– Mamo, pospiesz się! – Levi poganiał mamę, stojąc w drzwiach. – Czekam tu od dziesięciu minut!
Dziś rano postanowił, że założy szarawą koszulę, którą Kuchel kupiła mu w ostatni czwartek i którą dosłownie wybłagał, bo dobre pięć minut dyskutował z nią przy stoisku. Cóż, przez to nie dostał pączka z nadzieniem różanym, bo sprzedawane były tylko w te cholerne czwartki i mimo że wrócił z nowym ubraniem, tak ślinka ciekła mu na myśl o słodkim lukrze – obył się smakiem, bo sam wiedział, że jest coś-za-coś.
I do tej koszuli dobrał jakieś ciemniejsze spodnie, założył szelki i buty, dlatego pozostało mu jedynie poganiać mamę, żeby się pospieszyła, bo schodziło jej dziś z tym wyjątkowo długo.
– Już, już idę. – odkrzyknęła, wychodząc z łazienki. Musiała zmyć z twarzy resztkę dżemu, bo Levi uznał wycieranie czegokolwiek z kącika ust rękawem za szczyt nietaktu. Zauważywszy w co ubrał się chłopczyk, uśmiechnęła się ciepło. – Ładnie się ubrałeś – skomentowała ubiór syna, na co ten delikatnie się zarumienił. Lubił, kiedy go komplementowała. Czuł się doceniony, że coś zrobił dobrze lub lepiej niż powinien. – Mnie też ładnie ubrałeś.
– Dziękuję! – zarumienił się aż po same uszy, chociaż wiedział, że nie zrobił nic wielkiego, ot – wybrał dla niej parę pasujących do siebie rzeczy – ale w jakiś sposób zaimponował Kuchel.
Chłopiec zbiegł chwilę później ze schodów omijając co drugi stopień, prawie się przewracając. Tak szybko chciał już pójść! Nie mógł się doczekać.
– Co mówiłam na temat zbiegania po schodach? – usłyszał za sobą westchnięcie matki. Levi jednak nie za bardzo się tym nie przejął i szybko złapał dłoń Kuchel. – Nie ciągnij mnie, nie będę biec!
*
Oczarowane, kobaltowe tęczówki śledziły każdy najmniejszy ruch. Bacznie obserwowały zabrudzonych od kurzu mężczyzn, wyładowujących z wozów towary popakowane w ogromne skrzynie. Wozy te uginały się niemalże pod ciężarem i ludzi i rzeczy się na nich znajdujących. Niezadowoleni Żandarmi poganiali wszystkich dookoła, drąc się przez najmniejsze niedociągnięcie, co było tu normą, więc nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi.
Patrzył na zmęczone, wychudzone i zszarzałe twarze ludzi. To było dla niego tak przerażające, że ścisnął dłoń mamy jeszcze mocniej, lecz nie pisnął słowem. Ten marazm w pozbawionych życia oczach przeszywało strachem ciało Levi'a tak dogłębnie, że czuł ciarki na plecach. Ludzie często go przerażali. Byli niemili, brudni, zawszeni i zezwierzęceni.
Ale lubił mamę. To był najbardziej ludzki człowiek, którego dane mu było poznać. Ona zawsze byłą ciepła, miła. Pogłaskała go po głowie, przytuliła i nakarmiła. Czytała mu książki, uczyła składać papier tak, żeby powstał kształt łabędzia. Rysowała z nim kredkami, śpiewała i karmiła koty resztkami sczerstwiałych bułek. Mama była dobra.
CZYTASZ
⟬✓⟭ Chłopiec z Podziemia | Attack on Titan
Fanfiction„Myślałem, że miejsce, w które nie mogą wedrzeć się ci mistyczni wtedy dla mnie tytani musi być rajem na tak śmiesznym skrawku ziemi należącej do ludzkości. I wiesz, choć zostaliśmy zepchnięci pod trzy potężne Mury i trzymani byliśmy niczym ptaszki...