Drzwi otworzyły się ukazując szeroko uśmiechniętego Polskę oraz bardzo niezadowolonego Rosję. A raczej na odwrót.
- Mówiłeś, że nie możesz przyjechać- Artur uniósł brwi, zdziwiony widokiem Polaka. Feliks westchnął, próbując uniknąć wzroku drugiej nacji.
- Wierz mi, to było bardzo skomplikowane...- wymamrotał, pocierając kark. Udało mu się uspokoić Białoruś na tyle, że mógł na chwilkę wyjść z szafy co wykorzystał na ucieczkę. Jednak było to zadanie trudne i czasochłonne, ledwo możliwe. Do tego widok swojego szeroko uśmiechniętego ciała na londyńskim lotnisku na pewno nie poprawił mu humoru, a raczej wręcz przeciwnie. Czemu akurat z nim musiał się zamienić?
- Myślę, że zostawimy sobie tę historię na inną okazję- Brytyjczyk odsunął się na bok, robiąc przejście. Polak lekko kiwnął głową w podziękowaniu, a Rosja po prostu wparował do środka, dalej uśmiechnięty od ucha do ucha. Gdy weszli razem do salonu wszyscy zgromadzeni stwierdzili, że akurat w ich przypadku mogliby się pomylić. I byłoby to raczej katastrofalne w skutkach.
- Sporo was- Polska uniósł brwi, spoglądając niechętnie w stronę niemieckich braci. Ludwig szybko odwrócił wzrok, ale Gilbert wyszczerzył się szeroko i pomachał do niego. Feliks przewrócił oczami, po czym założonymi rękami wbił się w wolny fotel, kryjąc większość twarzy w szaliku. Jako że wszystkie miejsca były zajęte, Ivan spróbował usiąść mu na kolanach, ale szybko został stamtąd zepchnięty.
- Jeśli pozwolicie...-Anglia odchrząknął, próbując zwrócić na siebie uwagę, jednak praktycznie wszyscy go zignorowali. Wtedy Prusy przesunął się trochę w stronę stołu, po czym w niego walnął.
- ALLE, HALT DEN MUND!- zgodnie z poleceniem wszyscy zamilkli. To było aż dziwne, że Prusy przez ostatnie parę godzin siedział raczej cicho. Zaczynał zachowywać się jak.... nie, to niemożliwe. Przecież Prusy nigdy nie zachowywałby się jak Niemcy.
- Ymm... tak...- Anglię na chwilę zbiło z tropu, po czym przypomniał sobie co miał powiedzieć.- Udało mi się znaleźć zaklęcie, które może to naprawić. Jednak niczego zagwarantować nie mogę...- to ostatnie dodał pod nosem, lekko ściskając trzymaną w ręce księgę, po czym znów podniósł głos.- Jednak nie jestem w tym stanie rzucić żadnego zaklęcia, więc będzie to musiał za mnie zrobić... nie wierzę, że to mówię, ale Francja- te ostatnie słowa ledwo z siebie wydusił, a wspomniana nacja zrobiła się biała jak ściana.
- Que moi?- wydukał, wskazując na siebie palcem. Anglia westchnął ze zrezygnowaniem, po czym kiwnął głową.
- Niestety tak. Chodź, wytłumaczę ci wszystko- Arthur gestem dłoni pokazał, że ma za nim pójść, po czym wyszedł do pokoju obok. Francis spojrzał jeszcze niepewnie na Kanadę, ale został tylko popędzony słowami "Aller, papa". W tym drugim pokoju nie spędzili dużo czasu, zaraz wrócili, ale tym razem to Francuz trzymał księgę. Niepewnie otworzył ją na dobrej stronie, po czym westchnął i zaczął recytować.
- Tha a 'ghrian tron latha agus tha a' ghealach air an oidhche. Tha e fuar sa gheamhradh agus blàth as t-samhradh, chan e a-rithist. Mar sin lorg ar n-inntinn agus atharraich sinn na cuirp - nagle oczy Anglii rozszerzyły się w strachu, po czym szybko spojrzał do księgi.
- "Thill",a nie "atharraich"!- krzyknął, ale było już za późno. Nagle pokój zalało ostre światło, po czym wypełniła go gęsta mgła. Gdy dym w końcu opadł, większości nacji opadły szczęki. Anglia rozejrzał się po pokoju z horrorem w oczach. Na miejscu Polski stał teraz wielki, brązowy kocur, który wyglądał jakby miał zaraz zejść z tego świata, Ameryka był dzieckiem, pochlipującym w kącie, a Feliciano wyrosły kocie uszy i ogon. Gorzej już chyba być nie mogło.
- Jak to wszystko się skończy, proszę, przypomnij mi bym założył na ciebie blokadę magiczną- wymamrotał na wpół do siebie na wpół do Francisa. Nagle coś innego przykuło jego uwagę. Za Gilbertem i Ludwigiem siedział ledwo przytomny chłopak, podajże czternastolatek. Jego bladą twarz okalały blond, rozczochrane włosy, które z jednej strony były obcięte na krótko. Na swoje chude, dość wysokie jak na swój wiek ciało, narzucony miał przyduży podkoszulek z jakiegoś zespołu muzycznego, białą, skórzaną kurtkę z futrzanym kapturem i podziurawione dżinsy. Jednak uwagę najbardziej przykuwały żółte skrzydła wystające z jego pleców.
- Vati... nie czuję się za dobrze... (Mr. Stark, I don't feel so good)- wymamrotał, unosząc swoje ciemne oczy ku Gilbertowi, po czym zemdlał. To wyrwało Prusaka z szoku.
- Mein Gott, GILBIRD!- wrzasnął albinos, doskakując do chłopca. Ludwig zrobił krok w stronę brata, ale został zatrzymany przez uczepionego do niego, panikującego Włochy. Jednak z ust przestraszonej nacji nie wdobywały się żadne słowa, tylko kocie miauki. Również Ameryka się rozpłakał, nie panując nad swoimi emocjami. Artur zareagował natychmiastowo, chwytając małą nację w ramiona i lekko lulając na uspokojenie. Jednak Gilbert zdenerwował się na dobre. Powoli wstał zaciskając pięści, od jego sylwetki biła siła i złość. Teraz to faktycznie wyglądał jak Niemcy.
- Was hast du mit Gilbird gemacht?!- wrzasnął Prusak, chwytając Francisa za koszulke i podnosząc go parę centymetrów nad ziemię.
- Ja nie wiem!- krzyknął Francja, próbując uwolnić się z uścisku.
Ilość niemieckiego w tym rozdziale mnie trochę powaliła, zwłaszcza, że mimo nauki tego przeklętego języka przez bite sześć lat, potrafię wykrzesać z siebie jedynie Ich spreche nicht Deutsch, co nawet nie jest gramatycznie poprawne. Ale grunt to się dogadać, nie? Tak. Na pewno. Jak do mnie to po angielsku.
Ok, naprawiłem.... i nie tłumaczcie tego zaklęcia po wam bzdury wyjdą... Google tłumacz do bólu... on kiedyś będzie przyczyną mojej śmierci
CZYTASZ
Ty chyba żartujesz
FanfictionCzy mieliście kiedyś tak, że obudziliście się w nie swoim łóżku? Możliwe. A nie w swoim ciele? W przeciągu paru godzin świat przewrócił się do góry nogami i szybko się nie odwróci. Oto przed nami łańcuszek nieszczęść i nieśmiesznych żartów, który mo...