Rozdział 44

838 83 2
                                    

- Wszystko gotowe? - spytał Loki podchodząc do mnie.

- Tak, muszę jedynie zabrać notatki z szafki i broń - powiedziałam wymijając go. Podeszłam do komody wyjmując wymienione przedmioty. Czułam jak wszyscy śledzą dokładnie każdy mój ruch. Schowałam sztylety do paska z inną bronią, którą musiałam nosić w Hydrze oraz po nożu do buta. Notes włożyłam do teczki. - Jestem gotowa - oznajmiłam i wróciłam na swoje poprzednie miejsce. - Możemy się tele... - nie dokończyłam, bo ktoś wparował do pomieszczenia.

- Walker mamy probl... - zaczął jakiś agent, ale przestał widząc mnie w towarzystwie. - Co oni tu robią? - spytał z jadem w głosie powoli wchodząc do środka i prawie niezauważalnie odbezpieczając pistolet.

- Luke jest moim przyjacielem z fachu, przecież wiesz - zaczęłam uroczym głosem.

- Zdrajca - przerwał mi. - Tarcza cię przysłała? - warknął niebezpiecznie zbliżając się do mnie. Nie odpowiedziałam, na co przystawił mi lufę do skroni. Uśmiechnąłem się.

- Nie masz pojęcia co robisz - ostrzegłam spokojnym głosem. Kątem oka widziałam jak Laufeyson po cichu próbuje uspokoić Alex. Przynajmniej on wie co zamierzam.

- Zabijam kreta? - spytał retorycznie.

- A ja ciebie - jednym ruchem ręki jego pierś przebiło ostrze z materii, które po chwili momentalnie zniknęło, zostawiając go z raną na wylot. - Z Boginią Mroku się nie zadziera, powinieneś wiedzieć - szepnęłam tak, żeby słyszał zanim jego oczy się na dobre zamknęły.

- Shar, co się dzieje? - spytała po chwili Alex. W jej głosie mogłam wyczuć nutkę strachu, pewnie przez obecną sytuację.

- Kończymy misję - odparłam. - Teleportacja nie wchodzi w grę, bo zaraz tu wparują agenci, a Loki nie może zabrać nas wszystkich za jednym razem, więc musimy wyjść tak jak tu weszliśmy. Głównym przejściem.

- Jak chcesz to zrobić? - odezwał się po raz pierwszy mężczyzna, którego mieliśmy uratować.

- To jest niemożliwe - dodała Loviatar - tam jest z dwieście agentów!

- Nie znasz Shar, dla niej nie ma rzeczy niemożliwych - wtrącił się bożek Kłamstw.

- Więcej przeciwników się pokonywało, co nie? - szturchnęłam zielonookiego w ramię.

- O wiele więcej - zapewnił z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Mina dziewczyny była bezcenna.

- To ja nie wnikam - skwitowała Alex.

- To co? Idziemy nie? Ja na przodzie, Loki z tyłu, a wy - pokazałam na nadal nieogarniętych w sytuacji - między nami. Mamy jakieś piętnaście sekund na wyjście, zanim odetną nam drogę z pokoju, więc ruchy.

Powiedziałam, a kiedy w odpowiedzi dostałam kiwnięcie głowy od każdego na "tak" podeszłam do drzwi szybko je otwierając. W moim kierunku od razu została wymierzona broń. W ostatniej chwili zatrzasnęłam drzwi przed strzałem.

- A jednak było to dziesięć sekund - wymamrotałam. 

- T-to jak teraz wyjdziemy? - odezwał się wystraszony mężczyzna.

- Człowieku jesteś agentem Tarczy a się trzęsiesz choćbyś broni w ręku nigdy nie miał - prychnęłam. - Weź się w garść.

- C-ciekawe jak ty byś się zachowywała po byciu zakładnikiem pół roku - jęknął.

- Byłam nim o wiele dłużej - prychnęłam. - Coś jeszcze chciałbyś dodać? - nie odpowiedział. - Tak myślałam.

- Dobra, dobra, koniec kłótni. To co robimy? - spytała Alex.

Zastanowiłam się chwilkę. Istnieją dwa rozwiązania sytuacji, problem w tym, że oba są równie niebezpieczne i ryzykowne.

