1

28 5 1
                                    


- Mamo, no błagam Cię, przecież nie umieram tam z głodu – rzucił, obserwując swoją rodzicielkę, która co kilka minut dokładała do torby kolejnej słoiki z jedzeniem. Wydawało się, że końca tego nie będzie, ponieważ kobieta co chwilę przypominała sobie o innych przetworach.

- Synku, ja już wiem jak Ty tam jesz. Pewnie kupujesz same mrożonki i odgrzewasz, a o normalnym obiedzie to nikt nie wspomina. O, jakbyś z kobietą mieszkał, to byś nie narzekał – odpowiedziała, stając na chwilę w zamyśleniu, po czym ponownie cofnęła się do kuchni, by powrócić z kolejnym słoikiem. – Nie patrz tak na mnie, przecież lubisz moje ogóreczki – dodała, nawet nie patrząc na chłopaka. Domyślała się jednak, że patrzy na nią błagalnym spojrzeniem, które mówi, że to wszystko nie jest potrzebne.

- Nie rób już ze mnie takiej sieroty, umiem coś ugotować – stwierdził, obejmując delikatnie matkę, która najwyraźniej zakończyła już pakowanie jedzenia. Poczuł tylko, jak kobieta obejmuje go mocniej, co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy, a w głowie krążyła mu myśl, że powinien zdecydowanie częściej odwiedzać rodzinne strony. Tak naprawdę to pierwszy raz od trzech lat przyjechał na dłużej niż jeden dzień, a jak już to robił, to i tak nie skupiał się w pełni na spędzaniu czasu z rodziną. Zawsze potrafił znaleźć jakąś wymówkę: nauka, praca, komuś coś obiecał, pogoda nie ta. Sam już nie wiedział czemu aż tak unika tych powrotów do domu, który był mu tak bliski.

Poczuł, jak mama klepie go delikatnie po plecach, a później odchodzi w stronę salonu, gdzie podążył za nią. Usiadł na dosyć starym, jednak szalenie wygodnym, starym fotelu, obserwując bacznie matkę, która zajęła się przeskakiwaniem po różnych kanałach telewizyjnych. Na jej twarzy dało się dostrzec o wiele więcej zmarszczek niż zauważył dwa miesiące wcześniej, gdy to jego odwiedzili rodzice.

- Filipku, a Ty wiesz, że szykuje nam się weselicho na wsi? Góralkiewiczówna mówiła mi, że syn tego Stasiaka przymierza się do oświadczyn naszej Mańce – rzuciła, zatrzymując się na programie, który opowiadał o problemach nowych małżeństw, skąd zapewne przypomniało jej się o planowanych zaręczynach. – Chłopak będzie miał szczęście. Sam wiesz, jaka nasza Marianka jest obrotna. Nie dość, że ładna i miła, to bardzo obrotna. Nawet mi czasami pomaga, gdy ojciec pojedzie do pracy – dodała, kiwając głową w kierunku syna, jakby tym gestem chciała potwierdzić swoje słowa. – Szkoda, że Wam nie wyszło. Szkoda, szkoda – dopowiedziała, odwracając już swój wzrok w kierunku telewizora, jakby wiedziała, że synowi nie spodobają się te słowa.

- Mamo, prosiłem Cię, byśmy do tego nie wracali. Cieszę się, że jej się tutaj układa. – Czuł, że te słowa nie są w pełni szczere. Oczywiście, że chciał, by dziewczynie wszystko w życiu układało się pomyślnie, jednak przypominanie mu za każdym razem przez matkę, że to właśnie tę dziewczynę widziałaby w roli swojej synowej niezbyt mu pasowało. Przecież nie zawsze w życiu wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli.

Sam nie wiedział kiedy i jego zainteresował ten program, który do tych najbardziej ambitnych nie należał. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że było to dosyć oklepane. Młode małżeństwo, jedno chce dziecko, drugie nie, bo stwierdza, że uczucie się wypaliło. Resztę można sobie dopowiedzieć.

