I trzy tygodnie minęły od pamiętnego dnia, kiedy to Polska z Litwą wybrali się na spacer. Przy okazji oboje doszli do wniosku, że zrobione wtedy zdjęcie wywołają, oprawią w ładną ramkę i powieszą w salonie na ścianie. I wisiało tam też i do tego dnia, tyle że może było odrobinę zakurzone.
Dni mijały niesamowicie szybko, nawet jeśli chodzi o szkołę. Polska był zadowolony ze swojego doświadczenia wykonywanego na lekcji chemii, a zwłaszcza, że dostał szóstkę, bo obeszło się bez zbędnych wybuchów czy niewypałów.
Rana Feliksa praktycznie zagoiła się już jakiś czas temu, ale Czechy wciąż nie pozwalała na ściągnięcie bandaża, a Taurys wyręczał przyjaciela w większości spraw. Trochę zaczynało go to denerwować, ale czego nie robi się dla przyjaciela, prawda?
Brzydka pogoda trzymała się kilka dni, ale po jakimś czasie znów powróciło słońce. Ale słońce słońcem, często zakrywały go chmury a i wiatr wiał wtedy, jakby zaraz miał być jakiś huragan. Już była po prostu jesień, trzeba przystosować się do takiej pogody.
Mamy i w końcu ten dzień, piątek trzynastego października. Podobno taki pechowy, jak uważała duża ilość osób. Na takie coś Litwa machał tylko ręką, za to Polska naprawdę sądził, że może się coś przydarzyć. Kilka lat temu w taki właśnie dzień Hiszpania rozwalił sobie głowę na lekcji, ale nawet nauczyciel zapewniał, że to z powodu huśtania się na krześle.
Słońce wyszło zza wzgórz budząc swoimi promieniami śpiących. Na dworzu było zimno, a do tego na źdźbłach traw osiadła się rosa. Jak zwykle Laurinaitis zwlekł się z łóżka, ścieląc je za sobą oczywiście, i szedł po schodach na dół do kuchni przyrządzić sobie herbaty. Zerknął na stary zegar, spieszący cztery minuty, znajdujący się nad lodówką. Wskazywał szóstą pięćdziesiąt. Czyżby przyjaciel jeszcze spał?
A tymczasem Feliks wcale nie spał, tylko leżał okryty po nos pierzyną i starał się zasnąć ponownie, nie interesując się w ogóle godziną. Po co iść do jakiejś głupiej szkoły, skoro łóżko jest bardzo przytulnym miejscem bez potrzeby większego wysilania się? No chyba, żeby sięgnąć po paczkę paluszków.
Ziewnął bezgłośnie, po czym wziął sobie właśnie niedokończone opakowanie paluszków z komody. Przy jedzeniu okropnie nakruszył na łóżku, przez co stało się ono straszliwie niewygodne, więc zmuszony był wstać i wyjść z pokoju, obijając się przy tym o ściany. Taki był zaspany, że prawie powywracał się na schodach. Poszedł do kuchni, wiedząc, że spotka tam Litwę.
Stanął w drzwiach, wyprężając się niczym jakiś kot.
- Dobry dzień Licieeek. - powiedział ziewając.
- Witaj Polsko. - przywitał się szatyn.
- O, robisz herbatkę widzę. - dodał Łukasiewicz - To weź mi kakao zrób. Ja idę do łazienki, przyjdę zaraz. - mówiąc ostatnie słowa opuścił kuchnię.
- Dlaczego sam sobie nie zrobisz? - mruknął Litwa, ale wyciągnął z szafki kubek należący do przyjaciela oraz granatowe pudełko z ciemnym proszkiem w środku.
Nasypawszy go trochę do kubka, zalał go wrzącą wodą,która dopiero się zagotowała, dolewając jeszcze trochę zimnego mleka z lodówki i dodając dwie łyżeczki cukru. Nawet nie musiał już się pytać przyjaciela, jak chce, aby kakao było zrobione, bo odpowiedzi wyuczony był na pamięć. Już tyle lat go prosi o to samo kakao. Od kiedy razem mieszkają, a nawet i może wcześniej. Postawił gotowe kakao na stole, zajmując się swoją herbatą.
I przyszedł Polska. Usiadł na krześle i zaczął dmuchać w gorący napój i mieszać go łyżeczką, jakby od tego miał się ochłodzić.
- Jak ci się spało? - zapytał Taurys.
CZYTASZ
| Salutuj, Liciu | Hetalia | ZAKOŃCZONE | KOREKTA
FanficPolska i Litwa to najlepsi przyjaciele, już od pierwszej klasy. Osiem lat przyjaźni to naprawdę długi czas, nie uważacie, Moi Drodzy? Jest możliwość więc taka, że po takim czasie mogą wystąpić pewne powątpiewania... zmiany. Zmiany, które pozostać mo...