Kolejny poranek.
Kuchel leżąc koło swojego syna, wpatrywała się w jego zatopioną we śnie cudną twarz. Odgarnęła mu ciemne, ciężko opadające na czoło włosy i uśmiechnęła się blado, gdy Levi uśmiechnął się pod nosem.
Kuchel nie przypuszczała, że kiedykolwiek nazwie jakiekolwiek dziecko ślicznym. Dzieciaki zawsze miały jakieś cechy charakterystyczne. Miały ładne oczy, ładne usta, ładny nos, ładne włosy, ładne brwi, ładny uśmiech. Wszystko było ładne. Ewentualnie urocze, bo w końcu uroda dziecięca rządziła się swoimi prawami.
A jednak...z Levi'em było inaczej. Świtał jej też z tyłu głowy fakt, że raczej większość matek miała tę dziwną tendencję do posiadania wygórowanego wrażenia na temat swoich pociech. Och, jakże czasem potrafią je zachwalać, głowa aż mała! Ale Levi odstawał od innych dzieciaków, biegających po Podziemiu. Był zbyt cudny, by nazwać go ładnym. Był najśliczniejszym chłopcem, jakiego Kuchel kiedykolwiek spotkała. I tutaj, nie tylko ona tak uważała – zazwyczaj inne kobiety spotykające Levi'a po raz pierwszy wzdychały ze zdumieniem i chwaliły jego niecodzienną urodę, uśmiechając się przy tym aż za bardzo, chowając swoje dzieci za siebie, jakby ze wstydem.
Kuchel przed urodzeniem Levi'a nie rozumiała, jak można tak się poświęcać dla swojego dziecka. Jednak z każdą chwilą spędzoną ze swoim synem pojmowała tę więź. Była ona specyficzna, dla innych dziwna. Ale na pewno nierozerwalna. I chociaż Levi nie był wyczekiwany, ale był powodem, dlaczego w ciężkie dni chciało jej się wstawać z łóżka, walczyć dalej o przetrwanie w podziemnej dzielnicy nędzy. Sama jego obecność poprawiała jej humor. Dodawał jej sił.
Kochała go takiego, jakiego go urodziła.
Kolejne obawy.
Co jakiś czas przed jej oczyma pojawiał się scenariusz, gdzie Levi ciężko choruje, a ona nie jest w stanie mu pomóc. Trzyma go, bezradnego, w gorączce i bezdechu w ramionach, kołysząc go i mając nadzieję, że tym choć trochę ukoi jego ból. Zaraz potem tłukła się po głowie, by wybić takie myśli z głowy. Bo nie wyobrażała już sobie dalej, co by było, gdyby go zabrakło – gdyby po tym małym, ślicznym chłopczyku została tylko garstka wesołych wspomnień, trochę zabawek i podarte ubrania w rozpadającej się szafie.
Przecież jest on jeszcze taki malutki. Taki bezradny i młodziutki. I chociaż nikt oprócz Kuchel inny nie zapłakałby nad jego losem, wydawało się jej, że strata tego dziecka będzie jedną z gorszych rzeczy, jaka stanie się w dzielnicy pod Trzema potężnymi Murami. Ale...ludzie są tu niczym. Są czymś gorszym od śmieci. Jednak, nadal zostają ludźmi. Przecież odczuwają podobnie – znają ściskający głód, chłód grudniowej nocy czy przeszywający ból. Ludzie – czy podludzie? Czy ktoś, kto obdarza kogoś tytułem podczłowieka sam się nim nie staje? Potwory, władza, mury.
A gdyby nie było Tytanów? Czy może żyłoby się lepiej? Ale kogo to obchodzi? Ludzie „z Góry" zadowoleni są przecież z życia w klatce. Nie czują się jak bydło zamknięte w oborze. Nie próbują wyzwolić się spod panowania tych pozbawionych inteligencji potworów.
CZYTASZ
⟬✓⟭ Chłopiec z Podziemia | Attack on Titan
Fanfiction„Myślałem, że miejsce, w które nie mogą wedrzeć się ci mistyczni wtedy dla mnie tytani musi być rajem na tak śmiesznym skrawku ziemi należącej do ludzkości. I wiesz, choć zostaliśmy zepchnięci pod trzy potężne Mury i trzymani byliśmy niczym ptaszki...