Nie igraj z ogniem

17 5 2
                                    

Paweł poprowadził Marię bocznym korytarzem z daleka od ciekawskich spojrzeń gości. Dziewczyna czuła się dziwnie. Nie wiedziała co sądzić o tym miejscu o tych ludziach, a przede wszystkim o Pawle. On był dżinem... cokolwiek to znaczyło. Takim dżinem z bajek? Maria wstrzymała oddech przytłoczona tym wszystkim co dzisiaj ją spotkało.

Doszli do małych drzwi prowadzących do niewielkiego pokoju w którym stała kanapa i znajdował się kominek oraz półka z książkami. Paweł poprowadził Marię na kanapę i usiadł obok niej.

- Ja... - westchnął i wbił wzrok w podłogę - nie wiem od czego zacząć.

- Może na przykład od początku - fuknęła Maria. Nie zamierzała specjalnie hamować emocji, które nią targały.

Paweł potarł skroń i spojrzał w podłogę. W kominku buchał ogień, który jeszcze podburzał gniew, który targał Marią.

- Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy - zaczął mężczyzna - naprawdę byłem na rybach. Lubię je łowić. Jest to spokojne zajęcie, a przy okazji mogę popatrzeć na moje ukochane morze i zatokę. I tak nikt nie wie jak wyglądam. Ci którzy byli kiedyś na balu nie mogą się z tym zdradzić, a inni nigdy nie widzieli mnie na oczy. 

Maria spojrzała na niego podejrzliwie.

- Ja naprawdę lubię łowić ryby. - uśmiechnął się do niej lekko - Co w tym takiego dziwnego?

Maria wzruszyła ramionami.

- To wcale nie tłumaczy twoich kłamstw. - warknęła. Paweł kiwnął głową.

- Kiedy szedłem połowić było jeszcze ciemno. Wszyscy wiedzą, że rano ryby najlepiej biorą. Zobaczyłem wtedy ciebie i tego czarnego rabusia. Nie widziałem twojej twarzy, ale słyszałem przyspieszony oddech i autentycznie chciałem ci pomóc. Nic więcej. Kiedy jednak zobaczyłem twoją twarz... ja... sam nie wiem. Jestem dżinem. Mam dwa tysiące lat i nie pamiętam mojego początku, a jednak... nigdy nie poczułem czegoś takiego jak w momencie, w którym cię zobaczyłem. - Maria się zaczerwieniła, co dodało pewności siebie Pawłowi - Chciałem Cię przytulić, obiecać, że wszystko będzie dobrze, albo chociaż porozmawiać. A ty mi uciekłaś. - mężczyzna zaśmiał się ciepło - W tym momencie byłem pewny, że skoro przestraszyłaś się chłopaka z portu z pewnością nie chciałabyś mieć nic wspólnego z Dżinem Dnia.

- Typowy mężczyzna! - prawie krzyknęła Maria - Wyciągacie głupie, błędne wnioski i w ogóle nie liczycie się z naszym zdaniem!

Paweł się skrzywił.

- Tak bardzo zawróciłaś mi w głowie, że musiałem cię odnaleźć. Przez kilka dni obserwowałem więc port, aż zauważyłem ciebie wchodzącą do tamtej portowej tawerny. Kolejne dni to tylko większe pragnienie, żeby być bliżej ciebie i wciąż i wciąż. - dżin spuścił wzrok - Ja... ja chyba cię kocham Mario.

Maria zamrugała. Nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Spojrzała na niego i dostrzegła błękitne oczy intensywnie wpatrujące się w jej usta. Tak blisko, tak blisko...

Paweł przysunął się do niej i uśmiechnął składając pocałunek na czole co sprawiło, że Maria poczuła że płonie. Po chwili jednak mężczyzna odsunął się.

- Jest jeszcze druga strona tej historii - westchnął. A Maria całkiem otumaniona atmosferą w pomieszczeniu nie potrafiła przestać się w niego wpatrywać - Co prawda jestem Dżinem Dnia i panem Miasta Tysiąca Życzeń, ale tylko nieliczni znają mi słaby punkt - Na twarzy Pawła zatańczyły cienie - Moja moc jest zaklęta w lampie. Wtedy jak mnie nie było... musiałem załatwić kilka spraw na północy... między innymi musiałem się upewnić czy prawdziwy jest sposób na zdjęcie mojej klątwy. Dopóki nie mam pełni mocy, nie mogę samodzielnie panować nad miastem, stąd jest ono w takim stanie, a nie innym.

Maria przypomniała sobie narkotyki, rabusiów oraz inne niechlubne rzeczy, z których słynęło Miasto Tysiąca Życzeń.

- Jaki to sposób? - spytała dziewczyna bez chwili namysłu.

Paweł spojrzał jej prosto w oczy.

- Żadna nowość. - rzekł  - Pocałunek prawdziwej miłości.

Maria zachłysnęła się powietrzem.

- Masz...masz na myśli mnie? - wydukała.

Paweł delikatnie przybliżył się do niej.

- Mogę? - szepnął unosząc jej podbródek. Maria kiwnęła lekko głową nie odrywając od chłopaka oczu. Poczuła jego ciepły oddech przy swoich ustach, a jednocześnie usłyszała, że zegar wybija północ.

Nagle zapadła ciemność i poczuła jak jakaś silna ręka odrywa ją od Pawła zanim ten choćby zdążył musnąć usta Marii swoimi. Po chwili ogień w kominku buchnął ponownie rzucając masę cieni po pokoju, a ona dostrzegła, że po drugiej stronie kanapy stoi Arkadiusz ze sztyletem przyłożonym do gardła Pawła.

- Oh nie tak prędko kochasiu - wymruczał ciemny mężczyzna - Od tej pory bawimy się tylko przyzwoicie.

Usta ZdrajcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz