznie, rozdział byłby wcześniej gdyby nie beznadziejny mecz naszych Polaków, którego koniecznie musiałam być świadkiem. Rozsiądźcie się i obdarzcie panią autor odrobina waszej cennej atencji.

Pobudka w szpitalu nie była dla mnie wielkim zdziwieniem. Bardziej zaskakiwał fakt, że czułem przemożną ulgę, bo wreszcie zniknęło wrażenie kowadła przygniatającego mi na brzuch. Ból ustąpił i nawet oczy mogłem otworzyć bez większego problemu.

Tyle mi wystarczyło. Jak dla mnie mógłbym już wrócić do domu.

– Whitfrod, straszny z ciebie leń. – Usłyszałem po swojej prawej.

Obróciłem spoczywającą na poduszce głowę i wlepiłem wzrok w sylwetkę Elizabeth. Wydawało się, że nie zwróciła uwagi na fakt, że się przebudziłem i dalej przekopywała informacje na swoim tablecie, jednak jej wypowiedź niewątpliwie została skierowana do mnie, więc zauważyć mnie musiała.

– Ale za to jak się wyspałem – odparłem z istnym bananem na ustach. Dawno już uśmiech nie przyszedł mi z taką łatwością.

– A ja od trzech dni czekam jak głupia.

– Trzy dni czekałaś?

– No może to za dużo powiedziane. Powiedzmy że godzinkę dziennie. Akurat wstrzeliłeś się na moją wartę.

Parsknąłem cicho.

– A ktoś jeszcze wartował? – spytałem kpiąco.

– Ethan raz. I twoja siostra.

Dobrze, że w okolicy kręcili się lekarze, bo atak serca był całkiem blisko. Wolałbym, żeby ktoś mnie wyratował.

– Co proszę? – wykrztusiłem.

– Ethan powiedział lekarzom, żeby ją powiadomili. Przyszła z jakimś dzieciakiem. Syn?

Machinalnie pokiwałem głową.

– Nie każdy ma szansę zostać wujkiem. Gratuluję.

– Dzięki – odparłem beznamiętnie.

Stan ciężkiego szoku trwał w najlepsze, ale Elizabeth nie wydawała się tym specjalnie przejęta. Wyłączyła ekran iPada i odłożyła go na parapet. Nieprzytomnym wzrokiem wodziłem za ruchami jej dłoni.

– Czułam się poniekąd winna tego twojego pobicia – tłumaczyła. – Doskonale wiem w jak nieciekawej okolicy mieszkam, więc powinnam była cię odwieźć.

– Rozmawiałaś z Holly? – przerwałem.

Lekko zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie z ukosa.

– Jeśli liczysz, że dzięki temu wypadkowi zmieni się coś w waszej relacji, to raczej bym się na to nie nastawiała. Oczywiście była zmartwiona, ale i tak ma wyrzuty. To się czuje.

– Czyli rozmawiałaś.

– Zamieniłyśmy dwa słowa. – Wzruszyła ramionami. – Miła kobieta.

– Wiem, że miła – prychnąłem. – To moja siostra.

– Nie wiem, czy fakt, że jest twoją siostrą, czegokolwiek w tej kwestii dowodzi. – Uśmiechnęła się z lekka złośliwie. Odpowiedziałem tym samym. Zadziwiająco dużo się tego dnia szczerzyłem.

Porzuciłem temat siostry. Kiedyś będę musiał do tego wrócić, ale wolałem nie robić tego teraz. Nie w takich okolicznościach.

– A jak Margo? – spytałem.

– Kto?

– Moja sąsiadka. Przedstawiłem ci ją kiedyś, ona...

– Okey, pamiętam, ale co miałby z nią być?

Terapia Elizabeth Snow [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz