035 Prawda czasem boli

556 33 0
                                    

    Obudziłam się wtulona w bruneta, co całkowicie mnie zdezorientowało. Pamiętałam co nieco z poprzedniej nocy, jednak czułam, że o czymś ciągle zapominałam, nie wiem, mijałam się z tym na jakimś zakręcie, czy coś. I do tego, głowa mi pękała pod wpływem hałasu za drzwiami. Nie miałam pojęcia, co tam się działo, jednak byłam pewna, że, jeśli za chwilę nie przestanie mi tak buczeć w głowie, co chyba wywoływały krzyki tego kogoś, to wyjdę tam i zamknę mu gębę czymś ostrym, z pewnością skutecznym.

    Podniosłam swoją głowę, co było cholernie trudne, zważywszy na stan, w jakim się znajdowałam,  i usiadłam na łóżku, by widzieć cały pokój. Rany, trzy butelki po wódce, paczki chipsów, kilka opakowań po batonach - były porozrzucane po podłodze. Nie sądziłam, że było aż tak źle. Czy ja już kiedyś nie obiecałam sobie, że więcej nie wypiję  tyle alkoholu? Mhm, powinnam to zrobić, bo nie zaprowadzi  mnie do czegokolwiek dobrego.

    Pod wpływem nacisku na tors Harry'ego (tak, to było konieczne, gdyż nie widziałam innego sposobu, by usiąść), mój towarzysz poruszył się zarzucając swoją dłoń na moje plecy, co całkowicie uniemożliwiło mi zejście z łóżka. Szturchnęłam bruneta w ramię, jednak to nic nie dało.

    - Harry - powiedziałam cicho, ledwo słyszałam swój głos, taki był słaby - Harry, odsuń się.. - wysiliłam się na normalny ton.

    Mój przyjaciel mruknął coś pod nosem, jednak zauważyłam, że jego powieki uniosły się ku górze. Zielone tęczówki, przez chwilę były nieobecne, jednak, gdy napotkały moje spojrzenie, natychmiast ujrzałam w nich pewnego rodzaju rozbawienie.

    - Hej. - szepnął.

    - Tak, cześć. Chcę wstać. - odpowiedziałam, a wtedy oczy chłopaka powędrowały na jego rękę. Od razu ją cofnął, uśmiechając  się głupio.

    Podniosłam się z materaca i stanęłam na równe nogi. Momentalnie przed oczami pojawiła mi się ciemność, więc musiałam oprzeć swój ciężar ciała o ramę łóżka. Kiedy odzyskałam całkiem ostrość w wiedzeniu, skierowałam się do mini lodówki, w której znajdowały się butelki z wodą. Jedną z nich, rzuciłam Harry'emu, trafiając w jego ramię, co nie wywarło na nim żadnego wrażenia, a drugą otworzyłam i wypiłam tyle, ile potrafiłam za jednym razem. Kiedy choć trochę ugasiłam swoje pragnienie, poprawiłam swoją czarną bluzkę i, nie zważając na obecność Styles'a, wyszłam z pokoju, zostawiając za sobą cały ten bałagan.

    W jakimś stopniu chciałam pamiętać, co się wydarzyło w nocy, po wypiciu tylu butelek wódki, jednak intuicja mi mówiła, iż wolałabym o tym nie wiedzieć. Na Harry'ego też nie mogłam liczyć, ponieważ, no, nie oszukujmy się, nie wyglądał na osobę, która przestała pić po jednym szocie, czy coś.

    Prawda była taka, że wolałam żyć w niepewności  niż potem czegoś żałować albo obwiniać się o ewentualne COŚ. Postawa godna naśladowania, nie ma co. Czasem zastanawiałam się, co te wszystkie nastolatki we mnie widziały. Przecież nie byłam dziewczyną, której zachowanie jest warte, potocznego "małpowania". Popełniłam wiele błędów, paliłam i, cóż, nie uważałam, iż dobrze postępowałam. Bycie idolką tysięcy, do czegoś zobowiązuje, jednak ja nie czułam tej całej odpowiedzialności. Może  to głupie, ale bardzo ciekawe przemyślenia.

    Korytarz, który miałam zastać pusty (czytaj zero  One Direction), okazał się być skażony przez 2/5 zespołu. I to jeszcze, żeby tego było mało, osoby te były tymi, które miałam zamiar przez jak najdłuższy czas, omijać szerokim łukiem.

    Dlaczego ja mam takiego pecha?!

    Obaj wpatrywali się w  siebie przez chwilę, mierząc się spojrzeniami. Blondyn wyglądał na cholernie wkurzonego, a szatyn na niewiele gorszego. Zastanawiało mnie kilka rzeczy. Po pierwsze: co on, do jasnej cholery,  robili nie na swoim piętrze?! po drugie: dlaczego tak krzyczeli; po trzecie: czemu nikt nie zwrócił im uwagi na to, że był wczesny  ranek, a oni zakłócali spokój hotelu!? Co było w tym najgłupsze? Moje zachowanie, bo zamiast ukryć się albo uciec, to stałam jak słup soli i wpatrywałam się w nich ze zdziwieniem.Louis zauważył mnie pierwszy i jego tęczówki, za wszelką  cenę, starały się unikać kontaktu z moimi. Niall  podążyłza wzrokiem swojegokolegi  i, gdy mnie ujrzał, jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił; ostre rysy ustąpiły rozluźnieniu, a oczy odrobinę zabłyszczały. Boże, te oczy! Jednym słowem - cudowne.

More than friend // N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz