Rozdział 11: Ale kocham cię nad życie

213 13 0
                                    

- Chloe, Rachel, musimy wyjaśnić pewne kwestie - zaczął.
- Zamieniamy się w słuch - rzuciła sarkastycznie Chloe.
- Chloe! - warknęła Joyce.
- Dobrze, od czego by tu zacząć - chrząknął - Chloe. Twój wulgarny język, prześladowanie niektórych uczniów, podejrzenia o zażywane narkotyków, spóźnienia, pyskowanie nauczycielom i te wagary, to argumenty, za które konsekwencje mogłyby być naprawdę wysokie.
- Każdy w moim wieku przeklina, więc nie widzę problemu.
- Ale w tej szkole jest to niedopuszczalne i nie pozwolę na to, abyś tłumaczyła się wiekiem. Co dalej...? Prześladowanie.
- Kogo dokładnie? - parsknęła śmiechem.
- Nathan Prescott.
- Co przepraszam?!
- Opanuj emocje, panno Price.
- Panie dyrektorze, przysięgam, nie tknęłabym tego małego dupka choćby jednym palcem. Co innego Drew. Bardziej bronię go przed tym gorylem, uwziął się na niego. Nie jestem aż taką jedzą, żeby przejść obojętnie obok gnębienia kogoś niewinnego. Tak, nie lubię go, jest... Denerwujący, ale na to nie pozwolę, żeby po tych scenkach, które odstawiałam w jego obronie, ktoś zarzucał mi, że to ja go gnębię!
- A narkotyki, spóźnienia i pyskowanie nauczycielom? - odparł trochę zmieszany.
- Czasami zdarzy mi się odpalić zwykłego papierosa, ale to tylko tytoń, więc nie mam pojęcia kto wymyślił tą bajeczkę o dragach. To fakt, czasami zdarzy mi się spóźnić, ale nie jakoś długi. Maksymalnie dziesięć minut... Ale z pyskowaniem już się nie zgodzę. Najzwyczajniej wyrażam swoje zdanie, być może z niezbyt przyjemnym tonem, ale do złego zachowania to temu daleko.
- Chloe, nie oszukujmy się. Nie jesteś aniołkiem.
- Czy mówię, że jestem? Chcę jednak udowodnić, że nie mam tak paskudnego charakteru, jak wszyscy myślą.
- Dobrze, uznajmy, że jeszcze pomyślę o wyciągnięciu konsekwencji i ich postaci. A teraz zwracam się do was obu. O co chodziło z tymi wagarami.
- Zaczęło się to tak, że - wtrąciła Rachel - miałam nieprzyjemną sytuację z jednym... Znajomym. Było mi strasznie smutno i nie wiedziałam co zrobić - mówiła teatralnym głosem, aby serce Wells'a choć trochę zmiękło - wtedy w toalecie spotkałam Chloe. Poprosiłam, aby na następnej przerwie, przyszła na parking, albo zrobię coś złego. Chciałam zapytać co zrobić. I jak miałam już iść w stronę stacji kolejowej, ona poszła za mną, aby mnie chronić. Nie chciała, żeby coś mi się stało. Chyba nie ukarze jej pan, za jej dobre intencje, prawda? - mówiła wciąż, tak bardzo przekonująco - ale mimo, że najprawdopodobniej poniosę za to spore konsekwencje... Nie żałuję. Poznałam tak świetną i kochaną osobę, że nawet żadna kara, nie popsuje mi tego, jak bardzo ona jest dla mnie ważna - dokończyła lekko uśmiechając się do Chloe.
Dyrektor cicho burknął coś pod nosem, sprawdzając papiery i przeglądając dokumenty na komputerze.
- Dobrze więc, konsekwencje wyglądają następująco. Chloe, po przerwie, jesteś zawieszona w prawach ucznia na trzy tygodnie, gdyż te skargi muszą o czymś świadczyć, jednak po twoich wyjaśnieniach wynika, że zarzuty nie są tak straszne. Rachel, natomiast ty, po tych małych wakacjach, zawieszona będziesz na tydzień.
- Rozumiem - odpowiedziała blondynka.
- Dobrze, uważam sprawę za zamkniętą. Dziękuję, pani Amber, panie Amber, pani Price. Życzę miłego dnia, a wam, dziewczyny, miłej przerwy.
- Dziękujemy, do widzenia! - uśmiechnęła się Rachel.
   Wszyscy wyszli już ze szkoły i podążali w kierunku parkingu.
- Tato - złotowłosa podeszła do swojego ojca - mogę od razu pojechać do Chloe? Chciałbym u niej zostać do końca weekend'u.
- A co na to pani Price?
- Chloe mówiła, że się zgadza.
- No dobrze... Baw się dobrze!
- Dziękuję.
Dziewczyna podeszła do przyjaciółki i kiwnęła twierdząco głową. Pośpiesznie wsiadły do auta. Od razu po odpaleniu silnika zaczęły pogrążać się w rozmowie.
- Dobra, piekło zaliczone, twarz półtora miesiąca, tylko dla nas - rozmarzyła się Chloe.
- Będzie zajebiście! Tylko ty i ja, przez te sześć tygodni.
- Ja mam całe dwa miesiące wolne. Jak naprawię sobie tego grata, będę podwozić cię do tej budy, pasuje?
- Serio naprawisz to coś?
- Wątpisz?
- Ależ jakbym śmiała - uśmiechnęła się zalotnie.
Rozmawiały aż do samego domu Chloe. Gdy obie walnęły się na jej łóżko, Rachel westchnęła głęboko.
- Ładnie nakłamałaś Wells'owi.
- O co ci chodzi? - szatynka popatrzyła na nią spode łba.
- "To tylko tytoń, panie dyrektorze!" - śmiała się, cytując przyjaciółkę.
- Miałam mu powiedzieć prawdę? I wydać Franka? Nie ma mowy! Poza tym, ty też coś pomieszałaś... "Poszła za mną, w trosce o mnie" - parsknęła śmiechem.
- Chciałam wprowadzić do tej historii trochę... Grozy.
- Po co to zrobiłaś?
- Bo miałaś już tyle powodów do problemów, że wolałam wziąć na siebie chociaż to. Niestety Wells zna się z moim tatą i zawsze mam u niego łatwiej, więc najprawdopodobniej zrzucił by wszytko na ciebie. Nie chciałam tego, źle bym się z tym czuła.
- Jesteś wspaniała, Rachel - powiedziała wtulając się w nią i lekko całująca jej obojczyk i szyję.
- Trzeba jeszcze zrobić coś z tym dupkiem, Merrick'iem.
- Od razu zadzwonię do Franka.
Dziewczyna podniosła się i chwyciła za telefon. Wybrała numer i po czterech sygnałach, mężczyzna odebrał.
- Hej, Price. Coś się stało?
- Mam nietypową prośbę, Frank.
- Zamieniam się w słuch.
- Znasz Damon'a Merrick'a, prawda?
- Tak, kumulujemy się.
- Jest taka sprawa, bo gość dość mocno przyczepił się do Rachel i - -
- Kto to Rachel?
- Ta ładna dziewczyna, którą ci ostatnio przedstawiłam na zadupiu.
- Aaa, ta. No i co w związku z tym?
- Mógłbyś jakoś z nim pogadać? Zaczynam się trochę go bać, rozumiesz?
- Mhm... Jasne. Chloe, jedyne miejsce, w którym możesz go spotkać, to złomowisko, albo stary młyn.
- Czyli dwa najczęściej odwiedzane przeze mnie miejsca.
- Racja... Przy najbliższej okazji, weź pistolet ze złomowiska.
- To brzmi groźnie.
- Jak on. Umie być nieprzewidywalny, musisz na niego uważać.
- Jasne. Ale pogadasz z nim?
- Ta, nie martw się.
- Dzięki. Miłego dnia, narka!
- Mhm, narazie!
Dziewczyna odłożyła komórkę obok łóżka i znów położyła się obok przyjaciółki.
- "Ta ładna dziewczyna"...? -spytała, rumieniąc się.
- Wobec Franka, nie kłamię - uśmiechnęła się szczerze.
- Ten Frank wydaje się spoko.
- Bo jest. Przez te trzy lata, przy mnie był tylko on. Zawsze, gdy może, ratuje mi tyłek, albo odpuszcza trochę długu za działkę. To od niego dostałam pistolet, nauczył mnie strzelać. Dużo czasu spędzaliśmy razem.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że - -
- Ugh, Rachel! - krzyknęła zniesmaczona - dziewczyno, to mój przyjaciel, nic więcej!
- A może jednak? - droczyła się.
- Nie denerwuj mnie nawet...
- Kocham to robić.
- Czasami jesteś denerwująca.
- Czekałam na odpowiedź w stylu "A ja kocham ciebie"!
- Ha, chciałabyś!
- A ty potrafisz być wredna.
- Potrafię i dobrze mi z tym!
- Pff.
- Ale kocham cię nad życie - zaśmiała się serdecznie.
- Tak lepiej.
- Oczekiwałam odpowiedzi "Ja ciebie też".
- No dobra, ja ciebie też, niech ci będzie.
- Tak w ogóle, co dzisiaj robimy?
- Emm... Wieczór filmowy? No wiesz, dobry horror i karmelowy popcorn... - rozmarzyła się.
- Myślałam, że będziesz za pójściem na złomowisko.
- Nie chce mi się dzisiaj... Możemy jutro, prooooszę!
- Jasne, przecież nie mówię, że nie.

she was my angel // amberpriceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz