one | new colleague

138 13 18
                                    

NEW COLLEAGUE
chapter one

━━━━━━━━━━━━━━━━

Podwozie samolotu zetknęło się z pasem startowym, a lot trwający nieco ponad dobę w końcu dobiegł końca. Michael wyjrzał przez niewielkie okienko, siedząc w klasie biznesowej, po czym westchnął z ulgą. Dobrze w końcu było znaleźć się na ziemi. Naprawdę bardzo dobrze. W prawdzie blondynowi nie przeszkadzało podróżowanie w powietrzu, ale w latającym pudle nieznanych mu linii lotniczych nie miał zbyt wielkiej swobody ruchu, a już kilkakrotnie jego ręce, czy nogi zaczynały drętwieć. Stewardessa poprzez system nagłaśniający oznajmiła, jaki był dzień tygodnia, która godzina - prosząc przy tym, aby pasażerowie przestawili swoje zegarki - a także zapoznała ich z panującą na zewnątrz temperaturą. Nie było jeszcze południa, a już wskaźnik zbliżał się do dwudziestu stopni. Następnie minęło kolejne kilkanaście minut, aby wszystkie procedury związane z lądowaniem zostały spełnione i dopiero po nich, pasażerowie zaczęli pchać się do obydwu wyjść. Michael jednak spokojnie poczekał, wiedząc, że i tak wylądowali przed czasem, więc na pewno nikt jeszcze się po niego nie zjawił. No i zaczął też liczyć na to, że będzie mógł odpocząć, gdy już zamelduje się w hotelu i przydzielą mu pokój. 

Michael rzadko kiedy opuszczał granice Stanów Zjednoczonych, jeśli chodziło o sprawy służbowe. Zazwyczaj poruszał się po obrębie miasta, czy po kraju, ale rzadko kiedy zdarzało mu się przedostawać się na inne kontynenty, aby pomóc w śledztwach najróżniejszej maści. Jako jeden z najlepszych i najbardziej cenionych w swoim fachu, detektyw śledczy musiał jednak liczyć się z tym, że staje się coraz bardziej rozchwytywany. Dlatego też nikogo nie powinien dziwić fakt, że władze Brisbane tak bardzo zaczęły o niego zabiegać. O niego oraz o jego pomoc w śledztwie, które od ponad dwóch lat stało w miejscu i nic nie wskazywało na to, że coś miało się zmienić. A przynajmniej nie do ostatniego morderstwa, które pojawiło się stosunkowo niedawno, bo dwa tygodnie przed tym, jak Michael postawił swoje pierwsze kroki na Australijskiej ziemi. 

Blondyn nasunął okulary na swój nos, po czym przeczesał palcami roztrzepane i żyjące swoim życiem włosy. Potrzebował prysznica, a także łóżka, żeby móc się rozprostować i chociaż trochę zapanować nad bólem pleców, jaki się pojawił po spędzeniu tylu godzin w pozycji siedzącej, czy półleżącej. Michael rozpiął także guzik pod szyją w koszuli, a marynarkę zarzucił sobie przez ramię. Było stanowczo za ciepło, aby ją ubierać. W dodatku miał wrażenie, że zaraz po prostu się rozpuści, a trzeba było jeszcze odebrać walizkę i znaleźć osobę, która się po niego pofatygowała. Wszedł do budynku hali przylotów i rozejrzał się za taśmą, po której powinny przejeżdżać bagaże z jego lotu. 

Wsłuchał się w komunikaty nadawane przez głośniki, ale nie mógł nic usłyszeć. Dookoła panował na tyle wielki zgiełk, że szansa na nabawienie się bólu głowy była większa niż szansa na dowiedzenie się jakiejkolwiek przydatnej informacji. Zrezygnowany detektyw westchnął pod nosem i pokręcił głową. Musiał sobie jakoś poradzić. Odczekał odpowiednią ilość czasu, po czym zdjął z taśmy czarną walizkę z naklejkami palm i ciągnąć ją za sobą, ruszył do wyjścia. Miał nadzieje, że jet lag dosyć szybko mu minie i będzie mógł się normalnie skupić na pracy, bo nie wyobrażał sobie funkcjonowania w takim stanie, w jakim się znajdował. 

Budynek hali przylotów był połączony z halą odlotów. W tym wszystkim znalazło się jeszcze całe mnóstwo sklepów, kawiarni, czy nawet restauracji, w których płaciło się raczej za zobaczenie jedzenia, a nie zjedzenia go.  Gdzieś w tym wszystkim kręciło się całe mnóstwo osób z kartkami zapisanymi najprzeróżniejszymi pismami. A z tych pism utworzone zostały imiona i nazwiska. Michael uporczywie starał się znaleźć swoje, ale nikogo takiego nie było. W końcu dał sobie spokój i poszedł zamówić sobie kawę. Nie za bardzo wiedział, do jakiego hotelu ma się udać, czy w ogóle gdzie pojechać. Szef powiedział mu, że dowie się wszystkiego na miejscu i jedyne, co tak naprawdę powinien ze sobą zabrać, to wydaną specjalnie dla niego kartę płatniczą, którą miał uregulować wszystkie rachunki. Clifford po części się posłuchał, ale zabrał też trochę swoich rzeczy osobistych, jakiś notatnik i kilka długopisów. Zapobiegawczo, bo nigdy nic nie było wiadome. 

– Um, przepraszam? Michael Clifford? – Blondyn odwrócił się na pięcie, gdy poczuł, jak ktoś łapie go za ramię, a uścisk wyglądał na typowo policyjny. Zaczepił go brunet, który miał przewieszoną przez szyję odznakę, a pod jego koszulką odznaczała się wyraźnie broń służbowa. Michael uznał go niemalże od razu za swojego. 

– Tak, to ja. – przytaknął i wyciągnął rękę do nieznajomego. Mężczyzna był wyższy od niego, miał ciemne włosy, które opadały mu częściowo na czoło, a także wyraźnie zarysowaną szczękę i kości policzkowe. Jego skóra była gładka, co oznaczało to, że niedawno się golił. Przy prawym uchu zostało nawet trochę pianki, ale Michael postanowił mu tego nie mówić przy pierwszej okazji. 

– Penington. Harry. To zaszczyt. – Brunet uścisnął dłoń blondyna, posyłając mu przy tym czarujący uśmiech. Wyglądał na typowego Australijczyka, który jest dodatkowo stosunkowo młody. Może nawet za młody. 

– Przesada – Michael roześmiał się, a później machnął ręką. Poprawił marynarkę, aby nie zsunęła się z walizki i przyciągnął ją bliżej do siebie. – Ale nie zmienia to faktu, że cieszę się, że będę mógł wam pomóc. To będzie coś na rodzaj doświadczenia dla wszystkich. – dodał, a brunet, chcąc nie chcąc musiał się z tym zgodzić. I zgodził się. A po tym wyraźnie się rozluźnił. Michael miał już wyrobione oko do takich rzeczy, a z czasem coraz mniej zaczęło mu umykać. Dochodziło nawet do tego, że potrafił stworzyć opis jakiegoś delikwenta, mając zaledwie rozmiar, czy markę butów, jakie nosił. 

– Myślałem, że będziesz wielkim snobem, który nie ma za grosz poczucia humoru – Harry roześmiał się, gdy szli już do wyjścia z lotniska, aby Penington mógł podrzucić Clifforda do hotelu. 

– Już to słyszałem, ale pozory lubią mylić – dołączył się do żartu, a później również się zaśmiał. – Tak naprawdę poważnie traktuje tylko śledztwa. Nic poza tym. Śmieszą mnie nawet żarty o Żydach, ale może nie mówmy o tym otwarcie. Bycie poprawnym politycznie czasem się przydaje – dodał i udał, że się rozgląda, po czym ponownie wybuchnęli śmiechem, jakby byli znajomymi od wielu lat, a nie zaledwie kilku minut. 

━━━━━━━━━━━━━━━━

━━━━━━━━━━━━━━━━

pierwszy rozdział tutaj! muszę przyznać, że jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać, aż poznacie red asdfdsfsdf

bloody summer • cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz