039 Będę tęsknić

540 36 0
                                    

  - Powie mi ktoś, co się tutaj dzieje? - zapytał się mój chłopak, kiedy Maura zaczęła pakować swoją torbę. Ojciec Niall'a szykował jej na drogę kanapki, a ja siedziałam na fotelu w salonie z Theo na kolanach. Chłopiec był bardzo uroczym dzieckiem. I do tego potrafił zwracać na siebie uwagę, w dość specyficzny sposób.

    Denise, żona Greg'a czytała jakąś książkę psychologiczną, siedząc naprzeciwko mnie, na sofie. Co chwilę czułam na sobie jej spojrzenie, bacznie kontrolujące synka. W sumie, to nie wiedziałam, czy spoglądała na mnie (istniało bowiem prawdopodobieństwo, iż mogłam "celowo" sprawić, by chłopiec zaczął płakać), czy właśnie na Theo. Ciemna blondynka nie była do mnie wrogo nastawiona. Słyszałam, podczas naszej porannej rozmowy, w jej głosie przyjacielską nutę. Osobiście, bardzo ją polubiłam.

    - Mamo? - głos blondyna się załamał. Salon, może i był duży, jednak nie zagłuszał dźwięków. Pani Horan odłożyła na chwilę jeden ze swoich swetrów i spojrzała na swojego syna. Mimo dość dużej odległości, jaka między nami była, mogłam stwierdzić, że oczy blondyna są zaszklone. - Co powiedział ci lekarz?

    - Kochanie, muszę jechać na tydzień, dwa...  do sanatorium. W Cardiff.

    Usta chłopaka drgnęły.

    - Dlaczego tam? Mamo, powiedz coś! -  w jego głosie mogłam rozpoznać coś na wzór rozpaczy albo desperacji. Sama nie wiem. Nie umiem rozpoznawać już uczuć.

    Machałam kolorową zabaweczką przed oczami Theo, a chłopiec wesoło machał rączkami. Naprawdę mogłabym go zabrać ze sobą do Nowego Jorku. Och. Może dlatego Denise mnie tak ciągle obserwowała? Możliwe, że bała się, iż zabiorę jej dziecko.

    - Nie wiem nic konkretnego, Niall. - odparła Maura - Lekarze zrobią mi tam badania i wszystko będzie jasne. Nie chcę się martwić na zapas.

    - Będę za tobą tęsknił. - stwierdził blondyn, przytulając się do swojej rodzicielki. Kobieta niemalże natychmiast wybuchnęła śmiechem.

    - Skarbie, nie słyszysz jak to śmiesznie brzmi w twoich ustach? - zapytała się pani Horan syna, odsuwając się od niego, by móc spojrzeć mu w oczy - Jesteś z chłopcami w trasie. Po Stanach Zjednoczonych. Tysiące kilometrów od domu. Od rodziny.

    Okej, powoli. Wychwyciłam w jej głosie trochę śmiechu, choć zdawałam sobie sprawę, iż mówiła to prosto z serca.

    - To my będziemy za tobą tęsknić, synku. - uśmiechnęła się do niego Maura.  W tym samym momencie, Theo zaczął się śmiać, sama nie wiedziałam, dlaczego, ale dzieci ciężko jest zrozumieć. - Nawet nie wiecie, jaka jestem z was dumna. Z ciebie, z Greg'a.. Oboje macie kogoś, kto się wami zaopiekuje, kiedy mnie...

     - Brzmisz jakbyś się z nami żegnała. - przerwał jej starszy brat mojego chłopaka, który właśnie wszedł do salonu, z dwoma reklamówkami sklepowymi. Zakupy zaniósł do kuchni, a następnie wrócił do salonu i machnął ręką na swoją żonę. Denise wstała i z uśmiechem na ustach, wzięła ode mnie dziecko, po czym skierowała się powoli w stronę przedpokoju - Mamo, to tylko sanatorium. Wiesz, miejsce, gdzie odpoczniesz. To nie jest wyrok śmierci.

     Maura przytuliła do siebie swoje dzieci.

     Czułam się niezręcznie. Siedziałam jak ten ostatni czubek w fotelu i wpatrywałam się w cudowny obrazek szczęśliwej rodziny. Boże, wtedy ukłuło mnie serce, że i ja powinnam chociaż zadzwonić do swoich sióstr. Jednak tak szybko jak wpadło mi to do głowy, tak szybko z niej wyleciało.

    - No, chłopcy. Wracajcie do swoich dziewczyn. - Maura posłała mi uśmiech, co zauważył Niall. Zmieszał się trochę. Mhm, czyżby dopiero wtedy przypomniał sobie, że jestem świadkiem jego wybuchu emocjonalnego, który doprowadził go prawie do łez? - Jadę z Bobby'm na lotnisko. Trzymaj się Cher. Opiekuj się nim.

More than friend // N.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz