Rozdział 7

747 91 4
                                    

-Alexandrze...- Alysson podeszła do niego i dotknęła ramienia. Czuła jak jego mięśnie spinają się i powili odwraca się w jej stronę.

Zaciekawione spojrzenia innych zmusiły chłopaka do zachowania spokoju. Nagły wybuch gniewu ściągnął by na niego nie potrzebną uwagę.

-Przepraszam, chyba coś ci się pomyliło- powiedział z takim przekonaniem, że nawet ona prawie w to uwierzyła. Tylko jego oczy zdradzały, że jest to przesycone ironią- Nazywam się William Walker i musiałaś mnie z kimś pomylić- mówiąc to wyciągnął rękę w jej stronę.

Katy widziała jak oczy jej przyjaciółki zaszkliły się. Myślała, a właściwie była pewna, że dziewczyna zaraz wybuchnie płaczem.

-Alysson Wilson- odpowiedziała zdobywając się na uśmiech. Wymagało to od niej przeogromnej dawki opanowania- i tak, chyba coś mi się pomyliło.

Chłopak skinął głową i odszedł, kończąc to przedstawienie. Z Al momentalnie uszła cała chęć do życia. Chciała tylko wrócić do domu, zatopić się w pościeli i objeść lodami.

-Aly musimy iść...-powiedziała niepewnie Katy, która od dłuższej chwili stała tuż obok przyjaciółki, lekko ją przytrzymując.

-On mnie nienawidzi.- odpowiedziała tylko wbijając w nią mętne spojrzenie.

***

Matthew czekał przed szkoła już dłuższą chwilę. Przyciągał tym ciekawskie spojrzenia innych, a zwłaszcza dziewczyn. Jego aura bad boya, przyciągała jak lep na muchy. Szczególnie teraz gdy stał przed jednym z liceów,  w skórzanej kurtce, opierając się o swój samochód. Kwestią czasu było zanim któraś z dziewczyn zdobyła się na ruch w jego stronę.

-Nie kojarzę cię stąd- odpowiedziała zatrzymując się przed nim i wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu. Matt widział jak lustruje jego samochód. Wyglądała jak połowa dzisiejszych nastolatek  i nie była zupełnie w jego guście.

-Nie jestem stąd- odpowiedział twardo- czekam na kogoś.

Dziewczyna uśmiechnęła się zawadiacko.

-Ten ktoś musi być bardzo głupi skoro spóźnia się na spotkanie z kimś takim- powiedziała słodkim głosem zbliżając się do chłopaka.

- I jest...- odpowiedział z rezygnacją. Alysson potrafiła doprowadzać do do białej gorączki swoim spóźnialstwem, gadulstwem i upartością. Ale za to ją właśnie uwielbiał. Jako jedyna nie bała się tego robić i była w stosunku do niego zupełnie szczera. A w zamian oczekiwała tylko tego samego. No i pizzy- pomyślał patrząc na tylne siedzenie. Pizze mógł jej załatwić, gorzej z mówieniem całej prawdy.

-Jones co tu robisz?- z zamyślenia wyrwał go głos tego małego, wkurzającego krasnoludka. Wyglądała komicznie patrząc na niego z dołu z założonymi rękami. Miał dzisiaj dobry humor, chciał ją po wkurzać.

- A może tak- zdjął czarne okulary spoczywające dotychczas na jego nosie, i włożył je za podkoszulek- przepraszam, że się spóźniłam? Pisałem ci milion sms-ów.

Humor Alysson nie był nawet w połowie tak dobry jak jej rozmówcy. Po koszmarnym incydencie  z Alexandrem i lekcji hiszpańskiego nie miała chęci na nic. Jej uwagę przykuła dziewczyna stojąca tuż obok Jonesa. Kojarzyła ją ze szkoły.

-Ale widzę, że znalazłeś sobie towarzystwo- skinęła w jej stronę.

-Właśnie wyrażałam sobie zdziwieniem tym, że ktoś taki jak on musi czekać. Na kogokolwiek.- spojrzała z odrazą w stronę Alysson.

Ta tylko prychnęła. Nie to, żeby była zazdrosna o Matthewa. O to jak każda laska zatrzymuje na nim wzrok mijając go na ulicy. Ale o to jak szybko potrafi je skokietować. Mógł mieć każdą, na wyciągniecie ręki. Okej, była trochę zazdrosna, minimalnie.

ProjektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz