13

54 6 3
                                    

Maratonu nie będzie, bo wattpad usuwa mi rozdziały, więc ten też nie jest super długi :)




- Nie patrz tak na mnie - mruknęłam do Zayna. Siedział na moim łóżku i zaraz po tym jak weszłam, obdarzył mnie takim spojrzeniem, jakbym zrobiła coś nielegalnego. 

Podeszłam do biurka i wzięłam ołówek zaczęłam się nim bawić, zajmując niespokojne ręce. 

Patrzył na mnie wciąż takim samym wzrokiem. O co ci chodzi? Czułam się nieswojo. To mało powiedziane. 

- To... Możesz iść.

Nie spodziewałam się, że zareaguje na te słowa, ale wstał. Bynajmniej nie wyszedł - pokierował się w moją stronę. 

- C-co ty robisz? - stanął centralnie przede mną. Nie wiedziałam co robić, a ołówek wypadł mi z dłoni. - Zayn?

- Nie mogę cię zrozumieć - odparł z ciężkim oddechem. 

- Co?

- Czasami zachowujesz się jak udomowiony pies, a minutę później zmieniasz się w dzikiego wilka nie do opanowania. Jesteś inna niż wszyscy tutaj. 

- Nie jest...

- Jesteś - warknął. - Coś ukrywasz. Chcę wiedzieć co. 

- Nic nie ukrywam - zmarszczyłam brwi. Znowu zaczyna się to, przez co się pokłóciliśmy ostatnim razem. Dokładnie tak samo było. Zaczynał mnie oskarżać, rzucać w moją stronę oszczerstwa. 

Jeżeli tak miało być ponowie, to ja wiedziałam jak to się skończy. 

- To czemu się boisz? - jego oczy zmieniły kolor na piwną żółć, a kły pokazały się na światło dzienne.

- Bo oskarżasz mnie o coś, czego nie zrobiłam! - odepchnęłam go od siebie, ale chwycił mnie za nadgarstki. Zaczynałam się robić zła. Poważnie zła. Byłam pewna, że moje ślepia również za chwilę ukażą swoje prawdziwe oblicze. 

- Uważaj na ton - syknął. - Jesteś stale zdenerwowana, zamknięta w sobie - zawarczał jak prawdziwy pies. 

- Nie znam tu nikogo, czuję się obłapywana ze wszystkich stron, jak byś się czuł na moim miejscu?

- Nadia - ostrzegł. Przełknęłam ślinę. - Gadaj. 

Spojrzałam na drzwi, czy nikt nie wszedł podczas naszej wymiany zdań, ale na szczęście tak nie było. Wyrwałam mu się i otarłam obolałe nadgarstki. Nie czułam jak mocno mnie ściskał. 

- Okej - westchnęłam. Było  to dla mnie o tyle trudne, że sam był w to prawdopodobnie zamieszany. Pff... Na pewno był. On zawsze uczestniczył w takich akcjach. Wszędzie było go pełno. 

- Więc coś jest na rzeczy.

- No jest - przygryzłam wargę. Wbijam sobie gwóźdź do trumny. - Chodzi o to wszystko. O ośrodek. 

- To znaczy? - uniósł brew i założył ręce na piersi. 

- Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu nikt nie chodzi korytarzami?

- Nadia... Może akurat, gdy ty raz na ruski rok wyjdziesz, to nikt nie przechodzi?

- Nie, od tygodnia nikogo nie widziałam - w pamięci nie miałam takiej sytuacji. - Vanessa, to jedyna osoba, która szła, ale tak, to nikt. I dziwnie się zachowywała. 

- To znaczy? Mów, przecież zawału dostanę.

- Była blada, miała szeroko otwarte oczy i sine usta. Całkiem jak zombie. Mówię ci, coś się tutaj dzieje. Nawet jak byłam na badaniach, to nikogo nie było!

- Fakt - podrapał się po lekkim zaroście. - Ja też dawno nie widziałem ekipy, ale od jakiegoś czasu nie mam za dużo takich momentów, żeby się z nimi spotykać. 

- Albo nie masz się już z kim spotykać. 

- Słucham? Brzmiało jak oskarżenie?

- Tak miało być...

- Co? Serio myślisz, że mam z tym coś wspólnego?!

- Sam mówisz, że nie mas czasu! Czyli jesteś zajęty! A czym niby jesteś tak strasznie zajęty i to w ośrodku, skąd nie możesz wyjść nawet na głupi spacer?!

- Swoimi sprawami! Nic im nie zrobiłem! To moi przyjaciele!

- Ale jesteś ważną osobą w ośrodku, znasz tu każdego i nie chodzi mi o pacjentów! 

Westchnął, pocierając mostek nosa. 

- Okej - złożył ręce jak do modlitwy. - Faktycznie odgrywam tu dużą rolę, ale ja mam za zadanie tylko patrzeć jak się tu macie i ewentualnie mówić o incydentach albo podejrzeniach tych odgórnych.

- Kim są ci odgórni?

- Nie wiem, kontakt z nimi jest możliwy tylko telefonicznie. Nie zawsze też odbierają.

- Zayn, co tu się kurwa dzieje? - spojrzałam na niego tak poważnie jak jeszcze nigdy w życiu na nikogo. W lesie zdarzały się sytuacje grozy, ale wiedziałam, że to natura, a natura nie jest tak okrutna jak człowiek. Tutaj miałam do czynienia z człowiekiem. Najgroźniejszym stworzeniem na Ziemi. 

- Nie wiem - podrapał się w czoło. - Naprawdę nie wiem. 

- Gadasz z nimi, musieli ci coś powiedzieć.

- Mówili tylko, że szykują jakieś nowe badania i lekarstwo na chorobę, ale nie powiedzieli o co chodzi. 

Zapadła między nami cisza. Lekarstwo... I choroba. 

- O nie...


Wolfblood, It's MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz