VII. - Ko Ko Bop

22 10 3
                                    


*✭˚・゚✧*・゚*✭˚・゚✧*・゚*

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*✭˚・゚✧*・゚*✭˚・゚✧*・゚*

Alexandra obudziła się, gdy niebo wciąż oblane było barwą atramentu. Sięgnęła po swój telefon, leżący tuż obok na etażerce.

- Trzecia dwadzieścia sześć... - mruknęła – cztery minuty przed budzikiem.

Dziewczyna przetarła swoje oczy i leniwie podniosła się do siadu. Rozciągnęła się delikatnie i wstała z łóżka, na którym znajdowała się masa poduszek z uroczymi postaciami z anime i kreskówek. Wolnym krokiem skierowała się do łazienki. Po dwudziestu minutach, wyszła prawie gotowa. Wyciągnęła swój telefon z kieszeni i zadzwoniła do Emila. Po odczekaniu kilku sekund usłyszała zachrypnięty głos chłopaka.

- Halo?

- No nie gadaj, że śpisz dalej.

- Nie, nie śpię.

Jego głos nagle spoważniał, a Alex obdarzyła go perlistym śmiechem.

- Co się ze mnie śmiejesz, no? Rozłączam się.

- Niedługo będę.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, skierowała się do kuchni. Otworzyła swoją lodówkę, niestety zastała w niej pustkę. Wzięła głębszy wdech i przeklęła pod nosem.

- No rzesz... - wydukała i przeczesała dłonią swoje rude włosy – walić w sumie, lecę na czczo.

Wyprostowała się i poczłapała w swoich fioletowych kapciach do holu, wskoczyła w wygodne trampki, zasznurowała je i wyszła ze swojego mieszkania.

Dziewczyna nigdy nie korzystała z windy w jej bloku i miała ku temu powód, mianowicie winda był stara jak cholera, myśl o przejechaniu się nią przerażała Alex. Więc jak zwykle zbiegła po schodach na sam dół i otworzyła drzwi znajdujące się naprzeciwko sztucznej paprotki, od której na kilometr było czuć szczynami. Kilka razy widziała, jak pijany sąsiad spod dwójki leje na roślinę, przy okazji kiwając się na boki i rozlewając co nieco na podłogę...

🔫

- Zaspałem, jak zwykle kurwa zaspałem – warknął Emil – no rzesz ta szalona baba zaraz tu będzie i jak zobaczy, że ja dalej nie gotowy to mnie zamorduje. No chyba, że zrobię to co ostatnio...

Chłopak potrząsnął głową i założył na siebie luźną, czarną koszulkę oraz niebieskie jeansy. Wbiegł do łazienki, przemył twarz chłodną wodą. W mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.

- Idę! – krzyknął.

Szybkim krokiem pomaszerował do drzwi, przekręcił klucz, a one od razu się otworzyły, ukazując rudowłosą.

- Dzień dobry mój drogi – uśmiechnęła się, ukazując szereg biały kieł – widzę, że dalej niegotowy!

- Wiem, zaspałem...

- Świetnie, masz pięć minut.

Dziewczyna spojrzała przelotnie po niezbyt czystym mieszkaniu.

- Kiedy tu ostatnio sprzątałeś? - spytała, przy czym powoli wkradała się do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Żołądek dawał się we znaki.

- Chwilę temu, ostatnio nie miałem czasu – odpowiedział z łazienki.

- Hmm... - mruknęła i otworzyła lodówkę – nie masz czegoś do jedzenie, bo widzę, że w lodówce same pustki?

Facet wychylił się z łazienki i obdarzył rudą uśmiechem.

- Mam, druga szafka na górze nad czajnikiem.

- Ok, długo ci jeszcze zajmie?

- Wymyję zęby i możemy wyjść.

Dziewczyna kiwnęła głową, otworzyła szafkę i ujrzała ciastka zbożowe. Lepszy rydz niż nic.

Chwilę potem dwójka siedziała w samochodzie Alex i wjeżdżała na autostradę w rytmie ko ko bop.

- Shimmy – zanuciła.

- Shimmy...

- Ko ko bop! – wykrzyknęli i obdarzyli się nawzajem promienistym uśmiechem.

Niebo wciąż było ciemne i przyozdobione jasnymi gwiazdami. Miasto powoli budziło się do życia. Choć w sumie ono nigdy nie spało, jedynie drzemało.

Gdy dotarli na miejsce słońce zaczęła wynurzać się zza horyzontu. Wyszli z auta i zastali Płomienia przy wyjściu, palącego swojego ulubionego cygaro.

- Witam – przywitał się z nimi.

- Dzień dobry szefie, czyżbyśmy byli pierwsi? – zaczął Emil.

- Ależ skąd, jesteście ostatni.

- Och... to moja wina - wymamrotał Emil.

- Domyśliłem się, no ale trudno – facet zdeptał cygaro i spojrzał na Alex majstrującą przy swoim telefonie – Helikopter przyleci po nas za kilka minut.

- Rozumiem, gdzie Oriwieru?

- W toalecie – odpowiedział.

- To ja też skorzystam.

Emil ukłonił się, obdarzył krótkim spojrzeniem rudowłosą i wszedł do środka.

- Przepraszam wujaszku nie przywitałam się, a więc dzień dobry!

- Ach, Alex, Alex... - uśmiechnął się – dzień dobry, jak humor, stresujesz się?

- Szczerze to nie, a wujaszkowy humor, jaki?

- Wszystko w jak najlepszym porządku.

- Tak w ogóle, wcześniej powiedziałeś, że helikopter przyjedzie po nas, a więc z nami lecisz?

- Tak.

Nagle dwójka usłyszała dźwięk śmigła helikoptera, który leciał tuż nad ich głowami.

- Zawołam ich.

Mężczyzna skinął głową i udał się za tyły swojej posiadłości.

Całą piątka siedziała już w helikopterze, przygotowywali broń oraz uzbrojenie.

- Łap – Hyung rzuciła Oriweremu nóż – zawsze się przyda w razie W.

- Dzięki.

W tym momencie w helikopter w coś uderzył i z ogromną szybkością leciał w dół.

- Trzymajcie się! – krzyknął Hyung.

Śmigłowiec runął na ziemie, skąpany w płomieniach wybuchnął, rozwalając się na małe kawałki... 

TamudOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz