— Gdzie jest Ben?
To zdanie, wypowiedziane nagle, głosem przepełnionym strachem, lekko zbiło Percy'ego z tropu.
— Najpierw szukał cię z nami, ale potem musiał iść. Mówił, że ma jakiś koncert — odpowiedział, lekko zmieszany. — Nawet zostawił ci bilety. Kazał przekazać, że przeprasza. O co poszło?
— Nie ważne.
Nico odsunął się od bruneta i dopadł blatu, na którym leżał bilet. Miał złe przeczucia i może nie przejąłby się tym gdyby nie fakt, że zazwyczaj się sprawdzały.
Koncert miał się odbyć w kamienicy na Upper West Side 86th Street*, czyli zaraz przy zachodniej stronie Central Parku. Nico nienawidził tamtędy przechodzić, ale to nie było w tej chwili ważne. Musiał dostać się na podany adres w trybie natychmiastowym. I nawet chyba wiedział jak.
— Percy, przyjechałeś samochodem? — spojrzał na przewodniczącego z determinacją, ale i lekkim podenerwowaniem.
— Tak, stoi na dole — odpowiedział chłopak, patrząc na Nico z niepokojem. — Wszystko gra? Jesteś jakiś...
Nie zdążył dokończyć, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Will, cały czerwony na twarzy. Biała koszulka lepiła mu się do ciała, a po czole spływał pot. Blond włosy trochę oklapły, ale wydawał się nie zwracać uwagi. Wzrok utkwił w Nico, który stał i patrzył na niego w niemym przerażeniu.
— Na Olimp, Nico! — podszedł do niego i zamknął go w uścisku, di Angelo był jednak zbyt przerażony, żeby oddać gest. Kiedy Will trochę ochłonął, odsunął się od niego i zaczął tyradę pod tytułem ,,Dlaczego nie wolno znikać na cały dzień bez znaku życia". On jednak go nie słuchał. Jeździł po nim tylko wzrokiem, obserwując jak czarna mgła wokół jego ciała gęstnieje z sekundy na sekundę.
— Dlaczego?
Will zamilkł w pół zdania, nie wiedząc co czego nawiązywał brunet. Nico natomiast oparł się o ścianę, czując uścisk w płucach. Chciał zaczerpnąć powietrza, ale przychodziło mu to z trudem.
— Nico? — Jackson zrobił kilka kroków niepewnie w jego stronę.
Solace błyskawicznie zorientował się z sytuacji. Razem z Percym posadzili go na podłodze, po czym Will wybiegł, krzycząc do Percy'ego, żeby go trzymał. Nico chciał krzyknąć, żeby Will się wrócił, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu.
Myśl, di Angelo, nakazał sobie, mimo paniki. Nie było to proste. Jego myśli nieustannie kręciły się wokół słów ,,On umrze".
Dlaczego nawet on? Co mu zagrażało? Jak miał go uratować, skoro nie wiedział, gdzie czyha zagrożenie? Mógł nawet w tej chwili umierać we własnym mieszkaniu. Zagrożenie mogło pochodzić zewsząd.
Na szczęście Will szybko wrócił i wcisnął Nico końcówkę czegoś plastikowego do ust. Po chwili di Angelo zaczął oddychać. Solance natomiast pomachał mu owym czymś przed nosem, po czym schował to do kieszeni.
— Inhalator. Od czasu do czasu się przydaje. Często miewasz takie napady?
Nico pokręcił delikatnie głową.
— Nie. To pierwszy raz.
— Solace wcale nie jest taki straszny — zaśmiał się Percy, jednak to był nerwowy śmiech, nie pasujący do morskookiego. Nico spojrzał na niego z domieszką zrezygnowania i irytacji, po czym ponownie skupił uwagę na Willu.
— Musimy się dostać na ten koncert. Ben jest w niebezpieczeństwie.
Blondyn zmarszczył brwi, nie wiedząc jak na to zareagować.
CZYTASZ
✓ Love Me || Percico
FanfictionDRUGA CZĘŚĆ SAVE ME Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, a problemy zamiast znikać, tylko się nawarstwiają. Zdezorientowany Nico próbuje na nowo odbudować sobie życie, za fundament obierając jedyny znany mu wcześniej element własnej przeszłości...