Rada dyskutowała już od kilku godzin, a jedyne co do tej pory uzgodnili, to to, że nie potrafią się dogadać. Królowa, która zajmowała miejsce u szczytu stołu, próbowała dzielnie znosić nerwową wymianę zdań między wyższymi urzędnikami z miasta a członkami Rady, którzy nazywani byli "wyrzutkami". Jednak kiedy jeden z kapłanów nazwał przedstawiciela karłów z Rhoe wytworem sił nieczystych, wiedziała, że musi interweniować. Podniosła się powoli i podniosła dłoń, dając tym samym znak, że teraz ona będzie mówić, a każde zabranie głosu bez jej zgody, zakończy się karą.
— Zebrałam was tutaj, ponieważ liczyłam, że jesteście osobami wykształconymi, które tolerują pochodzenie naszych sąsiadów — kiwnęła w stronę kapłana, który zrobił niezadowoloną minę, powstrzymując się jednocześnie przed rzuceniem się na swojego przeciwnika w sporze. — Nastały ciemne czasy dla naszej krainy, a wy, zamiast szukać rozwiązania, kłócicie się jak dzieci. Nadszedł czas, żeby ludzie połączyli siły z innymi gatunkami, które zamieszkują nasz świat.
— Toż to skandal — wysoki mężczyzna zerwał się ze swojego miejsca i spojrzał na władczynię z oburzeniem — Mamy łączyć siły z tymi odmieńcami?! Niech Wasza Wysokość się zastanowi, musi być jakiś powód, przez który nie żyjemy z nimi na tych samych ziemiach. Podział terenów nie był tylko głupim wymysłem pani pradziadka.
— Właśnie! Oni są niebezpieczni, nie możemy im ufać — kolejne osoby wstawały, a Wanda czuła się bezradna. Nie potrafiła pojąć, jakim cudem w sercach tych mężczyzn, może być tyle nienawiści.
Posłała błagające spojrzenie swojemu doradcy, który jedynie wzruszył ramionami i wrócił do bezsensownego patrzenia się w zakratowane okno. Tak samo jak władczyni, był całkowicie pozbawiony skutecznych argumentów na załagodzenie sporu i uzgodnienia dalszego działania w sprawie postępującej wojny, która powoli wyniszczała piękną niegdyś krainę. Westchnął ciężko i ostatni raz spojrzał na wielką mapę wiszącą na północnej ścianie. Krwawym znakiem "X" zaznaczone było miejsce, gdzie prawdopodobnie, według tutejszej wyroczni, znajdował się Biały Kruk. Niby wszystko świetnie, wystarczyło wysłać tam wyszkolonych żołnierzy, którzy odzyskają przyczynę tego całego zła i wrócą bezpiecznie do domu. Jednak nawet najodważniejszy wojownik z szeregów królewskiej armii, po zbadaniu dokładnej trasy wędrówki, trząsł się ze strachu i niemal robił w zbroję.
I nie wiadomo czego bardziej się bali, wejścia na terytorium wroga, kolacji u labahów, czy może spotkania ze smokami, które, przez masowe mordowanie jeźdźców na rozkaz martwego już króla, stały się całkowicie dzikie i tylko spryt i odwaga, mogły pozwolić na bezpieczne przejście przez ich krainę.
— Czarny Lord, który dostał twoją wiadomość, najjaśniejsza Pani, daje wam czas do końca roku — wszyscy przenieśli wzrok na mężczyznę, który do tej pory siedział cicho i tylko analizował wypowiedzi, a raczej kłótnię, innych zgromadzonych — W innym wypadku zaatakujemy stolicę.
— Odważne słowa — zaśmiał się gruby urzędnik, pokazując przy tym rząd krzywych zębów — Tutaj jesteś na naszej łasce i w każdej chwili możemy tobie odciąć język i wysłać twojemu władcy w prezencie.
Młodszy mężczyzna przez chwilę zastanawiał się nad czymś, nie tracąc przy tym swojej poważnej postawy. Cisza, która zapanowała na pewien moment, była przeraźliwa, jednak jeszcze straszniejszy był śmiech, który wydobył się z gardła żołnierza. Czarna peleryna z siedmioma gwiazdami zafalowała, kiedy stanął obok grubasa i nachylił się nad jego spoconą, czerwoną twarzą.
— Wiesz co to jest? — wyciągnął w jego stronę flakonik z czarną substancją — Krew smoka, jeśli nie będziesz uważał na słowa, to kilka kropel znajdzie się w twoim winie. Będziesz zdychał w męczarniach.
CZYTASZ
Biały Kruk
FantasyMija dokładnie sto lat od kiedy Lanvania została oskarżona o kradzież świętego ptaka z Krainy Siedmiu Gwiazd. Sto lat wojen, strachu i cierpienia. Kiedy podczas bitwy ginie jeden z ukochanych synów królowej, ta zwraca się o pomoc do młodej wojownicz...