- Marcelin! - słyszę głos mojego ojca. Wyciągam słuchawki.
- Tak?! - odkrzykuje.
- Twoi koledzy przyszli! - informuje. Spoglądam na zegarek. Są punktualni tak jak zawsze gdy chodzi o pójście na piwko. Wstaje z wygodnego łóżka, biorę cienką kurtkę i zakładam buty do biegania. Szybko schodzę ze schodów i wychodzę na podwórze.
- No siema, stary - wita mnie blondyn z szerokim uśmiechem. Odwdzięczam mu się tym samym.
- Ej, Marc - zagaduje rudzielec. - W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo się dzisiaj najebiesz?-pyta. Udaje, że się zastanawiam.- Jedenaście - odpowiadam co wywołuje śmiech u chłopaków.
- Chodźcie, znalazłem super miejsce - mówi Kris i gestem ręki pokazuje, że mamy iść za nim. Wzruszam ramionami i w dobrym humorze idę za chłopakami.
Dopiero przybyliśmy do miasta. Stoimy właśnie przed starym domem w środku lasu. Ponoć mieszkała tu kiedyś pewna wataha, ale przenieśli się w inne miejsce z dnia na dzień. Od tego czasu dom zionie pustką.
- Carl, pośpiesz się! Wiem, że twoja kobieta ma w chuj rzeczy, ale to nie znaczy, że będziesz je wnosił milion lat! Chce pójść się nachlać z tobą póki jeszcze nie przyjechała!
Idąc przez kawałek drogi dostrzegam dwie reklamówki w rękach Krisa.
- Ile kupiłeś? - pytam z uśmiecham widząc, że reklamówki aż pękają pod ciężarem.
- Piętnaście - odpowiada zadowolony. - Spoko, nie musicie mi oddawać kasy. Następnym razem to wy stawiacie - mówi i puszcza do mnie oczko. Ja mu wystawiam język. Spoglądam lekko w górę i gdy zdaję sobie sprawę, gdzie zmierzamy przeszły mnie dreszcze.
- Chyba nie zamierzasz iść do TEGO lasu - mówię niedowierzająco.
- A dlaczego nie? Czyżbyś się bał? - mówi z kpiącym uśmiechem. Zaciskam zęby.
- Ja niczego się nie boje - odpowiadam mu prostując się. Zerkam na ciemne drzewa. Coś mi mówi, że to zły pomysł aby tam wchodzić.
- Zaczynam bez ciebie - informuję Carla wyciągając z bagażnika alkohol.
-Ej no stary nie rób mi tego! Została mi ostatnia walizka!
Ostatecznie wchodzimy do lasu przechodząc przez gęste zarośla. W przeciwieństwie do moich kompanów ja staram się być cicho.
- Już niedaleko! - mówi głośno Dylan.
- Stul pysk! - uciszam go ostro. On tylko się uśmiecha. Wkrótce docieramy na jakąś polane. Kris natychmiast się na niej kładzie i spogląda w niebo
- Czyż to nie piękny dzień aby się najebać? - pyta i wyciąga z torby puszkę, którą szybko otwiera. Rozglądam się dookoła. Chyba nie ma się czego bać, stwierdzam w myślach i wraz z chłopakami siadam na miękkiej trawie.
Upijam łyk. Carl siada obok i chwyta za butelkę. Unoszę rękę po czym zastygam w bezruchu.
-Szlag!-mówię nagle zaciągając się powietrzem.
-Co jest? Zapomniałeś czegoś?-Beta patrzy na mnie marszcząc brwi.
-Nie, czujesz?-pytam, a ten nabiera powietrza.
-Ktoś jest na naszym terenie. Ludzie?
-Raczej tak, nie wyczuwam wilka. Ale coś dziwnie pachnie.
Spogląda na mnie niezrozumiale.
-Nie czuje niczego dziwnego.
Wypijam pół puszki, chłopaki piją i śmieją się w najlepsze. Dylan zgniata kolejną puste opakowanie i rzuca za siebie. Spogląda na mnie w lekkim zaskoczeniu.
CZYTASZ
Żaba i Bestia
WerewolfW świecie wilkołaków normalnym jest mieć przy sobie swoją mate. Bratnią dusze, którą się kocha aż do śmierci. Jednak nie wszyscy znajdują swoją mate w odpowiednim czasie. Izak, czarnowłosy wilkołak kończąc dwadzieścia cztery lata wciąż nie może zna...