Madison oparł się plecami o zimny bruk, wciągając powietrze głęboko w płuca, jednak w połowie tej czynności, przerwało mu jego własne kasłanie. Z powodu choroby, oddychało mu się okropnie, a lina związana na jego brzuchu, a druga na płucach, zbytnio w tym nie pomagały. Odkąd tylko jego właściciele dowiedzieli się o tym, że lubi być Wiązany, to stwierdzili, że to przecież niczym nagroda, a każdy lubi nagrody.
James spojrzał zrezygnowany w sufit, a z oczu zaczęły lecieć łzy. Miał kompletnie dość tego miejsca i zaczął cicho i histerycznie, szeptać prośby, o to, aby jutro kupił go ktoś z dobrym sercem. Trafiał na naprawdę okropnych ludzi, lecz chyba właśnie tacy są najpowszechniejsi na takich akcjach, zwłaszcza, że najczęściej to właśnie on szedł najdrożej. Cóż, podobno był już ładnie wytresowany, był uroczy i chudy, co, oczywiście, musiało też oznaczać, że jest ciasny, a to ważne, gdy kupujesz niewolnika do wyładowania frustracji seksualnej. Niestety jego cenę strasznie zaniżało to, że nie był dziewicą, ale to było oczywiste, gdyż był tu już kilka lat, a ci najbardziej na niego napaleni się tego spodziewali, lecz nie przeszkadzało im to zbytnio. Westchnął cicho, przypominając sobie, dlaczego w ogóle sie tu znajduje... Mimo, że naprawdę był już tu kilka lat i powinien się przyzwyczaić do tej myśli i tego co się stało, to ciągle bolało go okropnie to, że jego kochająca matka i niekoniecznie kochający ojciec oddali go jakiemuś panowi, tylko dlatego, bo mieli problemy z pieniędzmi i ze spłaceniem długów, czy nawet zwykłych rachunków. Po co sprzedawać swoje własne dziecko? James pociągnął nosem, powstrzymując kolejne łzy i zamknął oczy.
Nagle przemyślenia chłopaka zostały przerwane, gdyż usłyszał skrzypienie krat od jego klatki. Leniwie spojrzał w tamtą stronę, aczkolwiek nim jakkolwiek zdążył zareagować, dość wysoki chłopak, przyłożył palec do swoich ust i wydał z siebie ciche 'shhh', po czym podał mu dłoń. Wyglądał na starszego od Madisona i to o kilka lat, miał bardzo ładne piegi na całej twarzy, najprawdopodobniej miłe w dotyku loki, spięte aktualnie w kucyk, lecz przez myśl Jamesa przeszło to, że chciałby je wytarmosić i pomóc wydostać im się z tej gumki, która trzymała je razem. Jednak szybko wygonił tą myśl ze swojej głowy, krzywiąc się. Już powoli wyciągał dłoń, aby podać ją nieznajomemu, lecz w głowie nagle pojawiło mu się milion pytań. Co jeżeli tak niewinnie wyglądający mężczyzna chciałby tak naprawdę skrzywdzić go jeszcze bardziej niż reszta? Co jeśli chciałby dźgać go dla zabawy nożem podczas gwałtu? Co jeżeli przywiązywałby go do ścian łańcuchami? I inne takie pytania. Szybko wycofał rękę, przerażony tym co mogłoby się stać. Jednak... Czy dobrze postąpił?
Laurens widząc wycofanie Jamesa, szybko podszedł do niego i nie chcąc tracić czasu, wziął go na ręce.
Madison szybko otworzył usta.
- P-postaw mn-- przerwały mu usta Johna na jego.
- Przepraszam. - szepnął Laurens, zarumieniony. - Ale mam mało czasu, żeby cie stąd zabrać, a nie miałem rąk, aby cie uciszyć. -
Jim mimo, że był zszokowany u przestraszony, to pokiwał głową, dając sie Laurensowi zanieść do auta. On siedział na tylnich siedzeniach, a jego wybawiciel prowadził, co zapewniło Madsa w przekonaniu, ze jest raczej niezbyt zamożny. Nie jechali zbyt długo. Tak na oko piętnaście minut.
- Ile masz lat? - spytał John, pomagając Jamesowi wyjść z auta, a ten drugi znów zakaszlał.
- Osiemnaście... - oznajmił, mocno chwytając sie Ręki Johna i pozwalając mu się prowadzić do jego, zapewne, domu. Po chwili siedział juz z nim na kanapie, a John rozwiązał liny na jego płucach i Brzuchu, na co Mads mu cicho podziękował.
- Jak się nazywasz? - nieśmiało zapytał po chwili James. John uśmiechnął się lekko, ciesząc sie, że ten o coś go przynajmniej spytał.
- John Laurens, a ty? - odpowiedział, przysuwając się, a po chwili dostał odpowiedź, w postaci imienia i nazwiska chłopaka.
- Podoba mi się twoje imię. - wyszeptał James, ale jednak John to usłyszał, na co zareagował jeszcze większym uśmiechem.
- Dziękuje. - sięgnął po kosz z malinami, który wczoraj zakupił. - Chciałbyś trochę? - zaproonował, wyciągając go w jego stronę.
Masa pokręcił głową, ale akurat w tym momencie zaburczało mu w brzuchu. Laurens Westchnął cicho i włożył malinę do jego ust, odstawiając koszyk.
- Zrobię ci coś do jedzenia, a ty tu zostań. - powiedział i szybko wstał, nie czekając na reakcje Madisona i pobiegł do kuchni.
W tym czasie, James był trochę wściekły, że nie zdążył zaprotestować, ale tylko wgapił wzrok w ścianę, mimowolnie z przyzwyczajenia schodząc z kanapy na dywan, gdyż był nauczony, że sam nie może na niej siedzieć, ale gdy kilka minut później przyszedł John z kanapkami i sałatka owocową, to odstawił jedzenie na stół i wręcz wciągnął go na kanapę.
- Możesz siadac gdzie chcesz o ile to bezpieczne, dobrze? - burknął, niezadowolony z tego, że James chciał siedzieć na podłodze.
- Dobrze... - Madison pokiwał głową, przysuwając sie do krawędzi i od razu chwytając kanapkę. Niby nadal miał przyzwyczajenia z bycia niewolnikiem, ale... tu czuł się swobodniej. Przynajmniej dłoń mu się nie trzęsie, bo wtedy nie byłby w stanie jeść, a to byłoby okropne. W końcu Laurens nie mógłby go karmić.
A może by mógł..? A może nawet chciał. James nawet nie zauważył, gdy dłoń jednak zaczęła mu się trząść, a John zabrał kanapkę od niego i podłożył mu ją pod usta. Zaskoczony chłopak, spojrzał na niego, ale gdy zorientował się co sie stało, to posłał mu wdzięczne spojrzenie, kładąc obie ręce na swoich udach.
CZYTASZ
Maliny - Madrens/Jamilton
Fanfictionkrótka historia, o tym, jak Dzielny, Piegowaty John Laurens wybawił z opresji depresyjnego I jakże uroczego, niczym królik Jamesa Madisona, przez co coś pomiędzy nimi zaiskrzyło, a Alexander zarabia na swoje życie zbierajac maliny i je sprzedając, j...