Rozdział 11

805 55 0
                                    

W Wigilię tata miał wolne, ale i tak pojechał do pracy.
Ja w tym czasie ogarnęłam cały dom, włożyłam prezenty pod choinkę i naszykowałam jedzenie.
Oczywiście nie zapomniałam o ogarnięciu również siebie.
Założyłam białą koszulę i długie, czarne rurki, a do tego oczywiście szpilki.

Tata nie lubił, gdy w nich chodziłam, uparcie twierdząc, że niszczę parkiet.
Ale w końcu były święta.

Około 19:00 usłyszałam odgłos klucza w zamku i w drzwiach zobaczyłam ojca. Zaraz potem zeszli się pozostali goście.

Ciocia Margaret, siostra mojej mamy, przyjechała ze swoim mężem i synkiem; przyjechał też brat taty i moi dziadkowie z obu stron.
Musiałam przyznać, że nie było nudno.

Louis, mój siedmioletni kuzyk biegał po całym domu, zniecierpliwiony brakiem prezentów, a ja zciągnęłam szpilki i zaczęłam go ganiać.

Pomimo dużej różnicy wieku pomiędzy nami, świetnie się z nim dogadywałam. On ma siedem lat, a ja 23, ale muszę przyznać, że wtedy czułam się o wiele młodsza.

Szczerze mówiąc po kilku godzinach byłam już wymęczona. Nogi mnie bolały, objadłam się i po prostu nie miałam siły na nic.

Na szczęście goście nie zostali długo.
Wszyscy wyszli w tym samym czasie, a tata zaproponował, że odwiezie swojego brata i dziadków do domów, więc zostałam sama.

To był naprawdę wspaniały wieczór.
Szkoda, że mama nie mogła tam być.

Nie czekając na ojca położyłam się, ale pomimo mojego zmęczenia, nie mogłam zasnąć.

Pewnie dlatego następnego dnia wyglądałam okropnie. Miałam podgrążone oczy i szarawą skórę.

Próbowałam to zakryć makijażem, ale moje najdroższe kosmetyki nie dawały rady, więc w końcu postawiłam tylko na trochę pudru, tusz, eyeliner i błyszczyk.
To był jak na mnie bardzo delikatny makijaż.

Nie byłam do tego przyzwyczajona i mój kierowca tak samo.
Spojrzał na mnie zaskoczony, uśmiechnął się, a potem powiedział:

-Panno Bennet, naprawdę nie warto chować tak pięknej buzi pod tak grubym makijażem.

Uśmiechnęłam się lekko i byłam pewna, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce.

-Z tym uśmiechem jeszcze lepiej- kierowca puścił mi oczko i otworzył drzwi, a ja wsiadłam do samochodu.

Chciałam pojechać do Mycrofta.
Przemyślałam naszą ostatnią rozmowę i musiałam mu za nią podziękować. Dużo zrozumiałam.

Gdy weszłam do jego gabinetu od razu zauważyłam go przy biurku.

-Mogę?-spytałam niepewnie, a on kiwnął głową.

Usiadłam naprzeciwko niego.

-Mycroft, wiesz...chyba byłam dla ciebie za ostra i w ogóle. Nie tylko ostatnio.

Muszę przyznać, że ciężko mi to przeszło przez gardło. Nieczęsto przyznawałam się do błędów.

-Przepraszam. Ta rozmowa, wtedy tam u mnie w domu-naprawdę dała mi do myślenia. I doszłam do wniosku, że nie muszę być taka...oschła dla ludzi-zakończyłam niepewnie i spojrzałam na Holmesa.

Uśmiechał się.

-Nie musisz.

Czekałam na to co powie, ale on tylko patrzył na mnie w milczeniu.

Przygryzłam wargę i w końcu sięgnęłam do swojej torby. Wyjęłam prezent i położyłam go na biurku.

-Wesołych świąt, Mycroft.

Podniosłam się i uznałam, że pójdę już. Żadne z nas nie miało nic do powiedzenia. Chyba.

Już prawie nacisnęłam klamkę, ale Mycroft powiedział:

-Aileen.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego zdziwiona.

-Wciąż za dużo tego makijażu-stwierdził, a ja popatrzyłam na niego z mordem w oczach i wyszłam.

Oparłam się o ścianę. Było lepiej niż myślałam.

No i kończymy maraton! Ale postaram się dodać rozdział jakoś po wtorku!

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz