•\\\Stracić i zrozumieć///•

579 27 6
                                    

Wzięła i otworzyła kolejną butelkę piwa. Nie wierzyła, że została przyprowadzona tutaj, na imprezę urodzinową Stilesa. Po tym wszystkim nie chciała nawet o nim słyszeć. Jest z Lydią, więc [Imię] zadawała sobie masę pytań. Bo to co się stało miesiąc temu, musiało znaczyć coś więcej, prawda? Tak jej się zdawało.

Dziewczyna z powrotem usiadła na czarnej sofie patrząc w przestrzeń, którą dla niej tworzył śnieżnobiały dywan. Po straceniu nadziei na wszystko coraz częściej piła, więc coraz większe dawki stawały się normą.

Nagle poczuła, że koło niej ktoś siada. Nie chciała tam patrzeć. Za bardzo bała się, że znowu zobaczy ryj Stilesa.

— Powiesz mi w końcu co się stało?

— Przecież jest okej — wstała i z pustym wzrokiem odeszła. Chłopak rozłożył ręce i otworzył usta chcąc wydobyć z nich dźwięk.

[Imię] wyszła całkowicie z domu i pokierowała się w swoje ulubione miejsce, po drodze dopijając zawartość butelki. Pustą rzuciła w drzewo, aby się rozbiła. W tym czasie gdy ona wędrowała na wzgórze, Stilinski dalej nie mógł pojąć jej natychmiastowej zmiany zachwania.

— Co jest [Imię]? — podszedł do jej najlepszej przyjaciółki.

— Po tak długim czasie to zauważyłeś? — kobieta w czasie rozmowy nalewała sobie lampkę wina.

— Nawet gadać ze mną nie chce — oparł się o stół patrząc na nią.

— No tak. Zraniłeś ją, deklu — kompletnie unikała jego wzroku i gdy już chciała odejść, zatrzymał ją oczekując, że dowie się, gdzie uciekła jego najważnejsza kobieta w życiu.

— Wybiegła i nie wiem gdzie, a bardzo chciałem z nią pogadać... — tłumaczył się mając promień nadziei, że się dowie.

— No i? — przerwała mu.

— I powiedz mi, do cholery, gdzie ona może być! — wycedził przez zęby lekko poirytowany.

— W swoim ulubionym miejscu — odeszła, a ten powędrował za nią z kuchni do salonu, nie dając za wygraną.

— Czyli? — na to pytanie dziewczyna pokręciła głową.

— Znasz ją tak długo i nic nie wiesz... — westchnęła zrezygnowanie i dodała, chcąc aby dał jej spokój. — Prawdopdobnie na wzgórzu, to jej ulubione miejsce i...

— Dobra, dzięki — przerwał jej i wybiegł z własnego mieszkania. Blondynka wzruszyła ramionami i napiła się.

Chłopak przemierzał las biegnąc i ledwo dostrzegając szczegóły, ponieważ drogę rozświetlał mu jedynie księżyc. Gdy dotarł i wspiął się na tę górkę zauważył jej czarną sylwetkę, na tle szarego nieba.

— Co chcesz? — nie odwracając się zapytała. Wytarła rękawem oczy i czekała aż przyjdzie.

Wszedł na wyrzynę i usiadł obok niej, na ziemi.

— Bardzo chciałem z tobą pogadać — spojrzał na nią.

— Nie mamy o czym — wyszeptała.

— Płaczesz? — zadał najgłupsze pytanie jakie mógł.

— Nie, skąd, po prostu mam nadmiar łez i spływają mi po policzkach.

— Uwielbiam twój sarkazm — dziewczyna pociągnęła nosem i podniosła głowę patrząc na chłopaka.

— Co? — dobrze słyszała co powiedział, ale chciała to usłyszeć jeszcze raz.

— Uwielbiam twój sarkazm — powiedział wyraźniej i głośniej — strasznie mi go brakowało przez ten czas — patrzył na księżyc.

[Imię] usiadła po turecku i patrzyła na chłopaka.

— Doskonale znam dźwięk twojego śmiechu — zamknął na chwilę oczy — zawsze jak zamykam oczy, widzę ciebie patrzącą na mnie — otworzył je.

— Co chcesz mi przez to wszystko powiedzieć?

— [Zdrobnienie imienia] — zmiękła, gdy to usłyszała. Wiedział ile to przezwisko dla niej znaczy. Wiedział, że tego zdrobnienia używali jej rodzice, którzy zginęli w wypadku. To zdrobnienie miało dla niej wartość sentymentalną, ponieważ odkąd straciła rodzinę nikt do niej nie powiedział: „[Zdrobnienie Imienia].” — Gdy olałaś mnie totalnie, poczułem, że coś jest inaczej. Nie tak, jak powinno. Nie potrzebowałem dużo czasu, by zrozumieć, że przy tobie czuję się sobą. Tym lepszym sobą. Czuję, że nie jestem aż tak słaby. Czuję... prawdziwą miłość, [Imię] — popatrzył na nią — kocham cię.

— Nie — po usłyszeniu tego poczuł, jak kawałek jego serca się odłamał. — Przecież jest Lydia. Tyle czasu się w niej podkochiwałeś, a teraz co? Zrezygnowałeś? Tak po prostu? Nie wierzę w to — wstała.

— Ale ja zrozumiałem! Wszystko zrozumiałem! — zaczął mówić nerwowo.

— Przykro mi, Stiles. Przegrałeś — posłała mu sztuczny, jak i wredny, uśmiech i odeszła szybkim krokiem.

— [Imię], kocham cię! — krzyknął w jej stronę i opadł na grunt. — Wierzę, że ty mnie też — powiedział do siebie kładąc dłonie na twarzy, by zostać silnym.

- Lydia, ah, Lydia. Mądra i piękna kobieta Banshee. Poukładana. Mądrzejsza... podobało mi się to. Kręciło mnie — przyznał się sam sobie, nie spuszczając. Te myśli były zbyt uciążliwe, aby zachować je w umyśle. Wypuścił je wolno i w świat.

[Kolor włosów] dzieczyna ukrywała się za oddalonym o ponad dziesięć metrów drzewem, słysząc chłopaka, o czym ten nie miał pojęcia.

— Nawet jej imię jest takie piękne jak ona... Lydia. Idealna dziewczyna, ale to, że jest ideałem jest jedynym powodem, aby ją kochać? — usiadł. — Nie! Przecież nawet Scott mi tłumaczył: „ideał cię nie zachwyci”. Może i nie, ale to była Lydia. Od tak dawna jej pragnąłem. I udało się, byłem usatysfakcjonowany, ale... (w moim życiu zawsze jest jakieś „ale”) gdy zobaczyłem wyraz twarzy [Imię] nie potrzebowałem żadnego instynktu, żeby wiedzieć, że coś popsułem — przetarł oko. — Dziewczyna idealna była moja, ale ta, przy której czułem szczęście, czuła rozczarowanie. Ah, Stiles! jesteś małym chujem... — pokręcił głową opuszczając dłonie.

— Bo na dużego cię nie stać — powiedziała łagodnie [Imię], znów pojawiając się przed nim. Stilinski natychmiastowo podniósł głowę, by na nią spojrzeć. — Tyle rzeczy, tyle komplementów, jesteś pewnien, że jej nie kochasz? — jej głos był opanowany i ciepły, pomimo garści nienawiści, skierowanej do niego. — Po tym wszystkim dalej powinna być tylko Lydia, Lydia i Lydia, bo idealne dziewczyny są najlepsze, prawda? — uniosła brew i usiadła koło niego.

Złapał ją za rękę i zaczął mówić:

— Ale ty jesteś wyjątkowa. Powiedz mi gdzie znajdę drugą taką dziewczynę, której sarkazm brzmi lepiej od mojego? Odpowiedź brzmi; nigdzie.

— Nie no, serio?

— Nie, ja po prostu udaję, żeby było śmiesznie. Oczywiście, że serio!

— Czuję, że... każde twoje słowo pochodzi prosto z serca.

— Bo tak jest! Jesteś wszystkim, okej? Przez ostatni tydzień próbuję ci to powiedzieć, że jesteś dla mnie ważna. — Chwyciła go za drugą rękę i splotła ich palce. — Ty też jesteś idealna, ale nie dla wszystkich, tylko dla mnie. To ciebie szukałem przez całe życie, wyczekiwałem w niepewności starając się zdobyć kobietę nie godną mnie. Musiałem cię stracić, aby zrozumieć. Dziękuję — pocałował ją w czubek nosa, ale dziewczyna złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.

— Wracajmy, bo ci chatę rozniosą z dymem — wstała puszczając jego jedną rękę. Chłopak również się podniósł i przetarł kącik oka.

— Jestem ci wdzięczny za pokazanie mi sensu życia.

— Nie przesadzaj. To, że wygłosiłeś wzruszającą przemowę, nie oznacza, że po tylu miesiącach wybaczę ci i powiem, że nic się nie stało. To tak nie działa, Stiles. — Oczywiście lekki niesmak pozostanie w jej sercu...

— Sprawiłem ci wiele bólu. Teraz przez długi, długi czas będę ci to wynagradzać.

Razem wrócili na imprezę urodzinową chłopaka i, o dziwo, do rana już każdy bawił się świetnie. Bez żadnych zmartwień.

>One Shot< | Stiles • PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz