Początek

4.9K 96 0
                                    

Lot był spokojny. Jak zazwyczaj na tej trasie. Trasie, którą znałam już na pamięć. Podobnie jak hotel. I jego okolicę. Nie siliłam się nawet na porządne rozpakowanie walizki. Chciałam rozpocząć wakacje, moje wakacje, jak najszybciej! W tym roku naprawdę na nie zasłużyłam! Po skończonych studiach znalazłam wreszcie całkiem przyzwoitą pracę, wyprowadziłam się na dobre od rodziców i byłam przekonana, że właśnie rozpoczynam zupełnie nowy rozdział w moim życiu.

Wzięłam szybki prysznic przebrałam się i wyszłam z hotelu. Zatrzymałam się na chwilę na jego schodach. Była 23, jakieś 27 stopni Celsujsza, a ja miałam poczucie, że świat należy do mnie. Chłonęłam to uczucie całą sobą. W tym momencie byłam królową świata!
Italia. Moje drugie miejsce na ziemi... odkąd przyjechałam tu po raz pierwszy. Ponad 10 lat temu. Na kolonie. Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. Prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia. Chyba odwzajemniona, bo z niektórymi ludźmi, których wtedy poznałam, utrzymywałam kontakt aż do dziś. Na przykład z Cleo, która teraz krzyczała do mnie z taksówki:

- Mamma mia! Pośpiesz się, licznik bije!

-Idę, idę! - odkrzyknęłam, choć tak naprawdę w pierwszej chwili nawet się nie ruszyłam. Dobrze było tu być. Tak po prostu.

Wybierałyśmy się do klubu. To miała być moja pierwsza szalona, włoska noc w tym roku. Tutaj za początek imprezy uznaje się okolice północy. Kluby co prawda czynne są zazwyczaj od 21, ale świecą wtedy pustkami. Jeśli ktoś się pojawi, od razu wiadomo, ze to zbłąkana, turystyczna owieczka. Normalny Włoch o tej porze dopiero rozpoczyna kolację z rodziną. Technicznie rzecz biorąc, ja w sumie też byłam turystką. Chociaż dziwna była to ze mnie turystka, bo tak naprawdę czułam się tu bardziej "u siebie", niż... u siebie. W moim rodzinnym Krakowie. Czasem żartowałam, że urodziłam się nie w tym miejscu na kuli ziemskiej. Kochałam palmy, słońce i włoską radość życia. Cóż było robić. Mieszkałam więc sobie nadal w Krakowie, w którym też wcale nie było mi przecież źle, i regularnie latałam do słonecznej Italii. Swoją drogą powinnam już mieć jakieś zniżki w liniach lotniczych na tej trasie.

Nie dało się jednak ukryć mojej nieco dziwacznej miłości do kraju o kształcie buta. Nawet kiedy opowiadałam o Włoszech nowo poznanym ludziom w którymś momencie padało pytanie dlaczego nigdy nie spróbowałam tam wyjechać. Przenieść się. Zamieszkać na stałe. To jednak nie było wcale takie proste. Po pierwsze praca. Musiałam z czegoś żyć, a nie mówię płynnie po włosku, bardziej mi wychodzi takie "Kali chcieć". Staram się, ale, mimo wszystko, najczęściej posługuję angielskim. Był jednak zdecydowanie ważniejszy powód - moi rodzice. Nie byli już młodzi, potrzebowali mnie. A ja... im byłam starsza, tym bardziej potrzebowałam ich. Ich wsparcia, poczucia bezpieczeństwa, jakie mi dawali i czasu spędzanego razem. To się chyba nazywa dojrzałość.

- Bella, jak ja się cieszę, że jesteś! - zginęłam w niedźwiedzim uścisku Cleo, zanim w ogóle na dobre siadam w taksówce - Ale... Zrobiłaś coś z włosami?! Suuper!

- Znudziła mi się ta sama fryzura od 3 lat - roześmiałam się. Cleo uwielbiała modę i wszystko, co z nią związane. Żadna zmiana wyglądu nie mogła umknąć jej uwadze.

Ja nie przywiązywałam się aż tak do własnego wizerunku, ale, kurcze, byłam kobietą, lubiłam czuć się atrakcyjna! W zasadzie, gdyby nie kolor skóry, można było wziąć mnie za Włoszkę. Ciemne włosy, ciemne oczy, z ciemną oprawą... Byłam jednak przy tym blada jak przysłowiowa ściana. Cleo za to, jak wiele innych Włoszek, od lat farbowała się na blond. W pewnym sensie podziwiałam, że im się chciało! Przecież przy ciemnych wlosach i blond farbie, co chwilę musiały latać zrobić odrosty. W ogóle im bardziej poznawałam Włochy, tym bardziej widziałam w nich nieco zabawny kraj - mało która Włoszka pracowała zawodowo tak na poważnie, facet zazwyczaj utrzymywał ją, dzieci i trzy kochanki, a jak wyjść na ulicę, szczególnie na północy kraju, to wyglądało, jakby wszyscy mieli pieniądze na wszystko. Wiedziałam, że to tylko złudzenie, ale naprawdę ciężko było pozbyć się tego wrażenia, gdy spacerowało się ulicami większych miast. Pewnie swój wpływ na moje postrzeganie miał także styl Włoszek, który akurat na mnie zawsze robił wrażenie. A to kolorowe szpilki, to świetna apaszka, to znowu jakiś niby niepozorny dodatek, który sprawiał, że look zyskiwał to trudno uchwytne "coś". Lubiłam na nie patrzeć.

Taksówka zatrzymała się pod klubem. Tonia, Marco i Matteo, czyli reszta stałej wakacyjnej ekipy, już na nas czekali.

- Dani, bella! Nareszcie przyjechałaś! - po raz kolejny uściskom i przyjacielskim pocałunkom nie było końca

- Ciao, ragazzi! - przywitałam się radośnie

- Ciao - ni stąd ni z owąd usłyszałam za sobą niski baryton i od razu zrobiło mi się gorąco. Wyjątkowo męski, seksowny głos.

... Ciekawe jak wygląda jego właściciel...? - pomyślałam. Na własną zgubę. Gdybym wtedy wiedziała, do czego mnie to wszystko doprowadzi nigdy w życiu w ogóle nie wsiadłabym do tego cholernego samolotu. Nigdy!

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz