I'm Your National Anthem

2K 215 94
                                    

Ilość słów: 1810

- Harry, gdzie jesteś? - jego matka krzyczała przez telefon. - Masz stać obok nas za dwie minuty! Wszyscy już są gotowi!

- Cholera, mamo, już idę...

- Uważaj na słowa i nawet mi nie mów, że jesteś z tym cholernym „Louisem".

- Jestem, a ty go nie znasz, więc nie mów tak o nim. Poprawiam garnitur. Kocham cię – powiedział Harry i rozłączył się. Gdyby tylko jego matka wiedziała, że razem z Louisem pali zioło przed budynkiem, w którym za parę minut nastąpi inauguracja jego ojca. Tak, Harry był synem prezydenta.

- Twoja mama jest zła? - zapytał Louis.

- Oczywiście – Harry wywalił jointa. - Muszę iść – pocałował chłopaka w usta i wstał.

- Będę patrzeć – powiedział szatyn.

- Kocham cię.

- Też cię kocham. - To Harry usłyszał jako ostatnie, zanim obiegł cały budynek, by dostać się na główną scenę. Jego matka miała rację, każdy już tam był. Jakieś sto tysięcy osób. A potem nadszedł Harry, biegnąc przez tłum. Szybko przebiegł schody i dokładnie na czas stanął obok swojej matki.

- Harry Edward Styles, gdzie ty byłeś? - matka wyszeptała mu do ucha. Miał dzisiaj szczęście. Zanim zdążył odpowiedzieć, orkiestra zaczęła grać. Inauguracja była nudna. Harry właściwie nie słuchał, w swoim naćpanym stanie próbował odszukać Louisa w tłumie. Wszystko skończyło się po około godzinie. A Harry nie słuchał ani jednego słowa, powiedzianego w tym czasie.

Po oficjalnej inauguracji nadszedł czas na lunch. Po raz kolejny Harry w ogóle nie był tym zainteresowany. Uśmiechał się i kiwał głową do każdego, kto coś powiedział i po prostu chciał, by to wszystko już się skończyło. Nie mógł się doczekać balu inauguracyjnego.

Na bal Harry mógł przyprowadzić 'osobę towarzyszącą'. Brunet już powiedział rodzicom, że zamierza przyprowadzić Louisa, ale nie powiedział im, że się spotykają. Jeszcze...

Czekał na szatyna na zewnątrz budynku, wyglądającego jak zamek. Kazał swojemu kierowcy zabrać Louisa z domu, w limuzynie i podwieźć go blisko schodów. Harry troszkę zdenerwował swoich rodziców tym, że założył jasnoczerwony, aksamitny garnitur, ale nie mógł się doczekać, by zobaczyć, co Louis ma na sobie.

Po dziesięciu minutach czekania, kiedy bal już się zaczął, przybyła limuzyna. Kierowca szybko wysiadł, by otworzyć drzwi, ale Louis, nie będąc przyzwyczajonym do bycia traktowanym jak gwiazda, otworzył je samemu.

- Haz! - wykrzyknął.

- Jesteś piękny – Harry przyciągnął go do pocałunku. Louis miał na sobie gładki, czarny garnitur i czarny krawat z czerwonymi kwiatami, które pasowały do stroju bruneta.

- Oh, przestań! - Louis zarumienił się.

Harry otoczył go ramieniem i poprowadził do budynku.

- Czekaj – Louis zatrzymał się. - Jest coś, o czym powinienem wiedzieć, zanim wejdę?

- Um... Bądź troszkę bardziej oficjalny – powiedział brunet. - Coś jak, dobry wieczór, panie Styles, nazywam się Louis Tomlinson i bardzo mi miło wreszcie poznać pana na tym wspaniałym balu – dodał sztucznym, poważnym głosem.

- Ok, łapię – Louis zaśmiał się. Otworzyli drzwi i weszli do środka. Harry puścił Louisa, a ten sapnął.

- Wow, to robisz codziennie? - był zszokowany widokiem pięknego pomieszczenia, wypełnionego pięknymi ludźmi i ekstrawaganckimi ozdobami.

I'm Your Natonal Anthem PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz