Pansy Parkinson właśnie skończyła pakować ostatnią walizkę. Odgarnęła za ucho włosy, które wysunęły się z jej luźno upiętego kucyka. Ostatni raz spojrzała na swoją listę rzeczy potrzebnych i z zadowoleniem stwierdziła, że spakowała wszystko. W momencie gdy podeszła do piekarnika z zamiarem wyjęcia z niego zapiekanki usłyszała dzwonek swojego telefonu.
– Halo? – brunetka oparła telefon na ramieniu, a rękami usiłowała wyjąć gorącą blachę z pieca.
– Dzień dobry, mam na imię Tessa Jones i dzwonię... – nie dane było jej dokończyć ponieważ z drugiej strony słuchawki rozbrzmiał dźwięk tłuczonego szkła i siarczyste przeklinanie Pansy – Czy wszystko w porządku?
– Tak... To znaczy nie... Cholera! Mogę się pożegnać z dzisiejszym obiadem – dodała poirytowana.
– W każdym razie, mam na imię Tessa Jones i dzwonię z biura podróży Koliber . Chciałam Panią poinformować o szczegółach dotyczących Pani jutrzejszego lotu.
– Oho, zaczyna się – mruknęła ironicznie Pansy.
– Może Pani zabrać jedynie 15 kg bagażu i 5 kg bagażu podręcznego. Dodatkowo... – Po dokładnych wytycznych dotyczących rzeczy, które można mieć ze sobą na pokładzie samolotu Pansy przestała słuchać. – Czy wszystko jest dla Pani jasne? Jeszcze raz przypominam na lotnisku należy się stawić około 3 godziny przed lotem, czyli w Pani wypadku...
– Tak, wszystko jasne. Dziękuję za troskę. Do widzenia – powiedziała oschle brunetka po czym się rozłączyła. – Dobry Boże, ile można? Czy ta kobieta nigdy się nie męczy? – powiedziała sama do siebie. Wstała z podłogi i ruszyła do przedpokoju z zamiarem odnalezienia w swoim bałaganie zmiotki i szufelki. Gdy już zabrała się do roboty, usłyszała donośne pukanie. Niechętnie ruszyła w stronę drzwi. Gdy je otworzyła przeżyła niemały szok. Oto jej oczom ukazał się niezwykły obraz - jej przyjaciółka Dafne Greengrass ubrana była w obcisłą miniówkę z motywem w panterkę, która więcej odsłaniała niż zasłaniała. Na głowie miała tandetną, wściekle zieloną perukę, a twarzy prawie nie było widać spod pokaźnego szala przypominającego kolorowe łańcuchy, które wiesza się na choince. Sama Dafne, ewidentnie pijana ledwo trzymała się na piętnastocentymetrowych szpilkach i butelką szampana w ręku. – Dafne, czy przegapiłam twój wieczór panieński?
– Nie bądź głupia, bebita. Musiałam przecież oblać twój sukces!
– Mój co?
– Będziemy tak sterczeć w progu, czy wykażesz się odrobiną kultury i zaprosisz mnie do środka? – Pansy w oniemieniu odsunęła się od drzwi, aby jej przyjaciółka mogła wejść. – Bebita, ale ty masz tu syf! Nawet moje mieszkanie jest czystsze od twojego!
– Super, bardzo mnie to cieszy. A teraz wyjawisz mi wreszcie dlaczego jesteś tak spita?
– Pamiętasz jak mi mówiłaś, że dostałaś ten no, no wiesz – Dafne próbowała znaleźć odpowiednie słowo. Nagle dziewczyna dostała olśnienia. – Awans! Właśnie, awans!
– Dafne, słuchaj – Pansy westchnęła i kontynuowała – To, że powiedziałam ci, że mój szef napisał do mnie na Tinderze nie znaczy, że dostałam awans. Na twarzy drugiej z dziewczyn momentalnie ukazało się zaskoczenie, ale zostało szybko zastąpione radością.
– Oj, bebita – Pansy na to określenie przewróciła oczami. – Ty nic o tym nie wiesz. Tak się wszystko zaczyna! Najpierw napisze do ciebie na Tinderze, później na swoim biurku znajdziesz bukiet róż od tajemniczego wielbiciela, a potem voilà zanim się obejrzysz już będziesz na stanowisku menadżera i nie będziesz mieszkać w tej zaplutej dziurze!
– Dafne, Martin to mój szef, a poza tym dobiega sześćdziesiątki. Nie umówię się z nim choćby nie wiem co – wyjaśniła spokojnym tonem. – Zresztą, ja dobrze się czuję w tej, jak to określiłaś zaplutej dziurze.
– Rób jak chcesz, skarbie. Tylko potem mi nie marudź, że wszyscy mają lepiej od ciebie.
– Czy ja kiedykolwiek... – monolog Pansy został przerwany przez dźwięk przychodzącego powiadomienia i pisk Dafne.
– O. Mój. Boże! Draco Malfoy właśnie zerwał z Lavender Brown! – krzyknęła przejęta dziewczyna – Wiesz co to oznacza?
– Że Lavender znów zaczai się na nową ofiarę?
– Nie! To oznacza, że Draco znów jest wolny!
– To dupek, uwierz mi.
– To, że zapomniał o twoich urodzinach gdy jeszcze byliście razem nie czyni go dupkiem. Zresztą ty i tak się nie znasz.
– To nie dlatego zerwaliśmy! – krzyknęła oburzona Pansy – Zresztą kogo ja słucham?Próbujesz mnie zeswatać z moim podstarzałym szefem! – w odpowiedzi Dafne jedynie machnęła ręką. – Wiesz co? Rób co chcesz, skarbie. Tylko potem mi nie marudź, że ten pajac złamał ci serce – Pansy próbowała przedrzeźniać Dafne.
– Dobra, bebita. Wracam do chaty wytrzeźwieć, a potem zabieram się do pracy – powiedziała wesoło Dafne i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. – A właśnie! Szampan jest dla ciebie, miłych wakacji i jakiegoś ciasteczka w tej Hiszpanii – rzuciła Dafne i trzasnęła drzwiami.
CZYTASZ
summer vibes → hansy
Fanfic[zawieszone] wakacyjne hansy non magic au Pansy Parkinson, mieszkanka Londynu, pracująca na niskim szczeblu w ogromnej korporacji wyjeżdża na zasłużone wakacje do Hiszpanii. Po drodze jednak spotyka ją mnóstwo nieszczęść (wredna jędza pracująca na l...