– Co do cholery!? – W salonie rozbrzmiał zdezorientowany głos Louis’a.
Wstałam z sofy i skierowałam się do przedpokoju, gdzie wpadało chłodne, wieczorne powietrze. Tomlinson stał jak wryty i wpatrywał się bezceremonialnie w postać za drzwiami. Podążyłam, podobnie jak reszta osób, za jego spojrzeniem i zamarłam. Przed nami stał wysoki brunet, którego włosy były nagannie ‘ułożone’ w chaos. Jego zielone, przeszywające tęczówki przechodziły po każdym z nas, a kąciki ust wykrzywiły się ku górze.
Jakim cudem on tutaj był?! Dlaczego… co… Jakim cudem on tutaj był!? Przecież nie żyje. Umarł. Zginął w wypadku samochodowym. Napisał listy. Byłam na jego pogrzebie. Patrzyłam jak trumna z JEGO ciałem zsuwana była do wielkiej dziury. Widziałam na własne oczy, że ludzie z ostatniej posługi zakopywali TĘ samą trumnę, w której był ON. Nieżywy ON. Byłam w szpitalu, zaraz po JEGO wypadku. Lekarz nam powiedział, że nie ON nie przeżył operacji – wykrwawił się. Wszystko było przeze mnie dokładnie zapamiętane, mimo, iż bardzo chciałam o tym zapomnieć. JAKIM CUDEM, ja się pytam, ON TUTAJ BYŁ I STAŁ PRZED NAMI?!
Następnym, co pamiętałam był ból w okolicach ud i ramion.
Otworzyłam oczy, jednak światło lampy od razu mnie poraziło i nie byłam w stanie pozostać przy takiej pozycji. Po ciężkich próbach, podniosłam powieki ku górze i moim oczom ukazał się mój pokój, ale dziwnie nieznajomy. Wyglądał całkowicie inaczej niż ten w apartamencie Perrie. Ściany były fioletowe, a meble białe. Puchowy, beżowy dywan leżał pod łóżkiem, a na suficie wisiał ozdobny żyrandol. Naprzeciwko łóżka znajdowała się wielka szafa, obok której stało biurko z laptopem, a nad nim, na ścianie wisiało mnóstwo zdjęć.
– Cher? Wstałaś już? – Usłyszałam pytanie rozlegające się po całej mojej głowie. Przecież to nie był mój pokój.
Drzwi się uchyliły, a w następnej sekundzie widziałam uśmiechniętą twarz lokowatego chłopaka. Wszedł do pokoju z kubkiem, najprawdopodobniej herbaty, i postawił ją na szafce nocnej, przy łóżku. Po czym sam zajął miejsce u jego rogu.
– Jak się spało? – Zdziwiło mnie jego pytanie. Przecież on nie żył!
– Um, dobrze? – Bardziej zapytał niżeli stwierdziłam – Co ty tutaj robisz?
Harry zaśmiał się dźwięcznie, ale widząc dezorientację w moich oczach, spoważniał.
– Naprawdę nie wiesz? – Zdziwił się. Pokiwałam przecząco głową. – Przyjechałem z chłopakami do ciebie, w odwiedziny. Właściwie, to sama nas zaprosiłaś. Na swój ślub. Jutro wychodzisz za mąż, Cher.
Co?! Ja?! Ślub?! Z kim, do cholery!?
– Craig jest wielkim szczęściarzem, że będzie miał cię tylko dla siebie, Cher-Bear. – Uśmiechnął się Styles.
Wpatrywałam się w przestrzeń, nie wiedząc, co mam powiedzieć.
Czyli to wszystko, co przeżyłam, było tylko moim snem? Wymysłem mojej wyobraźni? Ja… cieszyłam się, że Harry jednak, w rzeczywistości, żył, ale nie sądziłam, że jestem zaręczona, z Craig’iem. Boże, a co z Niall’em? Przecież ja go kochałam! Lecz to był sen. Kochałam go we śnie.
– Przygotuj się, bo dziewczyny szykują dla ciebie zajebisty wieczór panieński. – Chłopak wstał z łóżka i skierował się do wyjścia z pokoju.
– Harry? – Zagadnęłam, kiedy był już prawie za nimi. Odwrócił się do mnie. – Ty żyj… To naprawdę ty.
Brunet uśmiechnął się ciepło.
– To ja, Cher. Bez zmian od dziewiętnastu lat.
Po tych słowach wyszedł.
Zostałam sama ze swoimi myślami. W moim śnie, Harry nie żył. Zginął w wypadku samochodowym. Umarł, a ja byłam świadkiem tego wszystkiego na pogrzebie, kilka dni później. Dostałam listy od niego; Louis mnie nienawidził; miałam chłopaka i to wszystko było takie…
CZYTASZ
More than friend // N.H.
Fanfic- Dziękuję, Harry, że pozwoliłeś mi zrozumieć, iż kocham tę oto wspaniałą dziewczynę. - powiedziałem, patrząc na niego. Styles ukłonił się tylko, a Cher zachichotała - Cher - zwróciłem się do niej - sprawiłaś, że każdy mój dzień stawał się o wiele l...