Part 1

13 1 4
                                    

Miejsce wypełnione żalem, smutkiem i tęsknotą. Nie raz zostają tu wylewane łzy i wypowiedziane najszczersze słowa. Tu gdzie odbywają się ostatnie pożegnanie z naszymi bliskimi. Miejsce które ,,ożywa'' raz w roku, kiedy to wypełnia się wieloma, małymi płomykami i różnokolorowymi kwiatami. Cmentarz, który odwiedzam od kilku miesięcy, prawie codziennie, żeby tylko usiąść na ławeczce przed jednym z grobów i prowadzić monolog.

Także było i tym razem. Przekraczając bramę do ,,Miasta Umarłych'' uderzył mnie zapach topiącego się wosku i lekkie ciepło bijące od zniczy. Zostać tak ,,przyjemnie powitanym'' można zostać po dniu Wszystkich Świętych. Chociaż w to święto większość ludzi przypomina sobie o nie żyjących już bliskich, których przydałoby się odwiedzić. Trochę jest to przygnębiające. Groby, które były zaniedbane i wyglądały na porzucone, są teraz ozdobione przez różniące się wielkością i kolorem znicze.

Ruszając jedną z głównych alejek, zerkałem na ludzi stojących przy miejscach pochówków krewnych. Młodsi wpatrzeni w telefon a niejeden dorosły z papierosem w dłoni. Mogliby sobie odpuścić w tym miejscu, choć na chwilę i pomodlić się w ciszy tak jak niektórzy staruszkowie. To tylko potwierdza, że z pokolenia na pokolenie ludzie robią się bardziej zepsuci i egoistyczni. Częściej zapominają o innych a szczególnie o tych, których już niema.

Przez swoje myśli nawet nie zauważyłem, jak doszedłem do mojego celu. Prosty, kamienny, niczym niewyróżniający się od innych grób. Miejsce, gdzie spoczywa moja najbliższa osoba-mój dziadek. Strzepałem złoto-pomarańczowe liście z ławki, na której po chwili usiadłem, stawiając torbę obok siebie. Przeszły mnie ciarki spowodowane zimnem i może także napływem smutku. Wziąłem głęboki wdech, żeby nie dopuścić do ataku płaczu i podniosłem głowę, którą miałem opuszczoną, odkąd tu przyszedłem. Spojrzałem na biało-czarne zdjęcie. Ukazywało ono uśmiechniętego starszego pana z łysiną na środku głowy, na której często składałem pocałunki. Na chwile pochłonęła mnie fala wspomnień, z której szybko się otrząsnąłem przez silny powiew jesiennego wiatru. Na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech, a w oczach zaczęły zbierać się łzy.

- Witaj dziaduniu. Dziś jest nawet zimno, ale czasami zaświeci słońce. - odpowiedziałem cicho na pytanie, które często zadawał, kiedy żył. - Jak może widziałeś tam z góry, tylko z mamą, bez taty i babci, którzy nie mogli, a dokładnie nie chcieli wczoraj przyjść. Bunia powiedziała, że jest zbyt zimno i że będzie za dużo ludzi, jej wieczna wymówka. Ojciec musiał iść do pracy, a po niej pojawił się w barze. Ale oczywiście zaproponowałem im, żeby dziś ze mną przyszli. Ojczulek spiorunował mnie tylko wzrokiem oraz nazwał głupkiem. Jak na razie było to chyba najmilsze przezwisko, które od niego usłyszałem.- zaśmiałem się smutno, przez to, co dzieje się u mnie w domu i kontynuowałem.- Po tym wyszedł z pokoju a za nim mama, oczywiście musieli się pokłócić. Coraz częściej się to zdarza, tak samo jest z wracaniem twojego syna do domu w stanie upojenia. A jeśli chodzi o babcię, to na chwile oderwała się od krzyżówek i spojrzała na mnie zimnym, bezuczuciowym wzrokiem. Tym wszystkim powoli mnie wkurzają. Czasem chce wygarnąć tej trójce wszystko, ale nie mam odwagi tego zrobić...- westchnąłem i zamilkłem na chwile, wyciągając trochę pogniecioną kopertę oraz miętówkę z torby. - Kiedy miałem wychodzić, babka dała mi ten list. Powiedziała, że miała mi go przekazać od razu po twojej śmierci, od której minął dobry pierdolony rok. Wręcz naprawdę się kurwa pośpieszyła.- prychnąłem cicho i wziąłem miętowego cukierka do ust. - Może to moja wina, że dostałem go dopiero dziś. Jakbym siedział wtedy przy tobie, to bym nawet zdążył się z tobą pożegnać. Ale wolałem iść na głupią randkę niż siedzieć przy tobie. Byłem wręcz zajebistym wnukiem!- wstałem szybko z ławki i upadłem na kolana. Zacisnąłem dłonie w pięści, gniotąc przy tym list. Próbowałem się uspokoić i wstrzymać płacz, co mi się nie udało i już po chwili po moich polikach zaczęły spływać przezroczyste krople a ciało drżeć niekontrolowanie.

- Pamiętam, jak opowiadałeś mi historie... o chłopcu który znalazł niezwykłe miejsce.... w którym wszystko, co zostało narysowane na murze, ożywało... W liście znowu go do mnie porównujesz... szkoda, że nawet najmniejszym szczegółem go nie przypominam...
Chociaż może trochę... Jestem tak samo zagubiony, jak on i nie znam zbytni manier.... ale to zmienię, będę taki jaki chciałeś, żebym był....
Zamilkłem na chwilę, wydarłem łzy rękawem i wziąłem kilka wdechów oraz wydechów, aby się uspokoić

- Postanowiłem, że spróbuje znaleźć sobie jakiś cel i wymyśle jakiś plan na przyszłość. Może mi się to uda, jeśli szybciej nie wyląduje obok ciebie. Może zacznę jakieś weselsze tematy, bo w planach mam sobie tutaj posiedzieć. Mam nadzieję, że ci to nie będzie przeszkadzało. - powiedziałem zachrypniętym głosem.
Po minięciu co najmniej z dwóch godzin i kiedy poczułem ból w gardle, postanowiłem się zbierać. Pomodliłem się jeszcze chwilę w ciszy i ruszyłem w stronę wyjścia z cmentarza.
Moje kroki po wyjściu skierowałem od razu w stronę przystanku. Na moje szczęście okazało się do autobusu mam jeszcze sporo czasu. Po namyśle uznałem, że pójdę kupić bilet i może jeszcze coś słodkiego w trochę oddalonym kiosku. Szybko ruszyłem w stronę małego budynku, po drodze wyjmując portfel z torby. Otworzyłem drzwi i wszedłem. Kiedy sprzedawczyni mnie zauważyła, wysłała w moją stronę miły uśmiech, który odwzajemniłem. Podszedłem do blatu, o który się oparłem.

- Witaj Domi. Jak ci dzień minął?- spytała starsza kobieta.

- Dzień dobry, pani Stasiu. Minął tak jak każdy inny. Nudno, męcząco i beznadziejnie a pani?- odpowiedziałem z małym uśmieszkiem.

- Było trochę klientów, ale nie można tego porównać do wczoraj. - odparła, podając mi kubek z ciepłym napojem. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy go przygotowała.

- Dziękuje. - mruknąłem i wziąłem łyk herbaty.- Tego mi było potrzeba.

- Mogłam się domyślić. Kto w takie zimno, dziecko puszcza bez ciepłego szalika. - powiedziała, trochę zmartwiona.

- Spokojnie proszę pani, nie jest wcale tak zimno. O dziwo w tym roku jesień jest nawet ciepła, nie tak jak w tamtym. Nie wieje zbyt mocno i chociaż nie pada. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy jeszcze przez dłuższy czas, aż nie spojrzałem na zegarek, wiszący na jednej ze ścian sklepu.

- Prowadziłbym z panią tę rozmowę przez jeszcze długi czas, jednakże dni coraz krótsze a czas zbliża się do mojego odjazdu nieubłaganie. Więc poprosiłbym bilet ulgowy. - mówiłem zniżonym tonem, próbując się nie śmiać i odstawiając kubek na blat.

- Ależ oczywiście i na przyszłość czytaj już tych starych romansideł. - odparła ze swoim przyjemnym śmiechem i podała mi kawałek papierka.

- Zbyt pani mnie zna i powinna wiedzieć, że nieprzestane ich czytać, zbyt bardzo wciągają. Niestety na mnie już pora. Dowidzenia. - pożegnałem się i podszedłem do wyjścia.

- Do zobaczenia Dominiku i uważaj na siebie.- usłyszałem słowa pani Stasi, nim zamknąłem drzwi.

Ruszyłem w stronę w przystanku. Odczekałem tam chwilę, aż mój transport podjechał. Wszedłem do autobusu, skasowałem bilet i zająłem miejsce przy oknie. Oparłem głowę o szybę i przymknąłem oczy. Przez te kilka miesiące, dużo się zmieniło. Oddaliłem się mocno od swojej rodziny i zbliżyłem się do nieznajomej staruszki. Dogaduje się z nią lepiej niż z moimi rówieśnikami. Pani Stasia jak na swój wiek jest bardzo żwawa i żywa. Od kilku lat jest właścicielką sklepiku i także niestety wdową. Często opowiada mi o swoim życiu. Bardzo podobała mi się historia o tym, jak spotkała swojego męża. Kiedyś była pielęgniarką, a jej małżonek był jednym z jej pacjentów, którymi się opiekowała. Wystarczyło im krótkie rozmowy w białym sterylnym pomieszczeniu a później parę spotkań poza szpitalnym terenie, żeby powstał związek na dobre kilka lat. Kiedy spóźniam się lub mam dużo czasu z chęcią idę z nią porozmawiać. Traktuje mnie często, jakbym był jej wnukiem. Dostałem od niej większe wsparcie niż od rodziny. Naprawdę się ciesze, że mam do kogo się zwrócić w razie problemów. Westchnąłem cicho i otworzyłem oczy. Zauważyłem, że stoimy już na ostatnim przystanku i na którym powinienem wysiąść. Chwyciłem swoją torbę, pożegnałem się z kierowcą i wysiadłem. Zrobiło się już ciemno i o wiele zimniej niż było wcześniej. Na szczęście muszę przejść tylko przez ulice. Rozejrzałem się szybko czy nic nie jedzie i wszedłem na jezdnie. Jednak po chwili usłyszałem pisk opon i zostałem oślepiony przez reflektory samochodu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Oto i powracam. Mam nadzieję, że nikt za mną nie tęsknił. XD Oczywiście przepraszam z góry za błędy i mam nadzieje, że się spodoba .....

Do następnego, chyba.~~ DeadBoy

Boy with graffitiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz