Nie mogę się zatrzymać dopóki tam nie dobiegnę. Jestem już tak blisko. Miałem wrażenie, że zaraz potknę się o własną nogę. Powietrza coraz bardziej mi brakowało, a gardło domagało się nawilżenia. Ale nie miałem czasu na takie bzdury. On nie może tego zrobić!
Serce mi kołatało tak szybko, że chyba zaraz wypadnie z klatki piersiowej zostawiając mnie bez niczego. Żadnych uczuć.
Nie! To się tak nie może skończyć! On nie może umrzeć! Mój świat umiera wraz z nim... Moje miasto... To On zasadził w nim kwiatki... To On ze mną budował... To On... To On... (nie kurwa, somsiad)
Byłem pewien, że Alex pobiegł właśnie w tym kierunku, w którym biegnę. Tory najbliżej położone od jego domu w niewyludnionym miejscu. Opowiadał i, że często tam przychodził zanim mnie poznał.
Mimo tego, że miejsce było oddalone od jakiejkolwiek cywilizacji zebrało się sporo gapiów. I obserwowało. Obserwowało moje dzieło. Moje chore dzieło. To przeze mnie się to wydarzyło. Już z daleka widziałem pociąg stojący kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie byli wpatrzeni gapie. I miejsca, na które również patrzyłem. A patrzyłem właśnie na głowę. Na głowę mojego przyjaciela... ... ... . . (kropka kurwa) 🔴
Zgiąłem się wpół. Ten widok mnie obrzydził. Całe zmęczenie spowodowane biegiem zaczęło dawać o sobie znać, a ja nie mogłem dopuścić do siebie tej myśli, że pozwoliłem na to, by widok mojego chłopaka mnie obrzydzał. Podniosłem wzrok, by spojrzeć na osobę, którą zniszczyłem, a tak bardzo pragnąłem ją naprawić. Miałem ochotę krzyczeć. Chciałem krzyczeć i nigdy nie przestawać. Wyć, skomleć, ale wiedziałem, że to mi go nie przywróci. Opanowałem tyle emocji ile byłem w stanie ale i tak kilka łez przeleciawszy po moim policzku spadło ze szczęki. Przyjrzałem się uważniej miejscu wypadku skupiając się na szybkim przeanalizowaniu sytuacji. Głowa chłopaka leżała teraz dziewięć stóp o torowiska. Reszta jego ciała znajdowała się prostopadle do szyn. Nie byłem pewien, czy jego stopy i część łydki były złączone z resztą jego nóg. (tragedija kurwa i trójkąd) 🔺 (illuminati kurwa) 🔻 (NIE KURWA! WUCETY) 🚾
Ten widok zamrażał moje ciało, im dłużej się przyglądałem, tym bardziej nie mogłem się poruszyć. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi i nie wiedziałem, czy w takich okolicznościach to lepiej. Chciałem się już obudzić z tego koszmaru. O Boże! Ile ja teraz chciałem. Najbardziej chciałem, by to wszystko było chorym snem, a Alex leżałby bezpieczny w swoim łóżku. Ale wiedziałem, że to nie jest snem. To było zbyt rzeczywiste, a jednocześnie nieprawdopodobne. Nagle dostrzegłem wyżej nieokreślony obiekt pięć stóp od głowy Alexa. Miałem przypuszczenia do tego co może być tym przedmiotem ale nie wiem, czy bym wytrzymał będąc tylko pięć stóp od bezwładnej, samotnej głowy najważniejszego człowieka w moim życiu. Ale jeśli nie będę omylny będę w posiadaniu zbiorowiska myśli chłopaka. Będę to musiał zrobić szybko, bo gapie na pewno już wezwali policję i karetkę, no i sami będą chcieli mnie zatrzymać.
Mimo, że nie wiedziałem, czy jestem gotowy ruszyłem. Podbiegłem bliżej do miejsca wypadku próbując nie myśleć co się przede mną znajduje. Podniosłem upatrzony wcześniej przedmiot i rzuciłem się do ucieczki potykając się o kamień. Słyszałem niezadowolenie ze strony gapiów ale żaden nie ruszył się by mnie złapać. Zatrzymałem się dopiero, jak dobiegłem do alejki z opuszczonymi domami dwie ulice dalej. Miałem wrażenie, że w moich płucach są płomienie piekła. Ostatnimi resztkami sił wszedłem do najbliższego opuszczonego domu, który tylko trochę przypominał ruinę. I odpoczywałem, próbując przyjąć do wiadomości, co się właśnie odpierdoliło. (no ja powiem, że tu odpierdalało się rżnięcie kwiatków na cmentarzu, bo to słoneczniki, takie pryma sort: nie za krótkie, nie za zwisające, odpowiednio stojące. Bo w moich trumnach ciasno troszku)
Zerknąłem na moją zdobycz. Zwykły telefon. Trochę zakurzony i porysowany ale nie było w nim nic nadzwyczajnego, przynajmniej dla każdego, kto nie był mną. Myśląc o jego właścicielu i o okolicznościach w jakich zdobyłem telefon wybuchnąłem płaczem, którego nie byłem w stanie zatrzymać. Potok łez lał się z moich oczu, a z nosa ciekły śpiki. Już na niczym mi nie zależało. Już mogłem tylko tutaj siedzieć, ryczeć i wrzeszczeć. Teraz sobie na to pozwoliłem, bo czemu nie? (bo to trochę dzikie zachowanie, nadające się do kuchni)
Nie miałem po co żyć. I jakbym mógł? Jakbym mógł żyć z myślą, że spowodowałem Jego śmierć? W sumie już umarłem. Z nim umarła każda część mnie. Każda część tego jebanego ciała. Myśli krążyły w mojej głowie oszalałe, dzikie jak mój wrzask bólu i bezsilności. Czy kiedykolwiek stąd wyjdę? Czy już nie będę miał siły by wstać?
Pomacałem rękoma wokół mnie. Podłoże, na którym leżałem nie przypominało drewna, jakim najprawdopodobniej kiedyś było. Ale nie liczyło się co było tu kiedyś, tylko co jest teraz, a tak się złożyło, że były resztki stłuczonej szklanej butelki. Sięgnąłem po jeden kawałek szkła i nie zajmując sobie nawet jednej sekundy, by pomyśleć po co pobiegłem po ten telefon. Może chciałem mieć jakąś część jego ale nie dochodziłem wtedy do takich wniosków, moje myśli były zbyt chaotyczne. Wiedziałem co muszę teraz zrobić.
Jeszcze chwilę wpatrywałem się w kawałek zielonego szkła i zacząłem powoli robić nacięcia na rękach, pogłębiając nacięcie z każdym milimetrem. Nie szczędziłem łez. Beczałem jak małe dziecko, którym poniekąd byłem i w głowie myśli chaosu doczytałem się jednego. Chciałem z nim być. Więc po prostu pójdę jego śladem i się spotkamy. Tak jak on ze swoją mamą, ja się spotkam z nim.
Uśmiechnąłem się lekko przez łzy na myśl, że będziemy razem już na zawsze. I chwilę później krzywa jaką sobie zrobiłem mnie zabiła, a ja już nie byłem mną. Byłem nowym sobą razem z Alexem, przynajmniej taką miałem nadzieję.
***
[*] chyla kurwa ciszy dla tego pana [*]
Japierdole chyba coś za dużo dzisiaj przeklinam ale no taki mamy kurwa klimat
Eee ogólnie taki klimat bo to piszemy o 2 nocy więc nie płacimy za waszego psychiatrę jakby co jak po nas byście musieli mieć .
Kurwa kulturalny ten rozdział ale proszę o kurwa pierdoloną wyrozumiałość, gdyż ponieważ zachowanie należytej jebanej powagi tekstu było kurwa pierdoloną sztuką.
Tak na przyszłość
kości zostały zogrzone