Green Tea

294 26 19
                                    

Wiadomość od skrzat:
>Jisung?

Do skrzat:
<Słucham.

Od skrzat:
>..Nie mogę zasnąć..

Westchnąłem cicho.

23:40

Od skrzat:
>Jisung, halo?

>Hej, gdzie zniknąłeś?

>Ej no Jisung, nie odpisujesz 10 minut, co jest?

>Kurde odpisz!

00:13

>Ej no...Martwię się.

W momencie dostania wiadomości, puknąłem w okno.
-Otwórz- powiedziałem, a chłopak spod kołdry wychylił się leciutko z lękiem i widząc mnie, szybko wyskoczył z pierzyny. Od razu znalazł się na siedzisku w oknie i podniosł szybę.
-Posuń się.
Gdy już siedziałem na materacu, oparty o szybę, zacząłem.
-Więc co było takie trudne w zaśnięciu, że musiałem przyjść?
-Nie opieraj się o szybę- poprawił włosy, nie zważając na moje słowa.
Westchnąłem i obróciłem się, że teraz moje plecy opierały się o ścianę, a stopy stykały się z nogami mojego, niestety starszego towarzysza. Siedział on również jak ja, jednak zajmował mniej miejsca.

Przejrzałem cały pokoj wzrokiem.
Materac, na którym siedzieliśmy, miał na sobie trzy odcienie zieleni. Odcienie tworzyły nierówne plany, które wyglądały jakby ktoś perfekcyjnie blendował farby akwalerowe. W takiej samej technice, jak i odcieniach były trzy poduszki, znajdujące się pod naszymi zgiętymi w pół nogami.
Pokój składał się z łóżka, dwóch szafek nocnych, biurka, fotelu, regału na książki na całą ścianę plus stolika i pary puf jak i wieszak na kółkach na ubrania, oraz oczywiście długiego siedziska w oknie, wszystko było jedynie w kolorach zieleni jak i czerni w różnych odcieniach. Jednym słowem skrzat ma obsesję na punkcie tych kolorów.

-Jak już oceniłeś mój pokój, to może herbatki?-spytał z kubkiem w dłoniach, przysuwając ręce w moim kierunku. Otworzyłem szerzej oczy, gdy dotarły do mnie jego słowa- Eh oglądałeś się na prawo i lewo, więc stwierdzam, że znowu oceniasz mój pokój- powiedział już o wiele ciszej, wpychając mi kubek z ciepłym wywarem do rąk.
-Wiesz, po prostu nie umiem zrozumieć jak możesz mieć taki porządek.
W odpowiedzi usłyszałem jego charakterystyczny śmiech. Delfini śmiech.
-Po prostu jedyne co robię w swoim pokoju to czytanie książek- pokazał w stronę półek, które zajmują ścianę po naszej prawej stronie, obok regału stał stół z parą puf. O, dopiero teraz zauważyłem, że na drewnianym stoliku stał dzbanek z zieloną herbatą, w której znajdowały się plastry cytryny- i jeszcze jedyną rzeczą jaką tu robię to spanie.
-I dzwonienie do mnie że nie możesz zasnąć.. A odnośnie tego, to co się stało?

-No więc zaczynając od początku, to latała jakaś ćma i się przestraszyłem, zabiłem ten szatański pomiot... Em rano oglądałem horror..?
-Boże, znowu?- zrobiłem facepalma.
-No ale rano!... I w tym filmie był taki dzieciak, który jak spał to pojawiały się piękne rzeczy, motylki, światełka, aż nie miał koszmarów.. I - zobaczyłem w jego oczach łzy i automatycznie-jak to miałem w zwyczaju przytuliłem go- I...
Opowiadał, aż nie przerwał.
-O-o.. Herbata się skończyła- powiedział, patrząc na bok- Chodź, nauczę cię robić najlepszą zieloną herbatę na świecie- powiedział, chwytając za mą dłoń.

Na jego słowa szybko wstałem i poszliśmy do przodu i otworzyłem drzwi od pokoju.
-Dzięki - to jedyne słowo, które usłyszałem, po czym nadeszła cisza, gdy znaleźliśmy się na korytarzu.

Hol zawsze wzbudzał dość przykre emocje, smutek, przerażenie, a najczęściej pustkę. Ściany były gołe, bez żadnych zdjęć, pamiątek, czegokolwiek co w normalnym domu jest normą. Były do połowy od góry pokryte granatową tapetą, za to dół jak i podłoga pokryte były bardzo ciemnym drewnem. Lampy znajdowały się jedynie nad drzwiami, były one w mrocznym klimacie, jak w tych wszystkich gotyckich zamkach.
Podążając dalej wolnym krokiem, trzymany przez fioletowłosego, widziałem jedynie ten sam obraz jak wcześniej, ciemnobrązowe drzwi, lampy i ściany. Po chwili jednak zauważyliśmy zakręt, jak i drzwi od dużej łazienki, a za nimi schody na dół. Stopnie były bardzo długie oraz dość szerokie jak i niskie. Po kilkunastu stopniach, schody zaczęły się rozdzielać, tworząc dwie drogi, schody niczym z dużej rezydencji...
Nie, nie, wcale się w takiej nie znajdujemy, Jisung, ty kretynie.

Skrzat wybrał prawą stronę, więc posłusznie szedłem o jeden stopień za nim , trzymany przez towarzysza za prawą rękę. Gdy zeszliśmy, znaleźliśmy się w holu, który z dwóch stron miał łuki, prowadzące do reszty domu, za to z przodu od schodów, znajdowały się wielkie wejściowe drzwi.
Chłopak pociągnął mnie w prawo, gdzie znajdowała się jadalnia, w której znajdowały się drzwi na dwór jak i drugie, do kuchni, tam też się udaliśmy.
Szczerze mówiąc nie wiem po co tu tak wielka jadalnia na dwadzieścia cztery osoby, skoro mieszka tu jedynie skrzat, znaczy tylko on tu przebywa, a nie jak niektórzy traktują dom jak hotel co kilka miesięcy.

-Dobra, to ucz mnie, Yoda.

-Haha, zara.
Stanęliśmy przy blacie.
-Nalej wodę do czajnika- powiedział, a ja chwyciłem za przedmiot i jedynie zrobiłem pół kroku, ponieważ od razu przy nas znajdował się czarny zlew. Nie będę opisywać kuchni, więc jedynie powiem, że styl jakby ze starej rezydencji, jednak z elementami nowoczesnymi typu lodówka, czajnik. Wszystko w kolorach czerni. Szczerze? Nie podoba mi się styl tego domu, no ale tego nie zmienię.

Nalałem do pełna wody i wróciłem na miejsce, odkładając czajnik, pstrykając przełącznik.
-Zrobione.
Jedynie wymruczał coś w stylu 'yhym', próbując sięgnąć puszeczke z górnej półki.
-Ta i co? Dalej twierdzisz, że nie jesteś niski?-zapytałem, podając mu przedmiot.
-Cicho bądź. Podaj łyżkę.
Chwyciłem za szufladę, po czym wyciągnąłem łyżeczkę - A magiczne słowo? - uśmiechnąłem się głupkowato, trzymając wysoko przedmiot.
-Pf i jeszcze czego. Poza tym to jest łyżeczka, cieloku, a nie łyżka - powiedział i pokazał język- Ała!
-Co ała, wystarczy nie pokazywać języka, Yoda, a nie się dziwisz, że cię pociągnąłem.
Już nic się nie odezwał, aż do momentu kiedy woda nie była gotowa. Podałem mu łyżkę, a on zgasił wodę.
-To.. Jak parzysz herbatkę? W ilu stopniach i...
-Cztery minuty.
Tylko spojrzałem na niego zdziwiony, jednak tego nie zauważył, ponieważ nie obdarzył mnie tym zaszczytem, żeby na mnie spojrzeć.
-Patrz, do takiego dzbanka- położył wolną dłoń na szklanej powierzchni- wrzucam dwie płaskie łyżki herbatki- zrobił pauze, żeby pokazać- gdy woda jest wrzątkiem, to zostawiam ją na 4 minuty, po czym zalewam liście herbaty, a następnie kroje w plastry cytryne i po czterech minutach część liści wyciągam i wkładam kwaśny owoc do szkła.. oto znasz już całą tajemnice mojej herbatki- skończył, odwracając się do mnie z szeregiem lekko żółtawych kłów, to znaczy zębów!

Resztę czasu w kuchni spędziliśmy na skończeniu napoju bogów, ze splecionymi dłońmi, odkąd staliśmy jeszcze przy oknie.
-Muszę Ci się do czegoś przyznać - wypaliłem, wciskając wolną dłonią cytryne do dzbanka.
-Słucham?
Przymknąłem oczy, ściskając mocniej dłoń mojej Yody.
-Od samego początku naszej znajomości, nie przychodziłem tutaj tylko dla herbaty, tylko dla ciebie, Yoda.
Nie uzyskałem odpowiedzi. Przez kolejne sekundy stałem tak mając zamknięte oczy, bojąc się, że zaraz zabierze swoją rękę.
-Dlaczego Yoda?
Usłyszałem jedynie pytanie powiedziane szeptem.
-Yoda? Bo jesteś mały- powiedziałem, nadal bojąc się, jednak teraz dodatkowo do strachu doszedł lęk przed otwarciem oczu.
-Tylko dlatego?
-Nie. Bo kiedyś oblałeś się zieloną farbą i przez miesiąc miałeś zielonkawą skórę i nosisz ciągle szarawy sweter, który nawet teraz masz na sobie.
-Skąd taka pewność?
Zaśmiałem się nerwowo.
-Bo dostałeś go ode mnie, 5 lat temu i nadal jest Ci dobry, i w dodatku jest twoim ulubionym dodatkiem do wszystkich ubrań, nawet jeśli wszystko pasuje do siebie idealnie, to psujesz stylizacje zakładając go.

Chwila ciszy.
-Herbata gotowa.
Powiedział i poczułem pustkę, gdzie jeszcze sekundę temu znajdowała się jego dłoń. Szybko otworzyłem oczy i zauważyłem jego sylwetkę odwróconą do mnie tyłem.

Pod wpływem chwili chwyciłem go za bark, szybko obracając go i po sekundzie idealnie przylegając do jego malinowych ust. Stał nie ruchowo, całkowicie spokojny. Po kilku sekundach odsunąłem wargi.
Spojrzałem w jego idealnie fiołkowe soczewki, które nosił nie przez jakąkolwiek wadę, a jedynie przez to że nienawidził swych wspaniale brązowych tęczówek, które odziedziczył po swoim znienawidzonym ojcu.

-Kocham cię Chenle, bardziej od zielonej herbaty- powiedziałem, pierwszy raz używając jego prawdziwego imienia odkąd go poznałem w trzeciej klasie podstawówki, po czym drugi raz złączyłem usta z jego smakującymi jak zielona herbata.
-Kocham.


______
1306 słów
Napiszcie czy się podobało
(mój pierwszy shounen-ai)

Green Tea ¦One Shot¦ [Chensung] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz