005: Dream

863 43 0
                                    

Stałam naprzeciwko nadjeżdżającego samochodu. Kierowca patrzył mi prosto w oczy, a ja głupia miałam nadzieję, że się zatrzymał. Nie zrobił tego. Z piskiem opon skręcił w prawo, gdzie wylądował w rowie, uderzając poprzednio o wielkie drzewo. Z maski pojazdu wydobywał się dym, a spod niego wypływało paliwo. Mogłam się domyślić jak to się skończy.

Podbiegłam szybko do drzwi kierowcy i próbowałam je otworzyć. Na marne. Zapach benzyny stawał się coraz bardziej intensywniejszy, a ja nie potrafiłam uratować chłopaka z oblicza śmierci.

W pewnej chwili coś we mnie drgnęło. Przecież tym kierowcą był nie kto inny jak Harry. Do moich oczu napłynęły łzy. Cofnęłam się parę kroków do tyłu i rozejrzałam się po wokół auta mając nadzieję, że znajdę jakiś kamień bądź belkę i będę mogła wybić szybę. Niestety moje poszukiwania niczego nie dały, więc powróciłam do ofiary.

Gdy z powrotem znalazłam się przy szybie jego czarnego samochodu, nie myśląc za długo złożyłam lewą dłoń w pięść i z całej siły uderzyłam nią w przezroczyste szkło. Ból, jaki przeszedł po mojej ręce był nie do wytrzymania, ale dzięki niemu, Harry miał większą szansę na to, aby przeżyć ten wypadek.

Poczułam jak lewa dłoń zaczyna mi krwawić i do tego cholernie mnie bolała. Zignorowałam to i sprawdziłam puls kierowcy. Niski, ale wyczuwalny. Dodało mi to otuchy, ale i chęci do tego, żeby działać jeszcze szybciej.

- Obudź się! Harry! Proszę, nie umieraj! – krzyczałam, próbując otworzyć drzwi od wewnątrz, jednak nie miałam dość siły, aby to uczynić.

Ponownie spojrzałam na Stylesa; jego ciemne loki opadły mu bezwładnie na czoło, a z wargi wydobyła się krew. Nie uszło mojej uwadze to, iż zza ucha także płynęła szkarłatna ciesz. Przeraziłam się.

Usłyszałam jak coś zaczyna się jakby przepalać i poczułam wtedy obrzydliwy zapach spalenizny. Nie było za dobrze. Za chwilę cały samochód wyleci w powietrze, a w środku nadal jest człowiek.

- Cher.. – zachrypnięty głos Harry’ego wydobył się z jego ust, ledwo słyszalnie – Uciekaj… Ratuj siebie…

- Harry, nie! – krzyknęłam, ale on ponownie zamknął swoje oczy i odpłynął. Nie było już dla niego żadnego ratunku.

Niepewnie odwróciłam się plecami od samochodu i ruszyłam biegiem ulicą. Nie odwracałam się. Bałam się, że to, co za chwilę zobaczę, sprawi, iż będę chciała tam wrócić i go uratować. Nie minęło kilka sekund, a można było słyszeć przerażający huk i gorące powietrze, które odepchnęło mnie na kilkanaście metrów do przodu.

- Nie! – nieświadomie z mojego gardła wydobył się krzyk.  

Otworzyłam oczy i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, iż był to tylko koszmar. Z nocnej półki wzięłam swój telefon i sprawdziłam na nim godzinę. Dochodziła szósta. Za pięć godzin Perrie miała przyjechać do mnie, aby pomóc mi z moimi rzeczami.

Zeszłam ze swojego łóżka i założyłam swoje kapcie. Kątek oka dostrzegłam, że na fotelu ktoś leży. Podeszłam bliżej i rozpoznałam w tej osobie Nialla, który  wczoraj musiał tam zasnąć.

Przypomniałam sobie, że wczoraj przeczytałam kolejny list od Harry’ego i nie wytrzymałam – rozpłakałam się. Wtedy blondyn został ze mną, dopóki nie zasnęłam, a muszę przyznać, że zrobiłam to chyba dopiero po pierwszej w nocy, więc musiał tutaj zostać.

Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że Irlandczyk musiał spać na tak niewygodnym fotelu, a ja sama na wielkim łóżku, ale nie mogłam już nic z tym zrobić, więc tylko wzięłam swoją kołdrę i narzuciłam ją na Horana. Uśmiechnęłam się przelotnie i wyjęłam z walizki butelkę z wodą, aby po chwili się jej napić.

More than friend // N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz