28. Walka

129 11 9
                                    

*oczami 303*

Ojciec przeteleportował nas w jakieś odległe miejsce. Tak, wciąż chciał mnie zabić. Tylko nie wyjdzie mu to gładko, przede wszystkim szybko. Też mam swoje ruchy, ciosy i plany. Nie dam się tak łatwo.

Stanęliśmy do walki. Nasze bronie stykały się wiele razy i zgrzytały. Niekiedy wydawały z swojego zgrzytu iskry. Ojciec nie odpuszczał, nie tylko on. W pewnym momencie ojciec mnie zagiął. Nie wiem nawet jak. Po prostu powalił mnie na ziemię i przytknął do mojej szyi włócznię.

-Ostatnie życzenie? -Odezwał się Ojciec.

-Tak... Zdechnij! -Warknąłem po czym zrobiłem kontratak. Podciąłem mu nogi przez co się uwolniłem. Chwyciłem za kosę i zacząłem atakować. Ledwie unikał moich ciosów. Czułem że na mojej twarzy rośnie psychiczny wredny uśmiech. W końcu miałem to po ojcu. I to chyba na widok krwi ofiary. Tak. Brneary krwawił. To chyba nie jest normalne ze uśmiecham się jak jakiś psychiczny morderca na widok ofiary którą jest mój ojciec hm?

W pewnym momencie ojciec zaatakował. Wyczarował pioruny. Nie spodziewałem się tego mi się kilkoma oberwało, ale zdołałem ich odwrócić przeciwko niemu. Heh. Niespodzianka.

Przez chwilę nie wiedziałem co się działo. Ten ostatni piorun ogłuszył mnie. Brineary zniknął. A przynajmniej mi się tak zdawało. Po chwili wziął mnie z zaskoczenia. Przywołał kilka bssów. Takich jak witherowe szkielety z tego świata co się czasami respią. A te sukinsyny są mocne. mocniejsze od tych z Netheru. W każdym razie zaatakowały mnie i przywołały swoich sługusów. Białe szkielety, zwane przez graczy " Baśki", a czarne no to... "czarne baśki". Lol. Skąd oni biorą te nazwy?

W każdym razie, musiałem zmierzyć się z kilkunastoma stakami strzał i ognistymi wybuchami gdy się zbliżyłem do czarnych basiek. Oberwało mi się kilkoma strzałami. Na moje nieszczęście były zatrute. Zaczęło powoli robić mi się słabo i kręcić w głowie.

-HMHMHMHMHMHMHMM - Usłyszałem stłumiony śmiech ojca.- W końcu słabszy, bezbronny. Taki... Niewinny. -zacierał ręce i chwycił za włócznię.- Tym razem nie dam ci ostatniego życzenia.

-A czy ja je chce? -Wtrąciłem mu się chamsko w słowa.

-Milcz!- wrzasnął rozgoryczony.

-Ah, wybacz. Zapomniałem że jesteś beksa lalą i płaczesz na zawołanie gdy ktoś ci się w słowa wetnie. -Zachichotałem szyderczo łapiąc powoli oddech. Jedynie warknął w odpowiedzi.- Powiedz mi jedno. Dlaczego mnie nienawidzisz?- Na te pytanie zachwiał się z odpowiedzią.

-Bo nie byleś wystarczająco dobrym...-Odpowiedział po chwili namysłu.

-Wystarczająco dobrym z czym?- Dociekałem.

-Z byciem dobrym Bossem.

-Bo mnie nawet nie uczyłeś. Warknąłem spoglądając na niego. -Gdy urodziła się Niko i zmarła, nawet nie raczyłeś się mną zająć. Dlaczego? Przecież bylem twoim synem!

-Byłeś! Ale już nim nie jesteś! Nie wracajmy do tego -Ścisnął w dłoniach włócznię.

-O nie.. tak łatwo się nie poddam. Chcę znać całą prawdę...

-Chcesz znać?! OKEY! Gdy się narodziłeś cieszyliśmy się. Rosłeś jak na drożdżach. Byłeś ciekawy świata dzieckiem. W pewnym momencie usiadłeś po prostu przed książkami. Nigdzie nie było sposób cię wyciągnąć. W końcu nadeszła pora na Niko. Sam miałeś 5 lat. Urodziła się, ale los chciał ze kilka tygodni później zmarła z niewiadomych nam przyczyn. Lecz zanim to się stało, zauważyłem w niej ogromny potencjał. Większy od twojego. Ona byłaby tym jedynym najsilniejszym bossem i władczynią piorunów. ALE NIE. BO ZMARŁA!- Cisnął włócznią obok mnie w ziemię.- Jak wiesz, mnie i twoją matkę cholernie to poruszyło. Jakiś czas później postanowiłem popróbować.. Ceną tego wyrzucenie cię z domu.Poza tym, ty się już do niczego nie nadawałeś. Młody boss kujon. Pff... kto by chciał w ogóle z tobą walczyć?! Nie nadawałeś się na nic. Porzuciłem cię w obcym świecie w zamian za coś co pozwoliło mi wskrzesić Niko. Tobą miały zająć się wiedźmy z bagien. Ale zjawił się ten.. cały Herobrine.. i cię przygarnął... Resztę znasz...-Zaśmiałem się pod nosem.

-Dzięki ze raczyłeś mi opowiedzieć całą prawdę. Chociaż po latach... -Wstałem. Co go zadziwiło. Po tylu latach mordęgi i nienawiści przez wszystkich i wszystko nauczyłem się być sinym skurwysynem. - Dzięki za to co mi zrobiłeś..

-Czemu mi dziękujesz? -Zapytał dosyć zmieszany.

-Bo dzięki tobie stałem się twardym skurwysynem mimo jakiegokolwiek bólu czy niesprzyjającemu losowi. -Po chwili wyciągnąłem z ekwipunku swój miecz i zacząłem go atakować. Brineary nie nadążał za moimi ciosami. Obrywał, bronił się, znów obrywał.

Stanęliśmy znów oko w oko. Wymiana ciosów znów stała się na równi. Ja stawałem się coraz słabszy, nie przez to że rany, a przez truciznę która no, działała dosyć powoli, ale skutecznie. I tak nadeszła upragniona chwila. Ojciec potknął się gdyż skierowałem go gdy nie patrzył w stronę pewnych "wyboi" na piasku. Wtedy upadł na ziemię tracąc z rąk swoją broń.

-Do zobaczenia w "lepszym" świecie? Hehe... oby nie... -Moja mina zrzedła, i wbiłem w niego swój miecz. Chwilę tak stałem, w końcu wziąłem miecz, i skierowałem się do domu.

Uszedłem możne tak z dwieście metry gdy poczułem powiew wiatru i ciarki na plecach. Gdy się odwróciłem. Widok był przerażający. Nie sądziłem ze kiedykolwiek to zobaczę.

Brineary...

On się, Przemienił. I to nie w byle kogo...

Dona- Na pomoc Entity303 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz