10

103 5 0
                                    

Czasami myślisz, że twój świat się zawalił. Że brniesz w coś, co cię zabija od środka, ale nie potrafisz odpuścić. Wiesz, twoja własna śmierć sprawi, że dopiero wtedy poczujesz, że żyjesz.

W tamtym momencie umarłam. Owszem, wciąż stałam o własnych siłach, wciąż byłam świadoma i przytomna. Ale moje serce rozpadło się na milion kawałków.

Mama? Tata? Nawet nie poczułam, że Han gwałtownie zahamował statek. Po prostu poleciałam na ścianę obok, nie wiedząc, co zrobić.

Chciałam coś poczuć. Tęsknotę, złość, nienawiść, cokolwiek. Lecz tym razem czułam kompletną pustkę. Patrzyłam bezwiednie w okno widząc, że wlatujemy do dość sporego statku. Chwilę po tym, jak Sokół zacumował, poczułam oddech Hana na karku. Nie mówiłam mu wszystkiego, ale wiem, że chociaż połowy mógł się domyślić. Czemu nie utrzymywałam kontaktu z rodzicami? Dlaczego właściwie odeszłam? Teraz nie pora na rozpamiętywanie... Czas stanąć oko w oko z prawdą.

Gdy tylko drzwi pojazdu otworzyły się, ujrzałam rodziców ze złami w oczach. Miałam w głowie milion myśli, między innymi plotki o ich śmierci. Teraz, gdy stali obok, mogłam ich dotknąć... wszelkie złe emocje wyparowały. Ruszyłam spokojnym krokiem w ich stronę, ci za to stali jakby wbici w ziemię, wciąż płacząc. Zatrzymałam się jakiś metr przed nimi i patrzyłam. Głucha cisza ogarnęła przestrzeń, czas wydawał się stanąć w miejscu.

- Leia... - wyszlochała mama i wręcz rzuciła się na mnie. Po chwili dołączył do nas tata. Oboje płakali, ja jednak znów poczułam targającą mną pustkę. Nie widziałam ich tyle czasu, opuściłam ich. Albo oni mnie. Sama nie wiem, nawet patrząc z perspektywy czasu nie jestem w stanie myśleć racjonalnie o tym wszystkim, co stało się prawie 10 lat temu.

___

Ręka pociągnęła mnie za sobą, zasłaniając momentalnie oczy. Wiedziałam, co mnie czeka...

___

- Córko... - powiedzieli niemal jednocześnie - myśleliśmy, że nie żyjesz! - dodał ojciec.

- Ja... żyję. - to było jedyne, co mogłam wykrztusić.

Mama, powstrzymując łzy, gestem ręki pokazała, by podążać za nią. Spacerując po kunsztownym korytarzu, podziwiając obrazy ważnych osobowości, przeszło mi przez myśl, że gdzieś tu mogłabym być i ja. W tym momencie poczułam dłoń Hana wplatającą się w moją. Czy życie księżniczki jest mi pisane? Weszliśmy w końcu do większego pomieszczenia, wyglądającego na jadalnię połączoną ze sterownią. Z podłogi wysunęły się miejsca siedzące i niezbyt duży stół. Usiedliśmy napawając się rozkoszną ciszą... właśnie, ciszą. Nic nie robiło hałasu, nie spotkaliśmy też nikogo po drodze, dziwne. Mój instynkt kazał mi być czujnym.

- Jako szanujący się ojciec, spytać muszę, kim jest ten mężczyzna? - spytał tata, wskazując na Solo oczywiście. - Bo wookie, jak mniemam, to wasz towarzysz.

- Wookie ma imię, a ja jestem bliskim przyjacielem Lei. Przy okazji, Chewbacca. A ja, Han Solo. Bardzo mi miło. - wstał i podał rękę mojemu ojcu, nie otrzymał jednak odpowiedzi. Nie wyglądając na speszonego, usiadł znów.

- Przyjaciel, doprawdy. Nieczęsto przyja... -

- Bail, przestań. Powinna cię teraz obchodzić Leia. - przerwała mu matka. - Kochanie, gdzie się podziewałaś?

- Ja... - nie wiedziałam, na ile mogę jej ufać - podróżowałam z Hanem tu i ówdzie. - odparłam. Jak to możliwe, że nie słyszała o bitwie pod Endorem? Albo udawała, że nie wie.

- Tęskniliśmy. - powiedział sucho ojciec.

- Ja też. - odpowiedziałam z automatu. Sama nie wiem, czy to prawda.

Tak czy tak, rozmowa do żywych nie należała, toteż po chwili każdy udał się w swoją stronę. Wróciłam z Hanem i Chewiem do Sokoła, gdzie szczerze odetchnęłam z ulgą. Co to, do cholery, miało być za spotkanie z rodzicami po dziesięciu latach?! Ja wiem, nie jesteśmy biologicznie spokrewnieni, ale przez przeszło 17 lat traktowali mnie jak własne dziecko, którego nigdy sami nie mogli mieć. Bijąc się z myślami, wyrwałam się z objęć „bliskiego przyjaciela" i szybkim krokiem udałam się do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi za sobą i opierając się o ścianę, zsunęłam się na podłogę. Solo nawet nie próbował się dobijać. Coś tu ewidentnie nie grało. Łzy poleciały po moich policzkach. Cóż innego miałam wtedy zrobić, niż siedzieć i płakać?

___

- Nie bój się. - usłyszałam głos, wciąż nic nie widząc. - Jestem Fetrah Her z zakonu Lide. - nie zdążyłam nic powiedzieć, a w moją głowę trafiło coś... ciężkiego.

___

Lolo, król nigdy nie umiera.

Only HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz