Rozdział 1

17 8 2
                                    


Lord Mauro

     Krzyk, gwar, odgłosy pejcza i płaczu... zarówno ludzkiego jak i zwierzęcego. Płacz matek oddających swe dzieci, płacz tych, którzy wiedzą, że czeka ich najgorsze oraz odgłosy tych zamkniętych w klatkach błagając o pomoc. I ten śmiech... wywołany suchymi żartami sprzedawców, konaniem „spętanych", bólem... Czyli zwykły dzień na targu, na TEJ części targu. Niezbyt za tą stroną przepadam, zbyt dużo tu hałasu, gniewu i przemocy. Druga strona również nie jest zbytnio ciekawa, ale nie ma tam na szczęście Handlarza spętanych i w butikach można się nieźle obłowić markowymi ciuchami, lecz poza tym cały targ wygląda tak samo.

    Idę zakurzoną ulica w stronę Handlarza, w nozdrzach czuję niezbyt przyjemne zapachy, zapach śmieci, gnijących ciał i innych niezbyt ciekawych rzeczy.

    Kończąc licytację o dosyć skąpo ubraną spętaną z ... chyba to Lady Down, posiada ona dom dla „modelek" jak ona to je nazywa, Handlarz odwraca się w moją stronę  

- Kogo ja widzę, Lordzie Mauro cóż za zaszczyt – kłania mi się i rozkłada ręce wskazując swoje stanowisko – Dzisiaj przyjacielu, po kotka, a może i coś więcej?

    On myśli, że takie coś jak on może się ze mną przyjaźnić... phi chyba w jego chorych snach, ale na razie wole nie wprowadzać go w błąd, dostaję przynajmniej lepsze „towary"

- Pokaż mi coś... intrygującego – mówię z pogardą i obojętnością, choć każde wejście na zaplecze wydaje mi się wyjątkowo ciekawie.

- Mason prowadź licytację dalej, ja później wrócę – mówi do swojego... nie wiem strażnika, lodówki, a co mnie to! – A ty drogi Lordzie, proszę za mną, choć jak mniemam znasz drogę doskonale

    Jak bym miał nie znać, bywam tu zbyt często niż powinienem. Handlarz stacjonuje w ogromnym namiocie przed którym znajduje się piedestał, to właśnie tam prowadzone są licytacje artefaktów, starych mebli, egzotycznych zwierząt i oczywiście... spętanych.   

    Zawsze jak na nich patrzę to przypomina mi się ich encyklopedyczna definicja „Spętani dla nas Łowców są na tym samym poziomie co zwierzęta hodowlane. Jako, iż wampiry zostały stworzone dla nas jako pokarm i co najważniejsze, choć prawo pozwala tworzyć z nimi związki to żaden z nich nigdy i w niczym nie dorówna jakiemukolwiek Łowcy". Tak... to ciekawe dlaczego przed wiekami , kiedy peopliki ( czyt. pipliki = ludzie ) dopiero ogarniali co to ogień, my Łowcy byliśmy pożywką dla wampirów, a nie na odwrót tak jak teraz... nie ogarniam. No w sumie to nikt nie ogarnia naszego świata, nawet ten co go stworzył, ale on się chce przyznać, żeby dalej wyglądać na wszechmogącego... W ogóle to o czym ja rozmyślam, muszę się skupić , ta szuja zaczęła przed chwilą pieprzyć coś o... chyba pogodzie i o jakimś nowym Inzie ( kolejna jakże przydatna definicja „Inzowie to grupa rządzących Łowców nadanym terenie, którzy strzegą porządku i sprawdzają moralność Łowców" i może z jeszcze jedną definicją polecimy, tak wiem, bardzo lubię definicje J „(...) Jako, że zarówno spętani i Łowcy są nieśmiertelni, mogą przeżyć w swoim długim życiu zbyt wiele ekscytujących, przytłaczających i strasznych rzeczy, więc po przekroczeniu ponad około ośmiu wieków istnienia ich moralność może zacząć zanikać, a wraz z nią wszystkie hamulce blokujące krwiożerczą naturę i wtedy potrzebni są Inzowie, którzy w jak najbardziej „humanitarny" sposób rozprawiają się z problemem...") i właśnie kto normalny gada o pogodzie kiedy jest ona ustalana z góry, bo mieszka się pod ziemią?!

    Zaczynam słyszeć jakąś wrzawę, i gdy wchodzimy do pomieszczenia, powiedziałbym nawet hali zapełnionej klatkami z różnoraką zawartości. W jednej z nich widzimy no... masakrę. Na podłodze klatki leży spętany, chudy, wymizerniały, posiniaczony i obtoczony we krwi, własnej krwi..., a na około niego tłoczą się inni schwytani, gryząc go boleśnie i walcząc o choćby jeden łyk życiodajnej i cieplutkiej krwi, chcąc zaznać choćby namiastkę błogości w swojej niedoli... Skąd to wiem, czytam w myślach ot co. ( definicyja! ,,(...) Każdy Łowca posiada wyjątkową umiejętność. Bardziej uzdolnieni i starsi za pomocą ciężkiej pracy i niewyobrażalnego wysiłku potrafią wykształcać w sobie kolejne zdolności. Największą ich liczbę uzyskał owiany legendą Alistar Brauner posiadał ich bowiem 4, a gdy uzyskał ostatnią zmarł z wycieńczenia..." A ja mam 3 i uczę się na czwartą... podejrzane nie? Ale wracając do tematu, biedak już charczy, a spowodowane jest to nadmierną utratą krwi, przez co serce nie ma co pompować i wydaje taki odgłos, jest to odgłos śmierci...

Spętani KrwiąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz