19.Michael

6 2 1
                                    

Nie byłem pewny co mamy tam zrobić. Nie wierzę, że to skończy się na wymianie. Byliśmy prawie, już na miejscu. Wziąłem głęboki wdech i wysiadłem z samochodu. To był opuszczony budynek. Spojrzałem na Patcha był pewny siebie, ale czułem, że się boi. Obeszliśmy samochód i stanęliśmy  obok siebie. Patrzyliśmy się na budynek.

-Idziemy?- przerwał ciszę.

-Idziemy.-oznajmiłem.

Ruszyliśmy w stronę opustoszałego budynku. Ma dwa piętra, nie ma okien. Jest cały porośnięty linami, a drzwi ledwo trzymały się na zawiasach.

-No, no...- usłyszałem męski głos, ale ktoś z nim był. Rose.

-Oddaj Rose i będzie wszystko po staremu. Wiesz, że nie odpuścimy.- próbowałem załagodzić sytuację. 

Wyłonił się zza rogu budynku... razem z Rose. Cierpiała. Trzymał ją za nadgarstki. Dlaczego nie mogła uciec, przecież była od niego silniejsza? Chyba. Spojrzałem na Rose i dałem jej do zrozumienia, że będzie wszystko dobrze. Ale ona tylko odwróciła wzrok, była inna. 

-Tak wiem, wiem.- powiedział wymachując jedną ręką przed swoją twarzą.- Ale po co wy macie się trudzić, jeżeli nie będzie kogo ratować?- na jego twarzy pojawił się diaboliczny uśmiech. Nie podobało mi się to. 

-Uwolnij Rose, a ja podejdę w tym samym czasie.- oznajmił Patch ze spokojem.

-Niestety, ale nie mogę...

-W co ty grasz?- powiedziałem przez zaciśnięte zęby. 

Rose zaczęła się szarpać, traciła cierpliwość. Wyjął z kieszeni strzykawkę, w której była dziwna substancja i wstrzyknął jej to w żyłę. Zacisnąłem pięści, i ruszyłem do przodu, ale Patch mnie powstrzymał. Na jego twarzy malowała się złość. 

-Co ty kurw...- nie dokończył.- wyprawiasz!? -syknął Patch.- co to jest?!

-Tego też nie mogę powiedzieć.- ciało Rose upadło na ziemię. 

-Oddaj nam Rose i będzie po sprawie, nigdy się już nie spotkamy.- oznajmiłem ze spokojem, jednak w środku gotowałem się ze złości.  

-Nie wiem czy to będzie takie proste...- spojrzał mi prosto w oczy. W jego oczach było widać tylko szaleństwo.- Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. 

-No to nie będziemy przeszkadzać. Zabierzemy Rose i nas już niema. 

-Ale ta sprawa dotyczy was. Muszę dokończyć zadanie. Zabić wszystkie mieszańce i tych, którzy ich chronili. 

-Miło.- powiedział Patch ze sztucznym uśmiechem. 

-No więc, nie utrudniajcie. 

-Ha, ha, ha.- Patch położył ręce na brzuchu na znak, że to go bardzo śmieszy.- Będziesz miał zajęcie. - wyprostował się i spoważniał.

 -Niby jak zamierzasz nas zabić?- zapytałem z kpiną.

-Ach... ciągle zapominacie, że jestem aniołem zemsty.- sięgnął do kieszeni, wyją pióro.- Coś ci to mówi Michael?- nie odpowiedziałem, nie mogę się ruszyć. To jest moje pióro, anioły wyrwały mi je, kiedy byłem odzierany ze skrzydeł.- Więc...

-Czego chcesz?!- syknął Patch.

-Ja?- zrobił zdziwioną minę.- Ja niczego nie chcę. No może... Chcę was zabić.- powiedział z obojętna miną. 

-A jak mnie zabijesz?- droczył się z nim Patch.

-Nie martw się, ty też masz teraz skrzydła, wystarczy tylko jedno pióro... Rose już mam.- spojrzał na ciało Rose.- Wziąłem je kiedy sobie smacznie spała. 

Wyją z kieszeni zapalniczkę. 

-Nie widzę jakoś tego drugiego pióra. - próbowałem to przeciągnąć. 

-Ale się śpieszycie. Mam je w bezpiecznym miejscu. 

-Czyli, chcesz  najpierw mnie zabić?

-Tak.- powiedział z zadowoleniem machając piórem przed swoim nosem.

Podszedł do nas. Dzieliły nas tylko dwa metry. Bałem się co zaraz się stanie. Spali pióro, czy tylko blefuje? Nie sądzę. 

-No więc.- podniósł obydwie ręce do góry. W jednej miał pióro. Moje. A w drugiej trzymał zapalniczkę.- Czas się kończy. 

Zapalił zapalniczkę. Spojrzałem na ciało Rose ze smutkiem. Nie było jej! Jak to możliwe?! Rozejrzałem się dookoła, tak żeby nikt tego nie zauważył. Nie spostrzegłem Rose. Spojrzałem na anioła zemsty, usłyszałem trzask, tak jakby ktoś złamał kark. Jego mina zmieniła się w ból i niedowierzanie. Jego ciało zsunęło się na ziemię, dopiero dostrzegłem, że w jego plecach był kołek. Zsunął się na kolana. Za nim stała Rose.  Miała szaleństwo w oczach.  

-Rose...

-Nieźle.- spojrzałem tam gdzie przedtem leżało jego ciało, nie było go tam. Rozejrzałem się dookoła. Był obok wejścia.- Nie powinnaś mnie denerwować. Stracę panowanie.- ostrzegł. 

Podniósł ręce do góry zapalając zapalniczkę. W tym momencie wiedziałem, że zaraz zginę. Wziął pióro i je podpalił. 

Poczułem ból. Tak jakby moje wszystkie wnętrzności zaczęły się palić, potem topić. Rose rzuciła się na anioła, walczyła z nim, Pach też, a ja umierałem.

-Rose...- wyszeptałem. Bez skutku.

Upadłem na ziemię, nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Krew wypełniła mi buzię, z oczu leciała mi krew, przez to widziałem jak przez mgłę. 

-Rose!- krzyknąłem z całej siły. 

Poczułem silny ból. Gdzie? Nie wiem. Nie mogę o niczym innym myśleć, tylko o bólu. Moja skóra zrobiła się gorąca, powoli się topiła. Niczego już nie widziałem, nie wiem co wokół mnie się dzieje.  Słyszałem tylko szum, coraz głośniejszy szum. Szum zmienił się w pisk. Mojej skóry praktycznie nie było. Wiem co zaraz się ze mną stanie. Przez wieczność będę cierpiał. Nie przez to, że będę przez wieczność cierpiał fizycznie, ale przez to, że będę przez wieczność bez Rose. Nie ma ucieczki od piekła, jak ktoś tam trafi, to już nie powróci. Moje ciało zaczęło się palić. Usłyszałem szepty Rose, ale nic z tego nie rozumiałem, tylko stłumione szepty.  

Myślałem o Rose, ile razem przetrwaliśmy. Tyle gniewu Archaniołów, demonów za to, że wzajemnie zakochaliśmy się w sobie, ale przetrwaliśmy to wszystko. A teraz to wszystko kończy się tak, bez pożegnania. 





Ciało, a duszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz