26. Torcik

127 10 15
                                    

*oczami Broearyego*

-Oh Lisaaa....-Odezwałem się prawie że melodyjnym głosem.

-Tak? -Odezwała się z sali treningowej. Podszedłem do niej.

-Jak idzie trenowanie?

-Całkiem dobrze.

-Miło słyszeć. Mam pytanie. Lubisz jeńców?

-Jeńców? A pod jakim względem?

-Każdym... -Niko usiadła niedaleko i obserwowała co będzie się działo.

-Nooo... niezbyt. Trzeba im dać jeść, pić i inne rzeczy. Ja tam nie lubię tego-Zrobiła kwaśną minę Lisa.

-Aha... okey.. -Odsunąłem się, ale po chwili z szybkością błyskawicy odwróciłem się i przyłożyłem Lisie w brzuch, że aż się zgięła i pod wpływem ciosu odleciała kilka metrów i wbiła się w ścianę jaskini.- WIĘC JAKIM JE****M PRAWEM ZNĘCASZ SIĘ NIE NAD SWOIM JEŃCEM?! -wybuchłem. Lisa nie wiedziała co się działo. Niko miała ubaw.

-A- Ale..

-ŻADNYCH ALE. Dałem wyraźny zakaz zbliżania się do celi dziewczyny, A TY GO ZIGNOROWAŁAŚ!- I padł kolejny cios. Tym razem z góry w głowę. Co spowodowało że Lisa wbiła się teraz w kamienne podłoże.- Jedynie Niko ma prawo się nią zajmować.

-Ygh.. -Dziewczyna jęknęła- Ona j- jest cienka. Powinna czasem ją uderzyć, a nie głaskać po głowie.. -warknęła.

-Ty mała gnido....-wydała z siebie niskim tonem Niko.

-DOSYĆ. Nie masz prawa się zblizać do drzwi celi dziewczyny. W przeciwnym razie, osobiście wyrwę ci wnętrzności na twoich oczach. ZROZUMIANO?!- Ryknąłem jak jakieś zwierze. Lisa przeraziła się i pospieszne kiwała głową. Mam nadzieję ze to ją nauczy szacunku do wieźnia.

*oczami 303*

Minęło kilka dni os tamtego incydentu. Leżałem sobie pod drzewem miejąca w ustach źdźbło trawy. Bawiłem się promykami słońca między palcami rozmyślając nad kilkoma sprawami. W pewnym momencie wyrwał mnie głos Larissy.

-Ent! gdzie jesteś?!

-Tuu! -odezwałem się leżąc dalej. Ciekawe co chce. Rzadko się do mnie odzywała.

-No nareszcie.. wszędzie Cię szukam. Mama cię woła. Coś chce od ciebie.

-Co takiego? - Usiadłem spoglądajac na siostrę.

-Nie wiem. Kazała cię zawołać wiec cię wołam. Chodź...

-O esu... -Wstałem ociężale. Rany się goiły, ale nie należały do tych przyjemnych. Szwy ciągnęły i niekiedy bolały jak diabli. Larissa gdzieś zniknęła. No, w sumie mogłem się gdzieś zaszyć. No ale jak matka woła to trzeba iść nie? Bo manto spuści.

W końcu dotarłem do domu. Weszłem i otworzyłem drzwi. Ciemno jak w piwnicy je****go Jeffa z wymiaru Kasi i Gabrysi. Chciałem zapalić światło. Usłyszałem ciche śmiechy. Co się dzieje. Gdy zapaliłem światło wszyscy wyskoczyli z ukryć.

-NIESODZIANKAA.

-Oh k**wa ;_; -Jak mnie zszokowało. Aż kaptur spadł mi z głowy.- N- Nie spodziewałem się tego... A-Ale.. dzięki :D- Jak mi było miło.

-No, zasługujesz. W końcu kończysz 24 lata...-Powiedziała Carify.

-Na nasze kończysz... Hm...-Zakłopotał się Herobrine...

-Coś koło 60.000 tysięcy lat. Nie liczę juz. W*****ne w to. 24 lepiej zapamiętać.- Zaśmiałem się.

-W sumie fakt -zaśmiał się Dread.

-Oh braciszku....-Usłyszałem głos Olfix za sobą. Ciarki mnie przeszły. Nigdy tak do mnie nie mówiła. Odwróciłem się. I NAGLE JEB! TORT NA TWARZ. Tylko nie moją. Bo zdążyłem się uchylić. Odsunąłem się i spojrzałem kto dostał. A dostał plaskiem w twarz Error.- O ku**a ;__;

-Mhm... Masz przekichane...-Po chwili pociągnąłem palcem po rozbryźniętym torcie na twarzy Errora i spróbowałem go. - No ale tort dobry...

Olfix zaliczyła zonga i schowała się za mną gdy placek upadł na ziemie. Error spojrzał na nas swoimi czerwonymi ślepiami.

-Um.. H- Hej... -Pomachała mu niezręcznie Siostra.

-Masz szczęście że Tu jest Entity_303...-odpowiedział dziwnie mieszanym, echowym głosem Error. Jego głos mroził krew w żyłach. I nawet doprowadzał do zawału.

-Izi kolego...Celowała we mnie, nie trafiła. -Zaśmiałem się. O dziwo Error tez sie zaśmiał.

-Niewłaściwy czas i pora... -Odpowiedział, po czym się zamknął znów, poszedł się ogarnąć i wziąć jakieś inne cista.


*dzisiaj dwa rozdziały, albowiem jutro się ma kolejne Uro, i mogę nie mieć czasu na napisanie rozdziału.*

Dona- Na pomoc Entity303 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz