Podniosłam się ze swojego wygodnego łóżka i westchnęłam cicho. Słońce wpadało do mojego pokoju przez okno, a dzięki temu, iż pogoda dopisywała - nie miałam najmniejszej ochoty na wizytę w studio, by nagrać piosenkę. Oczywiście, że zależało mi na szybkim wydaniu płyty, ale ostatnie wydarzenia w Las Vegas przyprawiały mnie o wymioty. Nie miałam pojęcia, jak długo jeszcze wytrzymam w moim stanie.. mhm, właściwie to byłam jak zombie. Wpierałam samej sobie, że wcale Go nie potrzebuję; jego obecności, towarzystwa, czy też tego uśmiechu. Byłam najgłupszą osobą, jaką znałam, kiedykolwiek. No, wyłączając Harry'ego. Od dwóch dni zamęczał mnie swoimi telefonami i esemesami, dzięki czemu, chcąc, niechcąc, byłam na bieżąco, co do One Direction. Mieli mieć koncert, w Nowym Jorku, co..
Nie, nie mogłam myśleć o tych neardertalczykach, kiedy moim jedynym priorytetem było ogarnięcie się, a następnie zjedzenie jakiegoś niskowartościowego śniadania i podróż do studio Syco.
Wykonanie podstawowych, porannych czynności, zabrało mi aż pół godziny, ponieważ moje włosy za cholerę nie chciały się ułożyć, a brak mojego fryzjera wszystko utrudniał. Tak, nie za często korzystałam z jego usług, jednka odkąd mieszkałam w hotelu, pozwalałam sobie na takie zabiegi.
Ubrana w podarte jeansy, Conversy oraz czarną koszulkę z nadrukiem, zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę oraz szary szalik. Chwytając w dłoń czarno-bordową torbkę, wyszłam z pokoju hotelowego i skierowałam się do recepcji, gdzie zostawiłam swój klucz.
Chłodne, amerykańskie powietrze uderzyło w moją twarz, kiedy opuściłam hotel. Ku mojemu zaskoczeniu, przed całym budynkiem spotkałam, zaledwie, kilku moich fanów, którym poświęciłam parę minut. Dbałam o nich. Byli dla mnie bardzo ważni i to nie było nic, co można by było porównać do statystyk, dotyczących sprzedaży moich singli - nie. Oni byli dla mnie jak rodzina; daleka, w różnych zakątkach świata, ale byli tam, w jakieś mierze dla mnie i ze mną. Byłam im cholernie wdzięczna.
Nowy Jork, w ten listopadowy poranek był bardzo żywy, jak zawsze. Żółte taksówki, które jeździły po ulicach tworzyły tę atmosferę, jaką można byłoby tylko poczuć, będąc tam. Zaznałam już kilkugodzinne stanie w korkach, kilometrowe kolejki w sklepach, czy inne dziwne, ale naturalnie przeciętne wypadki. Nie było też nic nadzwyczajnego w tym, iż idąc chodnikiem, wzdłuż jednej z ulic, która prowadziła do studia, żółty pojazd, tak bardzo charakterystyczny dla NY, zatrzymał się przy latarni, a drzwi od strony pasażera, otworzyły się. Ujrzałam, po chwili, chłopaka, wychodzącego z samochodu, a moje oczy, niemalże wyszły z orbit. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Nastolatek, ubrany był w ciemne rurki, vansy, blulzę z jakimś napisem oraz ciemną kurtkę. Na oczach miał ciemne Ray Bany (aviatory), a na głowie znajdował się naciągnięty kaptur, co całkowicie uniemożliwiło mi rozpoznanie tego gościa. Przekręcił głowę w stronę kierowcy i wyjął swój portfel z kieszeni, po czym podał kilka banknotów taksówkarzowi.
Wzruszyłam ramionami i, wracając swoimi myślami na ziemię, ruszyłam przed siebie. Niestety, nie dane mi było daleko zajść, gdyż poczułam na swoim przedramieniu czyjąś dłoń, która jednym ruchem mnie zatrzymała. Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy odwróciłam się w stronę tego samego chłopaka, który wyszedł z taksówki. Co skłoniło mnie do tego, bym spacerowała sobie po mieście sama, bez ochroniarza, kogokolwiek? Oczywiście, moja niezależność. Brawa dla niej.
Kiedy zaczęłam się wyrywać, jego uścisk zelżał.
- Cher, to ja. - usłyszałam, a kiedy chłopak zauważył, iż moje przerażenie się tylko nasiliło, zdjął z nosa okulary i momentalnie odetchnęłam. Turkusowe teczówki patrzyły na mnie z tą swoją charakterystyczną intensywnością - Przecież nic ci nie zrobię.
CZYTASZ
More than friend // N.H.
أدب الهواة- Dziękuję, Harry, że pozwoliłeś mi zrozumieć, iż kocham tę oto wspaniałą dziewczynę. - powiedziałem, patrząc na niego. Styles ukłonił się tylko, a Cher zachichotała - Cher - zwróciłem się do niej - sprawiłaś, że każdy mój dzień stawał się o wiele l...