11

50 7 13
                                    


Na moje nieszczęście Zayn wrócił minutę później i od razu zostałam zabrana do wnętrza pomieszczenia. Zupełnie nie pasowało ono do reszty budynku. Było jak na statku kosmicznym. Białe ściany i podłogi, profesjonalny (i pewnie wcale nie taki tani) sprzęt oraz wykfalifikowana obsługa w białych fartuszkach. 

Mój wyczulony nos od razu rozpoznał ten charakterystyczny zapach szpitala. Nienawidziłam tego. Kojarzyło mi się tylko z jednym miejscem i nie było mi to miłe wspomnienie. 

- To doktor Carter, będzie miała cię pod opieką przez cały twój pobyt tutaj - Zayn przedstawił mi czarnoskórą kobietę z miłym uśmiechem. Zakładała właśnie rękawiczki. Przeszły mnie zimne dreszcze na myśl, że to właśnie dla mnie je ubiera. 

- Dzień dobry - podała mi dłoń. Popatrzyłam na nią, ale nie uścisnęłam. Brak zaufania dawał o sobie znać. - Dobrze, widzę, że jesteś przestraszona - zauważyła z przyjaznym uśmiechem. Nie podobał mi się on. 

- Nigdy nie była na takim badaniu, nie wie co ją czeka - Zayn zabrał głos. Czułam na sobie również jego spojrzenie. Nie do końca chciałam, by na mnie patrzył. Jego wzrok nigdy nie był łagodny, wypalał mnie.

- Nie bój się, nie gryzę - kobieta wyglądała na naprawdę przyjazną, jednak ja nadal byłam nie ufna. Dzięki temu przeżyłam w lesie, ale teraz... Przeszkadzało to wszystkim wokoło i zamiast mnie chronić, moja uważność zabijała mnie w oczach innych. 

- Zostawiam was - gdy usłyszałam te słowa, spojrzałam na Zayna z przerażeniem. Zostawi mnie tu?! - Jestem na zewnątrz, gdyby coś się działo - kiwnął głową do doktorki, a potem rzucił mi spojrzenie i pokierował się do wyjścia. 

Patrzyłam na jego plecy aż zniknął za drzwiami. Nie wierzę, że to zrobił.

- Usiądź proszę - przeniosłam wzrok na kobietę, która wskazywała kozetkę lekarską. Nie chciałam... Przełknęłam ślinę ze zdenerwowaniem. Kiedy spojrzałam jej w oczy, nadal widziałam w nich przyjaźń i zaufanie, ale też ostrożność. - Możesz stać jeżeli ci wygodniej, ale będzie większe ryzyko, że gdy zasłabniesz, poniesiesz obrażenia. 

- Obrażenia? - wykłapałam cicho. Nie byłam pewna czy to usłyszała.

- Możesz uderzyć głową o kafelki, a tego nie chcemy - uśmiechnęła się. - Usiądź, nic ci nie zrobię bez twojej wiedzy, obiecuję. 

Hah, obiecywać to ty sobie możesz. 

Popatrzyłam na nią z rezerwą, ale wiedziałam, że nie uniknę badań. Tak czy siak je wykonają, a wolałam sama się im poddać niż być zmuszoną i trzymaną przez kilku innych ludzi. Zdecydowanie wolałam własną wolę.

Usiadłam więc. Niepewnie i bardzo ostrożnie. 

- Dobrze - widocznie uradowana kobieta podeszła do metalowego wózka, skąd wzięła dziwne urządzenie, które nigdy w życiu nie widziałam. Tym bardziej się stresowałam. Połowy wyposażenia, jakim dysponowali była mi kompletnie obca. 

- Zaczniemy do zmierzenia cukru, okej? - stanęła przede mną. Jeszcze coś ustawiła na tym urządzeniu, a potem wyciągnęła rękę. Chwyciła moją dłoń i uniosła ją. Uważnie patrzyłam co robi. Przyłożyła urządzenie do mojego palca wskazującego. - Będzie piknięcie - ostrzegła, a potem coś wcisnęła i faktycznie zabolało. Nie jakoś bardzo, jednak podskoczyłam ze strachu.

Zaśmiała się pod nosem. 

- Będziesz miała jeszcze nie raz mierzony cukier. Wilkokrwiści mają bardzo duże problemy z cukrzycą, wiele z nich na nią zapada - skupiona na jej słowach nie zauważyłam co robi. Ale powiedziała, że mój wynik jest dość dobry jak na moją przeszłość i dietę. 

Dała mi chusteczkę, którą owinęłam palec. Kropla krwi odznaczyła się na białym materiale. 

Wydawało mi się to skazą. Wszystko tam było takie... Białe, czyste i sterylne, a ta  krew zupełnie tam nie pasowała. 

- Teraz sprawdzę ogólny stan - wzięła kolejne urządzenie, którego nigdy nie widziałam. Przyświeciła mi tym w oczy i kazała podążać wzrokiem za jej palcem. 

Potem zbadała również moje uszy, węch i skórę. Wszystko było dobrze według niej. Chyba się cieszyłam. 

- Pobierzemy krew. 

Zmroziło mnie na te słowa. O nie, co to to nie. Na pewno nie. 

- Nie - schowałam rękę sekundę przed tym jak się wkłuła w żyłę.

- Coś nie tak? - zamrugała na mnie niezrozumiale.

Więcej nic nie powiedziałam. Po prostu nie chciałam tego. Badanie wzroku, uszu - okej, nawet mierzenie cukru nie było takie złe. Ale nigdy, na pewno nie dam się nakłuć igłą. Zwłaszcza, że była dość pokaźna. 

Kobieta westchnęła i opuściła igłę. 

- Nie będzie boleć. To tylko malutka igiełka - pokazała mi strzykawkę. Jeżeli dla niej to było małe, to współczuję jej mężowi... - Patrz, będzie identycznie jak przy mierzeniu cukru. Robiłyśmy to już.

Nie dawałam się przekonać. Nie, to nie. 

- Ech... Dobrze - odłożyła igłę i ściągnęła rękawiczki. - W takim razie pójdę po Zayna.


✄✄✄✄✄✄

Reaktywacja opowiadania! Mam nadzieję, że ktoś jeszcze o tym pamięta haha


Wolfblood, It's MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz