Rozdział 8.

4K 222 25
                                    

Sara

Sam przyjechał punktualnie. Nie dał mi wyboru. Musiałam to zrobić, musiałam to zrobić dla mojej rodziny. Ten popieprzony skurwiel dotrzymałby swoich obietnic a ja nie mogłam pozwolić by stała im się krzywda. Serce mi pękało ale musiałam się poświęcić. Wyszłam szybko po niego na dwór zanim rodzice zdążyli go zobaczyć. Wysiadł z samochodu zadowolony. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.

- Nie łudź się. Nienawidzę cię - patrzyłam mu prosto w oczy.

- Oj karmelku - klepnął mnie w pośladek - wkrótce mnie pokochasz. A teraz szeroki uśmiech i pożegnaj się z rodzicami.

Łzy cisnęły mi się do oczu ale nie mogłam nic dać po sobie poznać. Musiałam to zrobić. Nim zdążyliśmy wejść do środka, zobaczyłam w progu ojca. Chciał doskoczyć do Sama ale osłoniłam go własnym ciałem.

- Co ten skurwiel tu robi?! - warknął tata.

- Tato, wejdźmy do środka - podniosłam na niego wzrok. - Musimy porozmawiać.

- On nie ma prawa wejść do mojego domu! - syknął.

Za ojcem wyszła mama.

- Sara? Sam? - patrzyła na nas ze zdziwieniem. - Co tu się dzieje?

Sam trzymał dłoń na moim biodrze. Było mi niedobrze ale musiałam wziąć się w garść.

- Puść ją zboczeńcu! - warknął tata, patrząc na Sama z nienawiścią.

- Mamo, tato - przysunęłam się do Sama - kocham Sama i chcę z nim być.

Twarzy moich rodziców nigdy nie zapomnę. Smutek przeplatał się z bólem a nienawiść z rozpaczą. Zawiodłam ich. Tak bardzo ich zawiodłam. Mama zaczęła płakać.

- Sara, nie rób tego - prosiła. - On cię skrzywdzi tak jak kiedyś mnie.

- My... my się kochamy - przekonywałam ich.

Czułam za sobą szyderczy uśmiech Sama. Zimny, bezduszny skurwiel.

- Nie zrobisz tego! - ojciec próbował złapać mnie za rękę ale odsunęłam się.

Boże, zaraz serce mi pęknie. Mamo, tato robię to dla was.

- Zabiję cię skurwielu! Rozumiesz? - warczał ze złością ojciec a jego oczy były przepełnione nienawiścią.

- Sara, błagam cię - płakała mama.

- Sara, przecież widzę że tego nie chcesz - mówił tata. - Nie wierzę ci.

- Sara, on cię zmusił? - zapytała mama.

- Zrozumcie, ja go kocham - kłamałam. - To mój mate.

Sam nic nie mówił. Napawał się z radością widokiem moich zrozpaczonych rodziców zwłaszcza ojca do matki miał jakiś sentyment.

- Zabiję go! Zabiję go! - ojciec krążył w kółko, mamrocząc pod nosem groźby skierowane do Sama.

Sam docisnął mnie do siebie.

- No karmelku, pokaż rodzicom jak bardzo mnie kochasz - szepnął mi do ucha.

Co ten zboczeniec miał na myśli? Że niby miałabym go przy nich pocałować?

- Co masz na myśli? - zapytałam.

- Małe ugryzienie - odpowiedział, kąsając mnie w ucho.

Boże, tylko nie to. Nie chciałam tego ale wiedziałam, że on i tak dopnie swego. Zrobi to. Liczyłam, że nie będę musiała robić tego na oczach mamy i taty. Wiedziałam ile bólu im to zada. Nie miałam wyjścia. Odchyliłam głowę na bok, dając Samowi dostęp do mojej szyi.

- Sara, nie! - krzyknął ojciec.

Poczułam ostre kły przebijające moją skórę. Poczułam piekący ból. Wtedy zobaczyłam Krisa. Patrzył na Sama z wrogością.

- Sara! Odejdź od niego! - krzyknął głosem alfy.

Ale dla mnie było już za późno. Już byłam jego. Stróżka krwi spływająca po mojej szyi była tego dowodem. Oznaczył mnie. Poczułam dziwne ukłucie w sercu i miliony dreszczy przechodzących przez moje ciało. Kiedy trzymał mnie mocno w swoich ramionach.

- Och... - zamruczałam i oparłam się o Sama.

- Jesteś już tylko moja - szepnął i spojrzał z triufem na ojca.

Mama chciała do mnie podbiec ale ojciec ją powstrzymał.

- Nie! - warknął. - To już nie jest nasza córka - popatrzył na mnie.

- Iv, co ty mówisz? To nasza Sara - mama niedowierzała.

Boże, straciłam rodziców. Widziałam w ich oczach rozpacz i ból. Mamo, tato przepraszam. Ja musiałam.

- Naszej Sary już nie ma - powiedział ojciec.

- Iv, przestań! - mama okładała go pięściami po torsie. Bardzo cierpiała.

- Chodź, karmelku - rzekł Sam - zaczynamy nowe życie, to nasz wspólny początek

Początek? Raczej mój koniec. Ostatnie co widziałam to jak ojciec siłą zaciąga do domu płaczącą mamę.

-Jeśli ją skrzywdzisz zabije cię,zrobię to nawet jeśli moja druga córka miała by cierpieć -rzuciła za nami załamana mama.

Sam spojrzał na nią.

Siedziałam w samochodzie i płakałam.

- Nienawidzę cię - spojrzałam z nienawiścią na ojca mojej siostry.

- Już niedługo będziesz szaleć z miłości do mnie - odparł z uśmiechem.

Ty draniu! Nigdy! Nigdy cię nie pokocham. Choć wiedziałam w głębi duszy, że to się stanie. Pamiętam Miriam i Arona. Jak bardzo go nienawidziła. A teraz? Boże, obrzydzało mnie to.

- Nie licz na to. I nie licz, że kiedykolwiek dam ci dziecko! - warknęłam.

- Dasz, karmelku - spojrzał w moją stronę. - Dasz mi tyle dzieci ile będę chciał. Zrobisz to dobrowolnie albo cię zmuszę.

Niestety mu wierzyłam. Wierzyłam, że może mnie do tego zmusić, wziąć siłą.

- Zobaczysz, że będziemy szczęśliwi - powiedział, ponownie ruszając. - Kocham cię, Saro.

- Jakbyś mnie kochał to byś mnie nie zmuszał do tego wszystkiego - odparłam.

- Z czasem wszystko zrozumiesz.

Odwróciłam głowę w drugą stronę. Chcąc nie chcąc rozpoczynam nowe życie u boku Sama. U boku mojego mate.

Przysunoł się do mnie na tylnym siedzeniu samochódu a w jego oczach dostrzegłam pożądanie.

- Nieee - z moich ust wydobył się słaby głos przerażenia...

Jakiś czas później wciąż byliśmy w samochodzie.

- Krwawisz jeszcze? - zapytał udając zatroskanie po tym co mi zrobił dotknął mojego kolana.

- Nie dotykaj mnie - jego dotyk napawał mnie obrzydzeniem i nie wiele myśląc nacisnełam klamkę samochodu i wyskoczyłam z pędzącego samochodu krzycząc, że wolę być martwa niż jego.

************************
Troszkę krótki ale proszę komentujcie.

___________________________

Już tradycyjnie podziękowania dla Oliwi

Mate nie wybiera *Zakończone*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz