Rozdział 4

707 63 3
                                    

- Okey, czyli mogę zostać, bo nie zamierzacie urządzać sobie popołudniowego pokazu czułości - stwierdził Brook. Andy w odpowiedzi na to splótł nasze palce i cmoknął mnie w policzek.

- Kocham cię Jacky - mówiąc to, wtulił twarz w moją pierś. Pogładziłem dłonią jego czoło.

- Aha - skwitował przedstawioną mu scenę Brooklyn. Jego spojrzenie było rozbiegane, ewidentnie nie chciał zatrzymywać na nas wzroku, dłużej niż to konieczne. Wyjął plecak z szafy i wyszedł z pokoju. Nie zdążyłem wziąć kolejnego oddechu, a on znowu się w nim znalazł i szybkim ruchem sięgnął po czerwoną bluzę z kapturem. Najwyraźniej się gdzieś wybierał, co wydało mi się dziwne, bo przecież padało.

Gdy po raz drugi zamknął za sobą drzwi spojrzeliśmy na siebie z blondynem i wybuchnęliśmy śmiechem. Śmiech Andy'ego można było porównać do dźwięków, jakie wydaje zarzynana foka. Wiem, niezbyt eleganckie określenie, ale właśnie to przyszło mi do głowy. Przybiliśmy piątkę z głośnym plaśnięciem dłoni. W tym samym momencie naszły mnie wątpliwości.

- Jesteś pewien, że dobrze zrobiliśmy? - zapytałem ze zwątpieniem w głosie. - Wyglądał na niezadowolonego. Nie chcę psuć mu humoru.

- Ach przestań. Powiedz mi, czy ty byłeś zadowolony kilka minut temu w salonie? Nic mu nie będzie, jeśli przez chwilę rolę się odwrócą i to on będzie zazdrosny.

- Nie jestem zazdrosny - skłamałem.

- Jasne. Nie szalejesz za nim i nie próbujesz zabić każdej osoby, która go dotknie - spojrzał na mnie znacząco, a z moich ust wydobył się nerwowy śmiech.

- Nikogo nie chcę zabić. Tylko czasami mam ochotę przywalić Ryan'owi - powiedziałem nadal się śmiejąc.

- Ja też. Bo z nim jest taki problem, że klei się do wszystkich. Nigdy nie wiesz, czy ma ochotę się tylko pomiziać, czy może liczy na coś więcej.

To była prawda. Mimo tego całego „klejenia się", nawet do Brook'a i tak go uwielbiałem. Jest świetnym przyjacielem, na którego pomoc zawsze można liczyć, jak zresztą na każdego członka zespołu.

- Wiesz, właściwie to nie jest mi przykro z powodu tego, co robi Ryan. Wszyscy wiemy, że lubi bliskie kontakty fizyczne. Przyzwyczailiśmy się. Zabolało mnie zaangażowanie Brook'a - wyznałem przyjacielowi i siedząc na łóżku opuściłem głowę, tak, że znalazła się prawie pomiędzy moimi kolanami. - Był bardzo zadowolony. -Przetarłem kilkakrotnie twarz dłońmi, a blondyn poklepał mnie po ramieniu.

- Jack, może powinieneś z nim porozmawiać. Powiedzieć mu, co czujesz - zaproponował.

- I co mu powiem: Hej Brook, jestem pedałem i cię kocham, więc zostań moim chłopakiem. - Po tych słowach blondyn zaczął się śmiać, co było zaraźliwe, więc i ja się zaśmiałem. - Tylko się ośmieszę. Nawet nie mam pewności, czy byłby gotowy na związek z chłopakiem. Na związek ze mną.

- Widziałeś jego minę, gdy stąd wychodził? Nie jesteś mu obojętny. Naprawdę uważam, że rozmowa w niczym by nie zaszkodziła, a tylko pomogła.

- A ty?

- Co ja?

- Kiedy porozmawiasz z Ryan'em? - byłem równie zdziwiony, że o to zapytałem, jak Andy, który miał udzielić mi odpowiedzi.

- Cały czas z nim rozmawiam - odpowiedział i podniósł się z łóżka, zmierzając do wyjścia, bym nie drążył tematu. Oczywiście spełniłem jego niewypowiedzianą wolę. Nie zatrzymałem go i nie próbowałem nakłonić, by powiedział mi co go dręczy. Zdecydowanie byłem kiepskim przyjacielem.

Brook wrócił dopiero wieczorem. Wszedł do pokoju, gdy wybierałem się do łazienki, by wziąć prysznic. Był cały przemoczony. Czerwona bluza nabrała bardziej intensywnego koloru, a spodnie ściśle przylegały do nóg. Włosy, mimo założonego na głowę kaptura oklapły.

- Gdzie byłeś? - zapytałem głosem domagającym się natychmiastowej odpowiedzi. Podejrzewałem, że chłopak szwędał się po ulicach bez celu. Chciał pobyć sam. Szczerze miałem nadzieję, że nie było to spowodowane sceną, jaką zaprezentowaliśmy mu z Andy'm. Z drugiej strony oznaczałoby to, że wydarzyło się coś innego.

Brooklyn nie odpowiedział na pytanie. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Zdejmował z siebie mokre ubrania, rzucając je w kąt pokoju. Za to ja obserwowałem każdy jego ruch. Gdy został w samych bokserkach zwrócił twarz w moją stronę.

- Mogę iść z tobą? - zapytał chłopak, widząc zielony ręcznik, który przewiesiłem sobie przez ramię.

Skinąłem głową. Branie wspólnego prysznica nie było dla żadnego z nas niczym dziwnym i nadzwyczajnym. Często to robiliśmy. Właściwie nie wiem, czy chodziło o oszczędność wody, czasu, czy może jeszcze o coś innego. Otwarcie przyznam, że kąpałem się ze wszystkimi członkami zespołu. Z Brooklyn'em robiłem to najrzadziej. Przyczyny można się łatwo domyślić.

Weszliśmy do łazienki i zrzuciliśmy z siebie bokserki. Stanęliśmy pod strugą gorącej wody. Sam chętnie zmniejszyłbym temperaturę, ale wiedziałem, że Brook wyziębił się, przebywając na dworze, więc przyda mu się gorąca kąpiel. Chłopak wycisnął na dłoń żel z tubki i zaczął szorować swoje ciało. Poszedłem w jego ślady i po chwili oboje byliśmy otuleni pianą. Przez cały ten czas trwaliśmy w milczeniu, a ja starałem się nie okazywać, jak bardzo podoba mi się przebywanie z nim pod prysznicem.

- Brook, co się dzieje? - zapytałem w końcu - Dlaczego jesteś taki milczący?

Blondyn przez chwilę wahał się, czy mi odpowiedzieć. Przekręcił kurek, zatrzymując dopływ wody. Drżała mu szczęka. Nie od zimna, zważywszy na temperaturę panującą w pomieszczeniu, ale od tłoczących się w nim emocji.

- Dzwoniła mama - powiedział, unosząc głowę ku górze i spoglądając na sufit. - Tata miał wypadek.

- To coś poważnego? - zapytałem, zbliżając się o krok do chłopaka.

- Jest w szpitalu. Nic więcej nie wiem. Mama chce, bym jak najszybciej wrócił do domu. Była zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek mi przekazać, a do rodzeństwa nie mogę się dodzwonić, nikt nie odbiera.

Podszedłem jeszcze bliżej i przytuliłem chłopaka do mojego nagiego torsu. Po chwili wpatrywałem się w jego oczy spojrzeniem, które miało przekazać mu, że wszystko będzie dobrze. Oparłem o siebie nasze czoła.

- Jack - zwrócił się do mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. - Muszę tam do nich jechać. Tak strasznie się boję o tatę.

Dotknąłem jego podbródka. Nasze usta dzieliło kilka centymetrów. Po chwili nie było już między nimi żadnej odległości. Chłopak kilkakrotnie musnął moje wargi. Oddałem pocałunek, starając się go pogłębić. Serce w mojej piersi biło jak szalone. Blondyn prawą rękę umieścił na moim karku, na którym nadal znajdowały się kropelki wody. Zaczął po nim delikatnie przesuwać kciukiem.
Przeszedł mnie dreszcz przyjemności.

- Chciałem się z tobą w ten sposób pożegnać - powiedział przerywając pocałunek.

- Długo cię nie będzie? - zapytałem i splotłem nasze palce.

- Nie wiem - odpowiedział, wzmacniając uścisk. - Byłem na lotnisku i kupiłem bilet. Jutro rano wylatuję.

Jealous boy | RoadTrip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz