Gilbirda obudziły krzyki dochodzące z salonu oraz światło padające na jego twarz. Chłopak powoli otworzył oczy, próbują zasłonić się skrzydłem przed słońcem, po czym rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Jednak wszystkie meble wydawały się bardzo małe. Fotel, w którym siedział, był idealny do jego wzrostu. Gilbird powoli wstał, ale czuł się bardzo dziwnie. Nie dość, że kręciło mu się w głowie i było mu słabo, to jeszcze nie potrafił złapać równowagi. Kiedy już miał się wywalić jakieś silne ramiona złapały go i przytrzymały. Gdy Gilbird spojrzał do góry, jego wzrok napotkał łagodne spojrzenie błękitnych oczu swojego wujka. Czy teraz raczej właściciela.
- Wszystko dobrze?- Gilbird nie odpowiedział. Wiedział, że vati i tak go nie zrozumie. Jednak nagle brwi Prus niebezpiecznie się obniżyły, a czoło zmarszczyło, znów upodobniając go do swojego brata.
- Hej, zadałem ci pytanie. I oczekuję na nie odpowiedzi- jego głos był niski, co oznaczało, że był mocno rozdrażniony.
- Trochę mi słabo...- Gilbird zamilkł, orientując się, że z jego ust wypływają faktyczne słowa, zamiast ćwierkania. Powoli, ze strachem, spojrzał w dół, by odkryć ciało młodego nastolatka, najwidoczniej należące do niego. Szybko odwrócił wzrok na twarz Gilberta, którego twarz złagodniała.
- Vati.... czy ja...- słowa ugrzęzły chłopcu w gardle. Był człowiekiem. EIN MANN.
- To wina Francji, przejęzyczył się przy zaklęciu... (gdyby mi się nic nie zepsuło to byście wiedzieli...) Większość skutków udało się odwrócić, ale nad twoją sprawą Anglia tylko załamał ręce- mruknął Gilbert, siadając w fotelu, po czym wskazał na swoje kolano. Gilbird posłusznie usiadł, chociaż zrobił to dość niezdarnie. Jednak Prusak się tym nie przejął, bo zastanawiał się nad inną sprawą.
- Hej, Gilbird, powiedz mi.... czemu zwracasz się do mnie "vati"?- powiedział nagle, a chłopcu krew stanęła w żyłach.
- Bo ja... ten... ten teges....- wydusił, powoli upodabniając się kolorem do ścian w łazience. Jednak Gilbert uśmiechnął się.
- To trochę dziwne, ale miłe- zaśmiał się.- A Vest to kto, onkel?-
- J-ja....- chłopak niepewnie kiwnął głową. To sprawiło, że na uśmiech Gilberta rozszerzył się jeszcze bardziej.
- HEJ, VEST, CHYBA NASZ PROBLEM SAM SIĘ ROZWIĄZAŁ! TYLKO MUSISZ MI ZAŁATWIĆ PAPIERY UPOWAŻNIAJĄCE MNIE DO OPIEKI NAD OSOBĄ ZBYT MŁODĄ DO PICIA PIWA!- wrzasnął w stronę wejścia do salonu. Na chwilę zapadła cisza, po czym rozległy się ciężkie kroki.
- Co ty znowu bredzisz, bruder?- westchnął ciężko Niemcy, wchodząc do pokoju. Był już zmęczony tą całą sytuacją i ciągłymi kłótniami, więc zdecydowanie nie miał ochotę słuchać nowych, "zagilbistych" pomysłów swojego brata. Jednak gdy zobaczył przytomnego chłopca, jego twarz trochę złagodniała.
- Wszystko dobrze, młody? Potrzebujesz jakiejś pomocy?- zapytał, ale Gilbird tylko pokręcił głową z uśmiechem. Zawroty i ból już przeszły, teraz czuł się tylko trochę niezdarnie.
- Mam rozwiązanie dla naszego problemu! Gilbird może z nami po prostu mieszkać jako oficjalny członek rodziny!- zadeklarował nagle Gil z wielkim uśmiechem na twarzy. Niemcy spojrzał na niego jak na wariata, ale po chwili sam dostrzegł w tym jakiś sens. Jedynie Gilbird był wstrząśnięty tą wiadomością.
- Vati, jesteś pewien? Nie chcę być dodatkowym obciążeniem...- powiedział nieśmiało, ale Gilbert tylko machnął ręką.
- Jakim tam obciążeniem! W końcu jesteśmy rodziną! Słyszysz, Vest? Zostałeś wujkiem!- Niemcy uśmiechnął sie lekko na ostatnie zdanie, ale zaraz jego myśli wróciły na "właściwe" tory.
- Będzie trochę trudno wytłumaczyć te skrzydła, ale może Anglia będzie wiedział co z tym zrobić... i zdecydowanie potrzebujesz nowego imienia, Gilbird jest zbyt dziwne- powiedział w zamyśleniu Ludwig, pocierając palcami koniec szczęki.- Papiery mogę wszystkie załatwić, ale....-
- Może Gilderoy?- zaproponował nagle chłopak, wyrywając Niemca z toku myślenia.- Powiedziałeś, że powinienem zmienić imię, a Gilderoy jest ładne i w sumie troszeczkę podobne do starego...- tu Niemcy znów się uśmiechnął lekko. Już zdążył polubić tego chłopaka, nawet jeśli wiedział, że w przyszłości może sprawiać równie dużo problemów co Prusy.
- Gut, to dobre imię- powiedział, podchodząc do chłopca.- Willkommen in der Familie, Gilderoy- powiedział, kładąc rękę na jego czuprynie. Chłopak uśmiechnął się promienie, po czym go mocno przytulił. To zaskoczyło Niemca, zwłaszcza, że zaraz objął ich jeszcze Prusy.
- No to teraz do pełnego rodzinnego składu brakuje tylko Feliciano! Tak w ogóle, kiedy ślub?- dodał po chwili sprawiając, że krew w Niemcu się zagotowała.
- PREUßEN!
Wiem, że krótko, ale nie mam ochoty pisać nic więcej w tym rozdziale. Możecie się ze mną nie zgadzać, ale to zepsułoby trochę tę rodzinną atmosferę. Przepraszam, że znów wyszły takie mydło i powidło, ale naprawdę chciałem coś takiego zrobić. Tyle że pisać nie umiem XD
CZYTASZ
Ty chyba żartujesz
FanfictionCzy mieliście kiedyś tak, że obudziliście się w nie swoim łóżku? Możliwe. A nie w swoim ciele? W przeciągu paru godzin świat przewrócił się do góry nogami i szybko się nie odwróci. Oto przed nami łańcuszek nieszczęść i nieśmiesznych żartów, który mo...