- Nosz gdzie są te cholerne klucze... - burknęłam, stojąc pod drzwiami, podczas grzebania w torbie plażowej.
- Tutaj. - usłyszałam za sobą głos Austina, który jak się okazało trzymał moje klucze w dłoni i bezczelnie zaczął machać mi nimi przed twarzą.
- Oddaj to. - rozkazałam próbując złapać swoją własność, lecz chłopak skutecznie mi to utrudniał.
Pieprzony wieżowiec.
- Nie ma mowy. - zaśmiał się, obserwując moje ruchy.
- Zaraz się wkurzę. - skrzyżowałam ręce na piersiach i oparłam się o ścianę, obok moich drzwi.
- Poproś. - oznajmił unosząc brew z wyzywającym spojrzeniem.
- Prędzej pocałuję świnię, niż cię o coś poproszę. - prychnęłam, przewracając oczami.
- Z tego co wiem, pani Bryte jest teraz u swojej córki w Stanach, więc pozostaje Ci druga opcja. - wyszczerzył się i założył ręce na piersiach.
Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie naszej, ładnie mówiąc, puszystej sąsiadki. Tyle razy ile musieliśmy dzwonić po techników, bo pani Bryte utknęła w drzwiach obrotowych w sklepie osiedlowym, to jeszcze nikt nie dzwonił. Starsza kobieta mimo że ma swój wiek, czasem daje popalić. Zazwyczaj po takich akcjach nawet nie podziękuje, tylko odchodzi z grymasem na twarzy, wyklinając po drodze "te nasze chore technologie"... Mimo wszystko każdy na naszym osiedlu ją zna i zawsze służy pomocą, nawet jeśli wie, że zamiast przeprosin otrzyma opierdol...
- No daj spokój... - jęknęłam i znów podjęłam próbę odebrania brunetowi mojej własności. Tym razem chłopak nie przewidział mojego ruchu i zdołałam złapać swoje klucze.
Zadowolona z wygranej, odwróciłam się z zamiarem otworzenia mieszkania po czym włożyłam do zamka klucz... Do skrzynki na listy.
Wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powietrze i z wyrazem spokoju spojrzałam na Austina, który stał oparty o ścianę i próbował stłumić śmiech.
- Austin. - zaczęłam bardzo powoli i łagodnie. - Jest środek nocy a ja ślęczę na klatce schodowej w samym stroju, ponadto obok mnie stoi arogancki idiota, który ma w dupie, że mi zimno więc oddaj mi te pierdolone klucze bo zaraz urwę ci jaja i zrobię z nich baloniki! - warknęłam.
Chłopak wybuchnął jeszcze większym śmiechem i sięgnął do kieszeni swoich spodni. Miał na sobie ulubiony czarny tank top oraz sprane jeansy, które mimo wszystko dodawały mu męskości. Jego ciemne, prawie czarne włosy jak zwykle żyły własnym życiem. Nie ma co się dziwić, jechał pół godziny z turbanem na głowie... Grzywka niedbale opadała na czoło szatyna, co sprawiało, że wyglądał jeszcze bardziej seksownie.
Po chwili wyciągnął klucze do, jak się okazało - swojego mieszkania i otworzył drzwi. Uchylił je i wszedł do środka, odwracając głowę przez ramię.
- Idziesz czy zostajesz tutaj? - zapytał, obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem.
- Rozumiem, że nie ma szans żeby szanowny szeryf pozwolił mi na wejście do własnego mieszkania? - uniosłam brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie licz na to, złotko. - ukazał rząd białych zębów w szelmowskim uśmiechu, po czym podniósł moją torbę plażową wraz z ręcznikiem i wszedł w głąb mieszkania.
Nie wiedząc co mam zrobić po prostu udałam się za chłopakiem do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i zaczęłam zastanawiać się dlaczego stoimy w ciemnościach.
Czy ten idiota nie wie, gdzie ma włącznik światła?
- Zrobisz w końcu jasność, czy będziemy tak stać jak debile i liczyć komary w ciemności? - przewróciłam oczami, na co szatyn prychnął.
CZYTASZ
It Is Never Easy
Teen Fiction- Dlaczego mi to kurwa robisz? - usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. - Co takiego? - pochyliłam się nad nim. - Przecież mnie nienawidzisz, powinieneś się cieszyć. - Nie widzisz, że wcale się nie cieszę? - wstał a nasze twarze dzieliło już za...