3.

2.3K 59 1
                                    

Atmosfera gęstniała i robiła się coraz bardziej gorąca z minuty na minutę. Słońce nie miało z tym wiele wspólnego.

- Dani... - powiedział cicho Francesco, a... z górki zbiegła chmara wrzeszczących nastolatków. I w jednym momencie cały nastrój szlag trafił. Wstałam szybko.

- Pójdziemy coś zjeść? - zapytałam od razu, bo jakoś zrobiło się trochę niezręcznie

Francesco popatrzył na mnie chwilę dłużej. Miałam wrażenie, że się waha i, że chętnie wysłałby do diabła te dzieciaki. Ja nie byłam pewna czy byłam im wdzięczna czy jednak bym mu pomogła. W życiu nie doświadczałam tylu sprzecznych uczuć jednocześnie!

- Okej, wiem nawet gdzie. Chodźmy.

Zebraliśmy się z plaży. Na górze Francesco jeszcze raz odwrócił się w stronę dzieciaków. Hmm... czyżby zepsuli mu dzień? Nie powiem, trochę mnie tym rozbawił. I w mgnieniu oka podniósł samoocenę na chwilę.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał

- Z tej sytuacji - kiwnęłam głową w stronę morza - A trochę z Ciebie - przyznałam i wsiadłam na motor

- Ze mnie, mówisz? - usiadł przodem do mnie, nachylił się i oparł ręce za mną. Ufff, znowu mi się gorąco zrobiło. Ten facet wręcz emanował testosteronem. A teraz patrzył prosto w moje oczy. Uśmiech lekko zadrgał mu na ustach. Ustach, które sekundę później poczułam na swoich. I nie powiem, żebym gdzieś w środku na to nie czekała. Jego pocałunek był jak on sam - męski i zdecydowany. Nie bawił się w żadne subtelności ani nieme pytania o zgodę. Robił to, na co miał ochotę. Tyle tylko, że ochotę na to mieliśmy oboje, a ewentualne protesty były ostatnią rzeczą, o której teraz myślałam. Poczułam, że kręci mi się w głowie. A w brzuchu fruwają osławione motyle. Może to wakacyjny luz, może za dużo słońca, może moja chęć przeżycia wakacyjnej przygody, ale TAK to jeszcze nikt na mnie działał.

- Dobra, jedźmy na ten obiad, bo za chwilę nie powstrzyma mnie nawet obecność tych małolatów - wypalił Francesco, łapiąc oddech

Czy mówił serio czy też nie - każda kobieta jest próżna. Nie byłam żadnym wyjątkiem od tej reguły. Chciałam działać na niego tak, jak on działał na mnie. Chciałam, żeby iskrzyło nawet w powietrzu.  Uśmiechnęłam się do siebie i założyłam kask. Tym razem jechaliśmy spokojnie i dosyć powoli. Motocykl łagodnie wchodził w zakręty, a ja rozglądałam się dookoła. Italia jest piękna, naprawdę. Podziwiałam widoki, obejmowałam Francesco w pasie i czułam się... jakaś taka... wolna. I szczęśliwa. Przez chwilę liczyło się tylko tu i teraz. Carpe diem i dolce vita w jednym. Mogłabym... Chciałabym tak żyć. Było mi tak cudownie!

Zajechaliśmy do typowej włoskiej tratorii, której właściciel, starszy pan, wyszedł nam na spotkanie.

- Francesco! Wiedziałem, że to Ty! Słychać Cię w całej okolicy! - przywitał się, a radość dosłownie malowała mu się na twarzy

- Ciao, Antonio! Masz jakiś stolik dla dwojga?

- Ciao, bella donna. - powitał i mnie

- Buongiorno. Mi chiamo Daniela. - przedstawiłam się

- Italiana? No! - zapytał i odpowiedział sam sobie

- Polacca.

- Ah, Polacca. Sono Antonio.

- Mój wujek - wyjaśnił Francesco

Panowie wymienili jeszcze kilka zdań po włosku i "zio Antonio", jak kazał się nazywać, zaprowadził nas do stolika.

- Mówisz po włosku? To czemu cały czas rozmawiasz ze mną po angielsku? - zainteresował się od razu Francesco

- "Mówię" to za dużo powiedziane. Trochę znam. Tyle, co z wakacji czy od Cleo. Dużo rozumiem, ale za mało umiem, żeby swobodnie rozmawiać. Wolę angielski. - wyjaśniłam - A Ty? Skąd jesteś? Bo nie stąd...?

- Nie. Stąd nie - potwierdził - W tej chwili mieszkam w Milanie. A pochodzę z Palermo.

Sycylia, pomyślałam.

- Ooo, mafia? - wypaliłam zanim zdążyłam ugryźć się w język. Wiedziałam, że Włosi byli dosyć drażliwi na tym punkcie, a jednak pierwsze skojarzenie wyrwało mi się tak odruchowo.

Francesco uśmiechnął się i spojrzał na mnie nieco bardziej przenikliwie.

- A jeśli tak? - zapytał

- To trudno - wzruszyłam ramionami - Obiecałeś, że mnie nie zjesz.

Roześmiał się.

- Fakt. Obiecałem.

Zio Antonio przeniósł nam po wielkim kawałku lazanii. Uwielbiałam lazanię, ale nie dało się ukryć, że z tą porcją to jednak przesadził.

- Przyjechałeś na północ za pracą? - dopytywałam dalej. To był częsty model życia Włochów z południa kraju.

- Na studia. I zostałem.

- A co robisz?

- Skończyłem zarządzanie i za parę lat pewnie przejmę firmę ojca. Na razie mu pomagam. Zajmujemy się przeprawami promowymi, mamy kilka jachtów do wypożyczenia - wyjaśnił bez zastanowienia - A Ty? Co tam robisz w tej Polsce?

- Mieszkam, żyję, pracuję w agencji reklamowej. Wszystko w Krakowie.

- Fajna robota.

- Nie narzekam. Jesteś tu na urlopie?

- Nie. Mam sprawę do załatwienia. Służbową. Jutro. Przyjechałem dwa dni wcześniej, żeby trochę odetchnąć, ale też przygotować się do spotkania. Miałem potem wracać do Milanu, ale zobaczymy, co da się w tej sprawie zrobić - puścił mi oko - Kiedy wyjeżdżasz?

- Za dws tygodnie. Wczorajszy wieczór był pierwszym z mojego tegorocznego urlopu - dwa tygodnie. Tylko i aż.

- Nie wiem czy dam radę być tu całe dwa tygodnie - powiedział - Ale chciałbym. Więc się postaram. A tymczasem pani pozwoli, że ją odwiozę. Muszę się jednak przygotować do tego spotkania.

- Jasne. Dzięki za dzisiaj.

- Hej! Nie żegnaj się ze mną jeszcze - zaprotestował od razu - Przyjadę wieczorem.

- A może mam już plany?

- To je zmień - spojrzał mi prosto w oczy. To było zaskakująco twarde spojrzenie, choć czaił się w nich ten błysk, który już wcześniej widziałam

- Zobaczę, co da się zrobić. O której?

- Dziesiąta?

- Okej - zgodziłam się i zaraz zaczęłam zastanowiać. W co ja się ubiorę?! O, rany, no... Tak, chciałam zrobić na nim wrażenie. Był cholernie przystojny. A przy tym miał w sobie coś niesamowcie intrygującego.

Kiedy tylko wpadłam do pokoju, rozbebeszyłam całą walizkę. Czy ja wzięłam jakąś seksowną, eee tego... sensowną, miało być sensowną!, sukienkę? Dobra, nie było po co ukrywać tego, co oczywiste. Podobał mi się. I wydawało mi się, że ja też podobam się jemu. Powoli w mojej głowie kiełkowała myśl, że możemy te dwa tygodnie spędzić razem. Wieczorem wystroiłam się więc, jak marchewka na święto grządek. Make-up, włosy, kiecka, szpilki. I czekałam. O 23 przestałam czekać. Nie przyjechał.

On. Oni. I ja. #1 (Zakończone) Czas na korektę!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz