Chanyeol uwielbiał niedzielne poranki, kiedy mógł wstać równo ze wschodem słońca, zaparzyć kawę w ulubionym kubku, czy poczytać gazetę, bez zbędnego pośpiechu i gonitwy w poszukiwaniu skarpetki do pary, dokumentów czy kluczyków do samochodu. Uwielbiał momenty, w których mógł celebrować poranki z parującą kawą w jednej i ulubioną książkę w drugiej ręce, a to wszystko okraszone wschodzącym słońcem, muskającym go przyjemnie po twarzy. Uwielbiał też te chwile, kiedy mógł poczuć się jak szef kuchni w najlepszej restauracji, dając popis swoim kulinarnym zdolnościom, kiedy z chirurgiczną precyzją odmierzał składniki, dokładnie kroił potrzebne składniki, składając potem gotowe śniadanie. Czuł się wtedy wyśmienicie, nawet jeśli to była tylko jajecznica lub naleśniki.
Tak, jak w każdą wolną niedzielę, mężczyzna wstał wcześniej, wyswobadzając się z ciasnego uścisku swojego męża, który mruknął coś kompletnie niezrozumiałego i przewrócił się na drugi bok, mocniej wtulając się w poduszkę, pachnącą Chanyeolem. Wyższy nie miał serca go budzić, kiedy zegarek wskazywał kilka minut po szóstej, tym bardziej, że dzisiaj Baekhyun obchodził swoje trzydzieste urodziny. Miał za to w planach przygotowanie śniadania, którym wprowadziłby swojego męża w dobry nastrój, ale najpierw musiał wypić kawę i spędzić kilka błogich minut w fotelu, delektując się widokiem za oknem.
Ich niewielki ogród o tej porze przyprawiał Chanyeola o szybsze bicie serca. Jako miłośnik natury nie mógł przejść obojętnie obok rozkwitających pąków ukochanych przez Baekhyuna róż, czy nie zawiesić oka na niewielkiej sadzawce, która była powodem śmiechu ich największego szczęścia, kiedy wraz z Baekhyunem próbowali puszczać kaczki, co za bardzo im nie wychodziło. Chanyeol uśmiechnął się na samo wspomnienie tego dnia, gdy śmiech ich córki rozbrzmiewał w całym mieszkaniu, odbijając się od ścian i wprawiając ich w dobre samopoczucie.
Mężczyzna oddał się swoim myślom, wpatrując w delikatnie falujące liście na majowym wietrze. Przyjemny dla oka widok i plany, jak spędzą dzisiejszy dzień pochłonęły go do tego stopnia, że nie usłyszał tupotu maleńkich, bosych stópek i cichego pociągania noskiem. Dopiero delikatne pukanie w ramię wyrwało go z zadumy, a gdy jego wzrok spoczął na Sohee i jej pokrytych od łez policzkach, przestraszył się nie na żarty.
— Co się stało, śnieżynko? – jego łagodny, lekko zachrypnięty głos wypełnił skąpane w ciszy pomieszczenie, a Sohee, nie czekając na kolejne pytania, wdrapała się na jego kolana, wtulając się ufanie w materiał ciepłej bluzy.
— Tatuś ma dzisiaj urodziny, prawda? – gdy Chanyeol przytaknął na jej cichutkie, podszyte niepewnością pytanie, dziewczynka rozpłakała się jeszcze bardziej, a reakcja mężczyzny była natychmiastowa. Mocniej przytulił córkę do swojej piersi, starając się ją uspokoić cichym nuceniem jej ulubionej piosenki.
Przez kilka długich minut kołysał jej drobnym, wciąż lekko drżącym ciałkiem, po czym zapytał:
— Dlaczego płaczesz, kochanie? Powiedz tatusiowi, który strasznie się martwi o swoją śnieżynkę.
— B-bo ja zapomniałam i tatuś będzie na mnie zły. A Sohee nie chce, by tatuś się złościł w tak ważny dla niego dzień.
— O czym zapomniałaś? – Chanyeol uśmiechnął się lekko do swojej małej kopii, ubranej w różową piżamkę w delfiny. Jej ciemne, pokręcone włosy były teraz w kompletnym nieładzie, a pucołowate policzki błyszczały od nadmiaru łez.
— O laurce. Zapomniałam narysować laurkę – Sohee odpowiedziała niemal bezgłośne, połykając kolejne łzy.
Chanyeol, przez cztery lata bycia ojcem, nauczył się, że to, co dla niego wydaje się absurdalne, infantylne i najzwyczajniej w świecie głupie, dla Sohee może oznaczać coś naprawdę ważnego. I choć miał ochotę się zaśmiać, zdusił w sobie tę potrzebę, przyciskając swoje wargi do rozgrzanego czoła dziewczynki.
CZYTASZ
Sundays {chanbaek}
Fanfiction[oneshot] Niedziela była dla Chanyeola dniem celebracji małych rzeczy - od podziwiania wschodu słońca, przez delektowanie się pyszną, świeżo zmieloną kawą, po bycie szefem kuchni we własnym domu, nie mając absolutnie żadnego talentu do gotowania. A...