- Albo czekamy, aż tu wparują i was zabiją a mnie i Lokiego zamkną w jakiejś małej klitce a później będą próbować wykończyć lub Loki nas teleportuje przed ich siedzibę.

- Czemu nie prosto do Stark Tower?

- Teleportacja zużywa zbyt dużo energii. Żeby nas wszystkich przenieść musiałbym to zrobić pięć razy, bo tam i z powrotem, a czym większa odległość tym więcej energii jest potrzebne. - Wyjaśnił Laufeyson.

- Dobra to najpierw pójdzie Alex, potem zakładnik, a na koniec ja. Zaczynajmy, bo oni zaraz wbiją nam na tą imprezkę.

Oparłam się o ścianę obok drzwi, żeby jakby co móc szybko zainterweniować, gdyby przypadkiem jakoś się tu dostali w nieodpowiednim momencie. Wyzbyłam się wszystkich niepotrzebnych myśli i skupiłam się na otoczeniu, uważnie nasłuchując i wodząc wzrokiem po dostępnej przestrzeni. W międzyczasie wraz z zielonookim zmieniliśmy swój strój na nasze ukochane zbroje. Jak ja tęskniłam za tą peleryną. 

Po chwili Loki chwycił w pasie dziewczynę i choćby pstryknięciem palcem zniknął nam z oczu pozostawiając jedynie zieloną poświatę, która i tak po ledwie może z pięciu sekundach zniknęła. Nie musiałam czekać długo, żeby znowu zobaczyć te jego czarne włosy i błyszczące szmaragdowe oczy, dzięki którym zachowuję ten cholerny spokój w trudnych chwilach. Jednak nie nacieszyłam się tym widokiem za długo, bowiem znowu zniknął pozostawiając po sobie tylko ten przeklęty zielonkawy kolor. Kiedy nareszcie się pojawił, odbiłam się od ściany i pozwoliłam żeby mnie objął. Szczerze mówiąc w tym momencie byłam zadowolona z zaistniałej sytuacji.

- Już wiem czemu nie chciałaś, żebym cię tego nauczył - powiedział.

- Może kiedyś... - stwierdziłam. - Masz jeszcze siłę, żeby mnie teleportować? - mruknęłam kiedy nasze usta dzieliły milimetry. 

- Na pewno ją dostanę kiedy mnie pocałujesz. 

- Jak sobie życzysz - odpowiedziałam i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. - Powinieneś już nas teleportować, bo Bóg wie co pomyślą.

- Oj ja już tam wiem jakie myśli mają.

- To ja wolę zostać nieświadoma - uśmiechnęłam się. Nagle poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi, ale na szczęście po chwili już na nią wróciły. - Nienawidzę jak to robisz bez uprzedzenia - powiedziałam zirytowana wyrywając się z jego uścisku, żeby nie pomyśleli sobie nie wiadomo co. Rozejrzałam się. - Zaraz. Gdzie oni są?

- Kazałem im tu czekać. Zapewne ten zakładnik spanikował i zwiał, a Loviatar pobiegła za nim. 

- Mam wątpliwości do pozytywnego skończenia się tej misji co raz bardziej - zauważyłam rozglądając się dalej. Staliśmy między jakimiś kontenerami przy wodzie. No tak, przecież baza znajduje się w porcie. 

- Mam nadzieję, że przebierańców już wezwałaś?

- Czekając na ciebie skontaktowałam się z Tonym. Powinien zebrać ekipę i do trzech minut tu być.

- Przynajmniej tyle - podsumował.

Nagle usłyszeliśmy parę strzałów i wiele kroków w naszą stronę. Zaniepokoiłam się jeszcze uważniej się rozglądając. W końcu usłyszałam ten przeklęty głos mężczyzny i stłumiony ręką krzyk Alex.

- Może dołączycie do zabawy?

Ten głos mógł należeć tylko do zakładnika, którego mięliśmy uratować. Szlag by go trafił.

Przepraszam za nieobecność, ale powracam i to z maratonem. Spodziewajcie się go już za parę dni. 

Każde 5 gwiazdek pod tym rozdziałem = 1 rozdział więcej w maratonie :)

Stracone Wspomnienia |Loki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz