Nocne niebo zaczęły rozjaśniać pierwsze promienie wschodzącego powoli słońca. Wokół rozciągały się rozległe łąki i dzikie lasy, a niewielkie pagórki były pięknym urozmaiceniem tutejszego krajobrazu.
Z leżącej u podnóża jednego ze wzgórz indiańskiej wioski, z wigwamu wyszedł stary Indianin. Powoli udał się w kierunku najbliższego pagórka, by jak co dzień powitać nowy dzień. Już po kilku minutach, stojąc na jego szczycie, rozmyślał, mając widok na budzącą się do życia naturę.
Słyszał w życiu wiele, widział wiele, lecz najbardziej, poza ludźmi swojego plemienia, cenił sobie wilki. Dumne, majestatyczne stworzenia, świadome swojej siły, a mimo to okazujące wiele uczuć, tak bardzo zbliżonych do ludzkich. Tak, jak my cieszyły się, gdy tylko mogły, bawiły ze szczeniakami i smuciły, kiedy przez ludzi ginął członek watahy. Mimo że na pierwszy rzut oka stworzenia te wydawały się nieustraszone, odczuwały nawet strach. Nie były to jednak zwierzęta tchórzliwe – ryzykując własnym życiem pilnowały, by szczenięta, chore, stare lub ranne osobniki podczas ucieczek przed ludźmi, nie zostały w tyle.
„Są jak rodzina. Jak moje plemię"- pomyślał kiedyś Indianin, obserwując z oddali watahę karmiącą szczenięta świeżą zdobyczą. „Wilki nigdy nie zabijały bez celu, w przeciwieństwie do ludzi"- myślał ze smutkiem. Polowały one tylko wtedy, gdy potrzebowały pożywienia, a krzywdziły jedynie, kiedy na ich terytorium lub w pobliżu zdobyczy pojawił się intruz, stwarzający zagrożenie.
„Jaki współczesny człowiek nie oburzyłby się, gdyby, wróciwszy do swego domu, zastał w nim zupełnie obcą osobę, jedzącą jego zapasy, czy śpiącą w jego łóżku?"- Indianin głęboko westchnął. Ludzie miasta w większości nie są świadomi tego, że zasada granic terytorium (dla nich „terenu prywatnego"), tyczy się także zwierząt. Nie szanują oni odwiecznych praw natury, odbierając zwierzętom ich domy, siedliska, na których żyły od wielu pokoleń. Wycinają lasy, niszcząc ptasie gniazda, zatruwają ściekami wodę, powodując śmierć ryb i innych wodnych stworzeń. Strzelają do drapieżników, aby te „nie zagrażały ludziom", którzy przenieśli się na ich teren. Później zabijają roślinożerców, tłumacząc to „regulacją populacji", wmawiając innym, że jest to konieczne, gdyż nie mają naturalnych wrogów – drapieżników. Skoro na danym terytorium wybili je co do sztuki, nie dziwnym jest to, że roślinożercy sieją spustoszenia, mogąc bez przeszkód się mnożyć.
Kolejna sytuacja- ataki wilków na zwierzęta gospodarcze. Wilki muszą jeść, aby żyć, o dziwo, tak jak człowiek. Jeśli panuje brak zwierzyny, głównie z powodu ludzkich polowań, wilki zmuszone są, aby „kraść". Człowiek na skraju nędzy i głodu również przecież posuwa się do kradzieży. Jednak dla człowieka, w przeciwieństwie do wilka, rzadko kończy się to wyrokiem śmierci.
Indianin niestety coraz częściej był świadkiem polowań, na których dla rozrywki i pieniędzy ginęły niewinne stworzenia. Tak zwani „cywilizowani" ludzie. Zwykli tchórze, nie okazujący nawet krzty szacunku stworzeniom, którym odebrali życie.
„A to nas nazywają dzikusami" - pomyślał Indianin - „Człowiek dziki zabija, co popadnie i niszczy naturę, popadając w całkowitą demoralizację. My żyjemy z nią w zgodzie, gdyż jesteśmy świadomi jednego. Natura bez człowieka doskonale sobie poradzi. Człowiek bez natury nie ma szans".
Indianin spojrzał na będącą poniżej wioskę, oświetlaną pierwszymi promieniami słońca. Konie i krowy pasły się na pastwiskach, widać było także kury, kozy i owce oraz pilnujące ich psy, czujnie obserwujące okolicę od samego rana, gotowe w każdej chwili ich bronić. Indianin zamknął oczy i wsłuchał się w odgłosy budzącej się natury. Chłodne powietrze muskało jego starą skórę pokrytą zmarszczkami, jakby z szacunkiem, długie siwe włosy powiewały na wietrze, a słoneczne promienie z każdą chwilą ogrzewały coraz bardziej.
YOU ARE READING
Stary Indianin
RandomOpowieść o Indianinie, któremu udało się zdobyć zaufanie dzikiej wilczycy...