♦♦♦
– To są straszne wieści, Hacı. Musimy natychmiast dać złoto janczarom i spahisom, inaczej zmiotą nas z powierzchni ziemi – powiedziała Mahpeyker opierając się dłonią o swoje mahoniowe biurko.
– Rozmawiałem z państwowym skarbnikiem, moja pani. Nie uda nam się zapłacić wszystkim wystarczającej ilości złota, dlatego myślałem nad twoim skarbcem – mruknął niepewnie eunuch, nie będąc przekonanym, jak zareaguje sułtanka.
– Nie ma takiej możliwości! Musimy zdobyć je w inny sposób, ponieważ mój dobytek, który ukryłam jest przeznaczony dla mnie na czarne czasy. Teraz jeszcze nie przyszedł ten dzień, abym po niego sięgnęła. Rozumiesz? – Spojrzała stanowczo na agę, który pokiwał głową.
Kösem podeszła do okna i wyjrzała przez nie na zewnątrz. Gdy lata temu składała obietnicę Ahmedowi, że obroni państwo przed wrogami, była pewna, że da radę. Jednak teraz wszystko zaczęło iść nie po jej myśli. Harem straciła przez Şemsperi, Murad nienawidzi jej i robi wszystko na przekór, a wojsko osmańskie sprzeciwia się swoim władcom.
Mahpeyker wiedziała, że jeżeli nie uda jej się jak najszybciej nad tym zapanować, straci wszystko na co pracowała tak wiele lat.
– Valide. – Do komnaty bez pukania weszła Fatma, która podeszła do swojej matki i stanęła zaraz za nią. – Mam dla ciebie wspaniałe wieści.
– Oby chociaż trochę dorównały złym wieściom Hacıego – mruknęła do siebie ciemnowłosa, nawet nie zaszczycając córki spojrzeniem.
– Tak jak kazałaś, znalazłam dla siebie kandydata na męża. Chciałabym abyś go poznała, czeka w ogrodzie na nas. – Ton głosu jakim posługiwała się w tym momencie Fatma, ani trochę nie spodobał się Mahpeyker. Nie wierzyła nawet przez chwilę w to, że jej córka w tak szybkim czasie mogła znaleźć mężczyznę, z którym chciałaby spędzić resztę życia.
– Fatmo czy możemy załatwić to innego dnia? Teraz mam zbyt dużo spraw na głowie. To naprawdę nie jest odpowiednia pora. – Kobieta odwróciła się i spojrzała w ciemne tęczówki swojej córki. Szeroki uśmiech, który gościł na twarzy młodszej, także nie zapowiadał niczego dobrego.
– Musi to być dzisiaj, teraz matko. Nie zajmie to ci dużo czasu. Przysięgam – próbowała przekonać swoją matkę. W końcu Kösem kiwnęła głową.
– Dobrze, ale jeżeli kpisz sobie ze mnie to srogo tego pożałujesz – zagroziła ciemnowłosa i skierowała się do wyjścia z komnaty. Jej córka utrzymywała równy jej krok.
Wyszły na zewnątrz do ogrodu. Kösem jak zawsze, gdy wychodziła na tyły seraju, starała się spojrzeć na swoje róże, czy nie są zaniedbywane przez niewolnice, którym je powierzyła. Ku ich szczęściu wyglądały należycie, dlatego przeniosła swój wzrok na wprost.
CZYTASZ
» Mystery of love - Magnificent Century «
Historical Fiction»i'm falling just to rise crawling just to fly gotta die to stay alive«