Pamiętam, że w tamten nieszczęśliwy dzień padał deszcz. A miał być taki spokojny. Nic nie zapowiadało tragedii, która miała miejsce. Gdy wybudziłem się z letargu, czułem straszny ból głowy i prawie nic nie widziałem. Obawiałem się, że mogę stracić wzrok. Leżałem na łóżku, całkiem mi obcym, chociaż może nie tak do końca, a w klatce piersiowej czułem okropny ból. Odwróciłem głowę na prawo i nie zobaczyłem swojej narzeczonej. Towarzyszy mi pustka.
Znienacka usłyszałem, odbijający się echem w głowie, paskudny pisk. Nie mogę go wciąż zapomnieć. Jakby ktoś wolał o pomoc, a w efekcie jej nie otrzymał. Dlaczego? Milion pytań, ale żadnej odpowiedzi. Westchnąłem i usiadłem po turecku. Wciąż kręciło mi się w głowie, a z ust wypłynęła stróżka krwi. Co się ze mną stało poprzedniego dnia? Nie rozumiałem niczego, ani nie przypominałem sobie, ale wiedziałem, że na pewno coś złego miało miejsce. Koniecznie chciałem to wyjaśnić.
Gdy wstałem, zobaczyłem na torsie ogromną ranę, jakby mi ktoś nożem rozciął ciało. Zranienie było świeże, ale na szczęście nie bolało. Próbowałem go dotknąć, kiedy usłyszałem jak szklanka, leżąca na szafce, spadła i rozbiła się. Zatrzymałem się.
— Nie powinieneś w tej chwili wychodzić – odezwał się dziwny, delikatny, kobiecy głos. Rozejrzałem się po pokoju i nie widziałem nikogo. Miałem nadzieję, że nie straciłem żadnych zmysłów orientacyjnych. Odwróciłem się gwałtownie i ujrzałem przed sobą młodą kobietę. Była całkiem inna niż normalny człowiek, ale nie przerażała. Nie należała do jakieś rasy. Była po prostu inna. Odziana w poszarpaną, zakrwawioną, białawą sukienkę, wyglądała tak jakby przed chwilą skończyła walkę. Prawego oka nie mogła otworzyć, gdyż było całe oblepione krwią.
— Nie jestem twoim wrogiem – zaczęła. – Przybywam ze świata, o którym nawet nie śniłeś, a już się spotkałeś. Jesteś w niebezpieczeństwie. Możesz zginąć tak jak zginęła wcześniej twoja nieszczęsna narzeczona. Ta piękna dziewczyna o licu anielskim. Czyż nie?
Uśmiechnęła się perfidnie. Śmiała się ze śmierci mojej ukochanej, a ja w głębi duszy cierpiałem. Miałem ochotę przyłożyć jej tak, by cofnęła się aż do ściany, ale dobre wychowanie mi na to nie pozwoliło.
Dotknęła mojego bladego policzka i spojrzała na mnie. W jej szmaragdowych oczach widziałem przedziwną, przerażającą głębię. Posiadała smutne myśli, intencje oraz szarawe serce. Ale miała je. Słyszałem jak biło, jak żyło. I w tym momencie zrobiło mi się jej żal. Zacisnąłem mocno usta. Nie mogłem nic powiedzieć. Nie chciałem.
— O jakim niebezpieczeństwie mówisz i jaką masz czelność przychodzić bez pozwolenia do mojego domu?! Kim ty, do diabła, jesteś?!
— Syreną.
I w tej chwili świat zatrzymał się.
— Wiele rzeczy cię boli w środku – powiedziała spokojnie. W ogóle nie przejęła się moimi słowami. – Zastanawiasz się także, dlaczego zginęła twoja narzeczona, a nie ty, bo gdybyś mógł to oddałbyś życie za nią. Byleby tylko teraz żyła.
Miała rację. Nie mogłem zaprzeczyć.
— Masz na imię Thomas i pochodzisz z dość zamożnej rodziny, ale tak naprawdę nikt cię nie kocha, nawet rodzice, którzy pracują za granicą. Wiem, że chciałbyś to zmienić, ale nie dasz rady, nie masz takiej mocy. Rozumiem to. W moim świecie również nie ma miejsca na miłość.
— Idź do diabła! Nic nie wiesz, a to, co mówisz, to kłamstwa! Zostaw mnie w spokoju!
— Nie mogę. Mam za zadanie cię chronić.
YOU ARE READING
Thomas Day i Wieczny Kryształ
FanfictionThomas Day pewnego dnia ocknął się i zauważył dziwną bliznę na torsie; prawdopodobnie ktoś próbował się dobrać do jego ciała i go zabić, krótko mówiąc. W tym czasie zauważa, że w jego domu pojawił się niespodziewany gość. Owy ''gość'' jest syreną, k...