Ferie w II klasie liceum były dla mnie wyjątkowo owocnym okresem. Ach pamiętam gdy wieczorem zaczynałem zaczytywać się w poezji i literaturze polskiej, a kończyłem nad ranem. Niczego więcej w życiu nie potrzebowałem. No może poza jednym. Uczucie samotności wypełniało moje serce. Na drugi dzień po przebudzeniu, niczym odzew bogów z Olimpu dostałem wiadomość od rok młodszej koleżanki. Była zszokowana, iż pod moim profilowym pojawiło się pełno lajków od dziewczyn z jej klasy. Nie chciałbym poznać uczucia zazdrości jakie jej bowiem wtedy niewątpliwie towarzyszyło gdyż jest to paskudne i straszne uczucie. Wśród wielbicielek mojego nowego zdjęcia znalazła się pewna Martyna. Była rok młodsza, ale kompletnie jej nie kojarzyłem. Postanowiłem zajrzeć na jej profil. Gdy tylko ujrzałem jej zdjęcie poczułem, że zaraz odfrunę do nieba wraz z kotłującymi się w brzuchu motylkami. Była boska! Blondynka, z niebieskimi oczyma, nieskazitelna cera, delikatne rysy twarzy. Kobieta marzeń, istna modelka Victoria's Secret, której iście nordycką urodą nie pogardził by żaden SS-man. Tego dnia nic już nie czytałem. Do późna w nocy leżałem z uśmiechem na twarzy wpatrując się w jej zdjęcie, a gdy zasnąłem nie śniły mi się już nieskończone ilości liter, które przeczytałem, a owa panna z długimi blond włosami idąca u mego boku do ślubnego kobierca. Zrozumiałem wszystko. Odnalazłem swój sens życia. Trzeba było działać. Pierwszy krok by ją zdobyć postanowiłem zrobić pod osłoną nocy. Bezbronna i pachnąca po kojącej kąpieli leżała zapewne wtedy pod świeżutką kołderką, gdy usłyszała . Tak, była to moja sprawka. Chcąc pokazać, iż nie tylko moje zdjęcia mogą być miejscem kultu dałem jej superkę, Pod starym zdjęciem i to w środku nocy. Nie miało miejsca by to nie rzuciło się w oczy. Uszczęśliwiając swoją przyszłą królową poszedłem spać. Następny krok postanowiłem zrobić w Walentynki. W końcu to dzień miłości i wyrażenie jej wtedy swoich uczuć było by czymś podwójnie wspaniałym. Musiałem czekać do końca ferii. Ciągnęły się zaś one niemiłosiernie, a białego puchu nie było wystarczająco dużo by można było pogrążyć się w śnieżnej zabawie i beztrosko spędzać męczące dnie. Jakoś to jednak zleciało. Nastał ostatni dzień ferii. Tuż przed Walentynkami. Zaopatrzyłem się w najpiękniejszą kartkę jaką tylko znalazłem i iskrzącą czerwoną kopertę niczym dziewczęce rumieńce na mrozie. Na posłużenie sobie gotowym tam wierszem nie mogłem pozwolić. Załączyłem własny. Pisząc go przy pełni księżyca i przerywając głębokimi westchnieniami przelałem na papier wszystkie słowa słodkie i delikatne jak miód kotłujące mi się w głowie. Podpisałem się imieniem licząc na odzew mojej damy serca. Na drugi dzień przekazałem ją koleżance z jej klasy. Dostarczyła ją zwinnie i szybko, a Martyna, przyjęła walentynkę z głębokim uśmiechem. Byłem pewny, że odezwie się do mnie. Nie uczyłem się na żadne lekcje. Nic nie czytałem. Tylko czekałem z telefonem w ręku, a przy każdym dźwięku zrywałem się tak jak zrywa się dziki kot, gdy zdecyduje się zaatakować zwierzynę. Przeleciało tak do piątku, a ja dopiero zaczynałem czuć co to jest prawdziwa męka. Chcąc je skrócić sam do niej napisałem. Podziękowała ładnie za wiersz, ale nie była skora do dalszego prowadzenia rozmowy. Widać było od razu,że nie była mną zainteresowana. Chcąc skończyć owijać w bawełnę, zaproponowałem spotkanie na przerwie. Nasza rozmowa zakończyła się na tym, iż uznała, że ma z kim spędzać przerwy. Cóż, sama nie wiedziała co traci. Trzeba było bowiem sobie zasłużyć by dostać wiersz ode mnie, a ona dostała jeszcze taki pisany przy pełni. Jednak rozpacz i zawiedzenie nie oszczędziły mnie. Ledwo zwlokłem się z łóżka do szkoły. Ciernie rozdzierały moje serce z obawy, że ją zobaczę. I zobaczyłem... Pierwszy raz w życiu, bo wcześniej widocznie się ciągle mijaliśmy. I wiecie co? Wszystkie męki zniknęły. Poczułem ulgę... Martyna na żywo nie była wcale taka piękna jak na zdjęciu. Aż śmiem powiedzieć, że była poniżej moich standardów. Uradowałem się wielce, gdyż gdyby mój wiersz przyniósł efekt jaki miał przynieść, musiałbym się męczyć z pozbywaniem się niechcianej zalotnicy. Z uśmiechem na twarzy opuściłem budynek szkoły udając się do domu, a w mojej głowie uformował się morał. "Dziewczyny! Po co filtrów używacie, czy Wy coś tu ukrywacie?"
CZYTASZ
Facebookowa przygoda miłosna
Short StoryWierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? A co jeśli zakochujemy się w osobie, której na oczy nie widzieliśmy? Czy ma to szanse? Czy jest to w ogóle możliwe? Takie zdarzenie miało miejsce w moim życiu. Jeśli jesteś ciekaw zapraszam Cię do mojego św...