- Będę się powoli zbierać, późno się robi. – Chłopak podniósł się z miejsca, podchodząc do matki, by pożegnać się. Na uścisku się nie skończyło, ponieważ musiał wysłuchać jeszcze kilku pytań dotyczących głównie jedzenia, które mógłby ze sobą zabrać. Na całe szczęście, jak dla niego, dom opuścił z jedną torbą, którą pakował na tylne siedzenie w swoim samochodzie, gdy podbiegł do niego czarny jak smoła pies, który zaczął się do niego przymilać.

- No cześć potworze. – Uśmiechnął się, po czym ukucnął przy zwierzaku, by go pogłaskać. Akurat tego psa Filip rozpoznałby i na drugim końcu świata, bo towarzyszył mu od najmłodszych lat życia. Niestety, i on przypomniał mu, jak szybko leci czas, bo pies nie przypominał już tego samego, pełnego energii, jakim go zapamiętał z dziecięcych lat.

- Ładny samochód. Taki czerwony. – Podniósł się, gdy usłyszał damski, delikatny głos, który dobiegał z drugiej strony samochodu. Doskonale wiedział do kogo należy. Nie tylko dlatego, że pamiętał jego ton. Pamiętał te słowa, co może wydawać się dziwne, bo raczej nie pamięta się dialogów, które miały swoje miejsce ponad piętnaście lat temu. Ten jednak zapamiętał. Tak samo jak to, że zawsze podobały jej się czerwone samochody.

- Co słychać, Mańka? Słyszałem, że niedługo nasza najpiękniejsza dziewczyna we wsi nie będzie już do wzięcia – rzucił żartobliwie, podchodząc nieco bliżej do blondynki, która była tym przypadkiem, że im więcej lat jej przybywało, tym lepiej wyglądała. A może tylko mu się tak wydawało ze względu na to, jak rzadko ją widywał?

- A ja słyszałam, że nasz Filipek stał się już w pełni miastowym – odpowiedziała nieco wymijająco, posyłając mu uśmiech.

- A co mnie tutaj trzyma, Mańka? – odpowiedział jej pytaniem, lustrując ją przez moment wzrokiem. – Co Ciebie tutaj trzyma? Nie chciałabyś się stąd wyrwać i zacząć inne życie?

- To tutaj jest cały mój świat, Filip. Mam rodzinę, dom, sadem rodziców też ktoś musi się zajmować – odpowiedziała, swój wzrok prowadząc na sad, który znajdował się dosyć niedaleko. – Tobie też to kiedyś odpowiadało.

Chłopak pokręcił jedynie głową, uśmiechając się pod nosem. Nie potrafił chyba pojąć jej rozumowania, ale to zapewne przez to, że on wyjechał, spróbował czegoś nowego. A ona? Całe życie spędziła w tej wiosce.

- Mańka, pożyłabyś tam miesiąc i pewnie chciałabyś spróbować.

- Miałabym spróbować i, tak jak Ty, zapomnieć o tym kim tak naprawdę jestem, a swoich rodziców i przyjaciół odwiedzać tylko na święta? Chyba podziękuję, wolę mieć ich blisko – stwierdziła nieco zniesmaczona, wracając wzrokiem do Filipa. – Poza tym, Ty mówiłeś, że wrócisz. Wiele razy.

Filip sam nie potrafił określić, jak długo po tych słowach panowało między nimi milczenie. Kilka sekund, czy minut?

- Wrócę – zaczął, zerkając nadal na nią. – W następnym tygodniu przyjadę i spędzę cały weekend tutaj z Tobą, a Ty spróbujesz mnie przekonać, że tutaj jest lepiej. Tydzień później ja zrobię to samo, ale to Ty przyjedziesz do mnie – zaproponował, uśmiechając się zachęcająco. Był nawet z siebie dumny, że wpadł na taki świetny pomysł.

Teraz tylko musiała się zgodzić. 

Małomiasteczkowy stylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz