29. Starcie "tytanów"

131 12 5
                                    

*Rysunek w mediach przedstawia że tak powiem "aktualną formę prawdziwego ciekłego chaosu". A przynajmniej taki nosi tytuł sam obraz. Link poniżej d oryginału i właściciela *

https://www.deviantart.com/dierinks/art/True-Liquid-Chaos-Brineary-Closeup-719175263

(A tu macie postać Entitiego303 podczas ewolucji xD https://sta.sh/01xwo8r5r80u )

*oczami 303*

Gdy się odwróciłem, widok ojca mnie zszokował. Był... Był jednym wielkim "tytanem". Wyrosły mu skrzydła, duże uszy niczym prawie rogi, nogi zmieniły mu się na takie coś w rodzaju zwierzęcych z szponami no i ten ogon. Trochę przypominał typową ćmę z świata Kasi i Gabrysi. No ale to była forma prawdziwego ciekłego chaosu.

Tak.

Ciekłego chaosu. Mój ojciec jest bossem prawdziwego chaosu. Nic dziwnego że jest taki "psychiczny" czy narwany momentami. Stałem tak w bezruchu dobry kawałek czasu trzymając miecz. Nie dowierzałem własnym oczom że go takiego widzę. Po chwili zgarnął mnie jedna ze swoim cośkowatych macek. Bo nie wiem jak to w ogóle nazwać. Przerzucił mnie nad sobą kilka razy uderzając mną o ziemię jak jakaś piłką czy nawet workiem kartofli. Upuściłem miecz. O kosie nie mam co marzyć, wyrwał mi ją gdy ją ledwie wyjąłem z ekwipunku. Nie miałem czym się bronić.

-ENTITY!- Usłyszałem głosy za sobą. A kto by inny jak nie rodzinka. Wszyscy się zatrzymali jak wryci. Brineary się tylko uśmiechnął. Po chwili ścisnął mnie za kostki. Bolało jak diabli. Próbowałem się wyszarpnąć ale złapał mnie pozostałymi "cośkami" za ręce. Owijał się wokół mnie jak jakiś wąż dusiciel.

W pewnym momencie gdy już był pry moim pasie, coś we mnie pękło. Poczułem takie dosyć mocne "szarpnięcie" w głębi siebie. Nie wiedziałem co to jest. Zamilkłem. Brineary chwilę mi się przyglądał. Ale po tej "chwili" wypuścił mnie jak oparzony. Spadłem na ziemię że aż się zakurzyło.

Gdy opadł kurz wszyscy, tak jak i mój niegdyś ojciec, zobaczyli mnie stojącego w nowej "formie"? Jeśli można to tak ująć. Moje ubranie przybrało czarnej barwy z czerwoną oblamówką. Zaś dłonie, gdy chciałem, zajmowały się ogniem. Byłem wyższy od reszty. Mniej więcej wysokości Brinearyego w jego formie. Zmierzyłem wzrokiem ojca. Spojrzałem na swoje ręce i uśmiechnąłem się pod kapturem wrednie. Za sobą usłyszałem głosy jak łapali powietrze z szoku.

-Zabierz ich stad.. -Usłyszał w głowie mój głos Null i Olfix. Jak kazałem tak zrobili. Zabrali wszystkich w bezpieczniejsze miejsce. Wtedy się zaczęło.

Stanąłem z ojcem oko w oko w nowych "formach". Zaczęliśmy początkowo "niewinnie" się atakować, aż w końcu te "niewinne zaczepki" stały się ostrymi, zaciętymi i krwawymi ciosami. Który każdy z nich mógł zadecydować o przegranej lub wygranej przeciwnika.

-On nie może walczyć z nim sam na sam! -Odezwała się Carify.

-Ale my sami nie możemy nic z tym zrobić Cari!- Odpowiedział jej Herobrine.

-Więc zrób coś! Cokolwiek! -Matka zaczęła powoli rozpaczać.

-Przecież wiesz ze na prawdziwy ciekły chaos nie ma ani broni ani sposobu na wygranie! Zwłaszcza w takiej formie...

-Ani broni, ani sposobu, ani nawet nadziei że to coś może zginać..-Wtrącił się Dread na nas, którzy robiliśmy właśnie mega demolkę w lesie i na planach.

-Za późno na cokolwiek..-Odezwała się Larissa.- Musimy czekać. O ile w ogóle oni padną ze zmęczenia..

-A co jak nie padną? -Zapytała się Kasia. Gabrysia wydawała się popierać ją wzrokiem.

-No to klapa -Wciął się Null. Ola chyba chciała go zabić wzrokiem, ale za razem nie dopuszczała do siebie myśli ze Entity może zginąć. Zdążyła poznać go na tyle, i wie, ze Ent to kawał sk******na.

-Entity zrobi wszystko by nie paść. Poznałam go na tyle by wiedzieć że się nie podda. -W końcu odezwała się Olfix. Carify spojrzała na córkę po czym lekko się uśmiechnęła do niej.

Tymczasem ja i ojciec robiliśmy rozbiórkową demolkę świata. Co chwila latały odłamki ziemi, głazy i innego rodzaju przedmioty w moją stronę i wzajemnie. Juz nie wspomnę ze pobliskie drzewa się paliły od mojego ognia i ataków. W końcu dobiliśmy się do bedrocka. Cholernie głęboko. Tam cała jadka mogła się zakończyć. Postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce. W końcu złapałem macki Ojca. Przypiekłem je przywalając gruzami. Obezwładniłem jego ręce i te "cośkowate skrzydła". Wyczarowałem ogniste włócznie, wycelowałem, a potem rzuciłem nimi w jego klatkę piersiową i słabe punkty.

-Koniec z tobą, raz na zawsze...-Odezwałem się mieszanym głosem. Niczym wirus. Wtedy ojciec jęknął. Popatrzył na mnie, jakby, błagalnym wzrokiem? Nie. Nie mogę tego tak ostawić. Tyle lat chciał mnie zabić. Ruchem ręki rozłożyłem przed sobą panel z kodami graczy i bossów. Odnalazłem jego kod. Po czym położyłem na nim łapę. Kod zaczął skwierczeć i zmieniać się w piksele które znikały. Tak samo Ojciec. Zmieniał się w piksele i pod wpływem delikatnego wiatru rozpływał się. W kńcu znikł. Walka dobiegła końća. Wygrałem.... Pokonałem bossa chaosu...

Ociężale wydostałem się na zewnątrz. Stanąłem przed wszystkimi odmieniając się w swoją normalną formę. Upadłem ze zmęczenia i ran. Podbiegli do mnie wszyscy, pomogli mi wstać. Jedynie co z siebie wydusiłem to pytanie skierowane do Niko.

-Gdzie.. jest Dona?...

-Umm.. nadal w celi w kanionie. A co z... Ojcem?- Zapytała.

-Nie żyje. -Odpowiedziałem twardo i stanowczo. Nic więcej nie powiedziałem. Zanim Siostra cokolwiek zrobiła, odsunąłem od siebie wszystkich i przeniosłem się z Niko do ich kryjówki. Rozejrzałem się. Za mną jakimś cudem pojawiła się Niko z Olfix. Bo ona sama nie umiała się teleportować. Nie zwróciłem na nich uwagi. Ruszyłem d cli Dony. Wszedłem. Zobaczyłem ją leżącą pod ścianą. Pobitą i krwawiącą. Warknąłem. Mimo uczucia ogromnego zmęczenia i bólu po walce, podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Wyniosłem z tej celi.

-Wracamy- Oznajmiłem spokojnym tonem do sióstr. Widziałem ich zdziwienie w oczach. Lekko się uśmiechnąłem i wróciliśmy do domu. Tam położyłem Donę na łóżku. Kazałem komukolwiek się nią zająć. Sam zaś wyszedłem z jej pokoju i zszedłem na dół. W pewnym momencie, tak po prostu. W sumie.. Nawet nie wiem co się stało. Ale obudziłem się w swoim pokoju. Wieczorem. I przy Donie. Musiałem zemdleć. I chyba się poobijać jeszcze o schody. A Dona? Sam nie wiem. Przywędrowała chyba do mnie. Ona nie przestanie mnie zadziwiać. W każdym razie. Liczy się to że wszyscy jesteśmy juz bezpieczni, cali i zdrowi. Że nic nam nie zagraża. Nareszcie. Cisza, spokój. Muszę wrócić do formy. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w ciszę, i oddechy Dony. Za ścianą usłyszałem szczęśliwy głos Niko jak rozmawiała z mamą na różne tematy i czymś się cieszyła. Wpadłem właśnie na pomysł. Gdy już odpoczniemy wszyscy, zabiorę Niko i DOnę na surwiwal. Reszta jak tam sobie chce.

Dona- Na pomoc Entity303 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz